*dużo księżycy później*
Byłam tuż po mianowaniu, wreszcie tak długo oczekiwana chwila nadeszła. Byłam z siebie dumna. Cieszyłam się, że nie będę musiała więcej użerać się z uczniami o miejsce w legowisku, a szczególnie z Leśną Łapą. Podeszła do mnie Jaskółczy Śpiew, byłam od niej nieco wyższa, wtuliłam się w jej szylkretowe futro. Jeszcze kilkanaście księżyców temu leżałam obok niej, a teraz jestem z nią na równi rangą. Wydawało mi się to trochę niepokojące, jak szybko się dorasta. Piękne chwile z dzieciństwa przemijają ot, tak. Teraz muszę dawać przykład innym kotą, muszę stosować się do wszystkiego na poważnie. Zero zabawy. Wydawało mi się, że u boku mojego rodzeństwa niestety (a może i stety) to nie wyjdzie. Wszyscy, a raczej większość gratulowali nam nowej pozycji. Spojrzałam na Świerka. To do niego zawsze przychodziłam się wyżalać z problemami. Miałam zbyt złe stosunki z ojcem, by do niego chodzić, a mama od razu zaczęłaby się martwić. Bałam się powierzyć jej balast moich problemów. A Świerk zawsze był nieco flegmatyczny, nie biegał nie wiadomo gdzie by mi pomóc, on po prostu był i to mi wystarczyło. Mieć takiego przyjaciela u boku to wspaniałe uczucie. Zaraz miałam udać się do tradycyjnego czuwania nad obozem. Ułożyłam się na lekkim wzniesieniu, by ze spokojem obserwować obóz. Słońce zaszło za horyzont, a moje rodzeństwo niedaleko mnie oglądało ze spokojem ciemności zakątków centrum klanu wilka. Nagle, gdzieś w krzakach, coś się poruszyło. Nie. Nie były to krzaki, było to wyjście z obozu. Lekko przyczajając się, podeszłam. Stworzenie wykonywało niezgrabne ruchu. Usłyszałam jakiś syk. Był to z pewnością kot.
< Leśna Łapo? Miodowy Nosie? Wąsata Łapo? Gardeniowa Łapo? Obstawiam, że odpisze pierwsza z podanych (nie wiedziałam co napisać, więc wcisnęłam zwierzenia pomianowaniu :/)>
E tam, klepię
OdpowiedzUsuń