Powiedzieć, że atmosfera w obozie była ponura to jak stwierdzić, że Słońce błyszczy złotem – coś oczywistego i niezaprzeczalnego.
Wiadomość o śmierci Makowego Pola, Szarej Duszy i Gęsiej Łapy nie wstrząsnęłaby nikim aż tak mocno, gdyby okazało się, że zginęli w starciu z jakimś patrolem, bandą samotników czy nawet lisem. Nikt się jednak nie spodziewał, że sprawcą odpowiedzialnym za to był sam las – doczesny, naturalny obrońca klanu. Wiele kotów tłumaczyło to sobie jednak okolicznością nagłej i porywistej burzy, która targała drzewami jak kłosami polnej trawy. Kroplą, która przelała koryto rzeki okazała się śmierć jednego z potomków Milczącej Gwiazdy i Borsuczego Gońcy – Promiennej Łapy. Wtedy już wszyscy byli przekonani, że Klan Gwiazd się rozgniewał.
Zroszony Nos solidaryzowała się z klanem podczas tych trudnych dni. Nie znała zbyt dobrze zmarłych ale i tak odczuwała smutek widząc opuszczone ogony współplemieńców. Trudno być wesołym i pozytywnie nastawionym do życia, gdy w koło krążą pochmurne pyski wykrzywione grymasem wewnętrznego cierpienia. Ostatnie dni były ciężkie dla wszystkich. Niewiele wtedy rozmawiała także ze Srebrnym Deszczem, który przeżywał własną żałobę. Zroszony Nos nie była mistrzynią czytania dusz innych kotów ale kocura akurat znała na tyle dobrze aby zorientować się, że śmierć Makowego Pola wstrząsnęła jej przyjacielem głęboko. Złotooka domyśliła się, że zapewne była mu bliska, może była kimś więcej niż rówieśniczką. Nigdy go jednak o to nie spytała ale wspierała go podczas tamtych trudnych dni.
- Teraz jest z Klanem Gwiazd – podeszła któregoś dnia do srebrnego kocura i usiadła obok niego – Będzie cię wspierała ze Srebrnej Skóry i pewnie któregoś dnia się spotkacie.
- P-pewnie tak.
Tamten dzień, był zwyczajny, jak inne pogrążone w żałobie. Właśnie jednak tamtego dnia, w sercu młodej kotki pojawiła się drobna iskierka uczucia względem kocura. Widziała go jak był załamany i kruchy ale też gdy przepełniała go siła i determinacja. Właśnie może dlatego tamtego dnia zakiełkowało ziarno uczucia w jej sercu.
- Słowami nie zmienię tego, co się wydarzyło – przysunęła się i wtuliła w jego srebrzystą sierść – Czynami pewnie też nie ale wiem ile potrafią zdziałać proste gesty.
Siedzieli tak jakiś czas, zapewne oboje pogrążeni w natłoku myśli o tym, co będzie dalej.
~ Po narodzinach drugiego miotu Liliowej Łodygi ~
Dwukolorowa kotka leżała w cieniu. Spod przymrużonych powiek obserwowała żłobek. Odkąd jej rodzice doczekali się drugiego miotu, wojowniczka miała dziwne myśli w głowie. Coraz częściej myślała o sobie jak o matce swoich własnych kociąt, i za każdym razem jej niechęć wobec tych małych kulek wzrastała. Niby tylko myśli ale przekładało się to na jej funkcjonowanie w życiu. Ani razu jeszcze nie przyszła z wizytą do swojej matki i młodszego rodzeństwa. A powinna, prawda? Powinna być tą dobrą, starszą córką, która spędza chętnie czas z młodszym rodzeństwem. Niestety jak bardzo by nie chciała to omijała kociarnię najszerszym łukiem jakim się dało i zajmowała się czymś kompletnie innym. Była świadoma, że kiedyś będzie musiała tam przyjść i poznać swoje młodsze rodzeństwo a i kiedyś wychowywać własne kocięta. To ją przerażało. Nie widziała siebie w roli starszej siostry a, co dopiero matki. Może za daleko wybiegała w przyszłość ale od kiedy zorientowała się, że Srebrny Deszcz przestał być dla niej do końca „tylko” przyjacielem to świadomość stania się karmicielką sama się narzucała. Nie wyznała mu uczucia, bo sama dokładnie nie była pewna samej siebie, zwłaszcza, że ostatnio także dużo myślała o dołączeniu do grona samotników. Miała ochotę po prostu zniknąć pośród nocnych cieniów, nikomu nie mówiąc.
- C-cześć Z-zroszony Nosie!- wzdrygnęła się słysząc głos srebrnego kocura – Poszłab-byś z-ze mną na polowanie?
Zauważyła, że kocur przestał mówić wyraźnie. Rozumiała go ale dziwnie się czuła słysząc je z jego pyska. Wtedy miała przed oczami swojego brata – Małą Łapę. Kocur odszedł z klanu jako uczeń i Zroszony Nos wciąż nie wiedziała czemu. Wiedziała jednak, że kiedyś będzie jej to dane zrozumieć, w końcu sam Skra ją o tym przekonał. Otrząsnęła się jednak z zamyślenia i spojrzała trzeźwiejszym wzrokiem na kota.
- Pewnie, i tak nie robię nic pożytecznego – podniosła się – Chodźmy.
*^*^*^*^*
Niosła w pyszczku tłustego wróbla. Przed nią kroczył Srebrny Deszcz z gołębiem w pysku. Kotka myślała czy by nie porozmawiać z nim na temat swoich ostatnich obaw i myśli. W końcu, nie ufała nikomu tak bardzo jak jemu a być może on właśnie będzie wiedział co robić. Przystanęła i odłożyła zdobycz na lekko wilgotny grunt.
- Srebrny Deszcz, j-ja chciałam o czymś z tobą porozmawiać – przysiadła.
Odwrócił się i odłożył swój łup. Usiadł naprzeciwko niej. Oczy skrzyły mu się z ciekawości ale i niepokoju.
- Tak?
- Moi rodzice doczekali się kolejnego potomstwa. Cieszy mnie to – skłamała pod pewnym względem ale postarała się aby głos jej nie zadrżał. Srebrny Deszcz słuchał jej uważnie – Zdaje sobie sprawę, że i pewnie ja kiedyś będę musiała je mieć z jakimś kocurem a-ale nie wiem czy będę mogła.
- Jesteś chora? – zapytał przyglądając się jej dokładnie – Lawendowy Płatek pewnie coś by…
- Nie to nie tak, że nie mogę ze względów fizycznych, tylko… psychicznych. To siedzi u mnie w głowie. Ja… po prostu… ech, nie lubię kociąt.
Srebrny Deszcz przez jakiś czas milczał, tępo wpatrując się w ziemię. W końcu podniósł wzrok, przepełniony dziwnym entuzjazmem. Zroszonemu Nosowi serce zabiło szybciej.
- Dlaczego mi o tym mówisz?
Westchnęła. To będzie chyba trudna rozmowa. Czemu oni nie mogą mieć łatwych, luźnych pogaduszek?
- Wiem, że mnie kochałeś a być może nadal kochasz. Chciałam cię uświadomić o mojej, huh… dolegliwości i abyś miał porównanie z innymi, równie atrakcyjnymi kotkami z naszego klanu, poza tym… myślałam czy aby nie odjeść z Klanu Wilka, w końcu oni ode mnie oczekują, że przedłużę przyszłość klanu jako karmicielka a nie wiem czy podołam temu nawet… nawet jeśli – przełknęła gulę w gardle i spojrzała prosto w oczy kocurowi – ja coś do ciebie zaczęłam czuć.
<Srebrny Deszcz?>
Wiadomość o śmierci Makowego Pola, Szarej Duszy i Gęsiej Łapy nie wstrząsnęłaby nikim aż tak mocno, gdyby okazało się, że zginęli w starciu z jakimś patrolem, bandą samotników czy nawet lisem. Nikt się jednak nie spodziewał, że sprawcą odpowiedzialnym za to był sam las – doczesny, naturalny obrońca klanu. Wiele kotów tłumaczyło to sobie jednak okolicznością nagłej i porywistej burzy, która targała drzewami jak kłosami polnej trawy. Kroplą, która przelała koryto rzeki okazała się śmierć jednego z potomków Milczącej Gwiazdy i Borsuczego Gońcy – Promiennej Łapy. Wtedy już wszyscy byli przekonani, że Klan Gwiazd się rozgniewał.
Zroszony Nos solidaryzowała się z klanem podczas tych trudnych dni. Nie znała zbyt dobrze zmarłych ale i tak odczuwała smutek widząc opuszczone ogony współplemieńców. Trudno być wesołym i pozytywnie nastawionym do życia, gdy w koło krążą pochmurne pyski wykrzywione grymasem wewnętrznego cierpienia. Ostatnie dni były ciężkie dla wszystkich. Niewiele wtedy rozmawiała także ze Srebrnym Deszczem, który przeżywał własną żałobę. Zroszony Nos nie była mistrzynią czytania dusz innych kotów ale kocura akurat znała na tyle dobrze aby zorientować się, że śmierć Makowego Pola wstrząsnęła jej przyjacielem głęboko. Złotooka domyśliła się, że zapewne była mu bliska, może była kimś więcej niż rówieśniczką. Nigdy go jednak o to nie spytała ale wspierała go podczas tamtych trudnych dni.
- Teraz jest z Klanem Gwiazd – podeszła któregoś dnia do srebrnego kocura i usiadła obok niego – Będzie cię wspierała ze Srebrnej Skóry i pewnie któregoś dnia się spotkacie.
- P-pewnie tak.
Tamten dzień, był zwyczajny, jak inne pogrążone w żałobie. Właśnie jednak tamtego dnia, w sercu młodej kotki pojawiła się drobna iskierka uczucia względem kocura. Widziała go jak był załamany i kruchy ale też gdy przepełniała go siła i determinacja. Właśnie może dlatego tamtego dnia zakiełkowało ziarno uczucia w jej sercu.
- Słowami nie zmienię tego, co się wydarzyło – przysunęła się i wtuliła w jego srebrzystą sierść – Czynami pewnie też nie ale wiem ile potrafią zdziałać proste gesty.
Siedzieli tak jakiś czas, zapewne oboje pogrążeni w natłoku myśli o tym, co będzie dalej.
~ Po narodzinach drugiego miotu Liliowej Łodygi ~
Dwukolorowa kotka leżała w cieniu. Spod przymrużonych powiek obserwowała żłobek. Odkąd jej rodzice doczekali się drugiego miotu, wojowniczka miała dziwne myśli w głowie. Coraz częściej myślała o sobie jak o matce swoich własnych kociąt, i za każdym razem jej niechęć wobec tych małych kulek wzrastała. Niby tylko myśli ale przekładało się to na jej funkcjonowanie w życiu. Ani razu jeszcze nie przyszła z wizytą do swojej matki i młodszego rodzeństwa. A powinna, prawda? Powinna być tą dobrą, starszą córką, która spędza chętnie czas z młodszym rodzeństwem. Niestety jak bardzo by nie chciała to omijała kociarnię najszerszym łukiem jakim się dało i zajmowała się czymś kompletnie innym. Była świadoma, że kiedyś będzie musiała tam przyjść i poznać swoje młodsze rodzeństwo a i kiedyś wychowywać własne kocięta. To ją przerażało. Nie widziała siebie w roli starszej siostry a, co dopiero matki. Może za daleko wybiegała w przyszłość ale od kiedy zorientowała się, że Srebrny Deszcz przestał być dla niej do końca „tylko” przyjacielem to świadomość stania się karmicielką sama się narzucała. Nie wyznała mu uczucia, bo sama dokładnie nie była pewna samej siebie, zwłaszcza, że ostatnio także dużo myślała o dołączeniu do grona samotników. Miała ochotę po prostu zniknąć pośród nocnych cieniów, nikomu nie mówiąc.
- C-cześć Z-zroszony Nosie!- wzdrygnęła się słysząc głos srebrnego kocura – Poszłab-byś z-ze mną na polowanie?
Zauważyła, że kocur przestał mówić wyraźnie. Rozumiała go ale dziwnie się czuła słysząc je z jego pyska. Wtedy miała przed oczami swojego brata – Małą Łapę. Kocur odszedł z klanu jako uczeń i Zroszony Nos wciąż nie wiedziała czemu. Wiedziała jednak, że kiedyś będzie jej to dane zrozumieć, w końcu sam Skra ją o tym przekonał. Otrząsnęła się jednak z zamyślenia i spojrzała trzeźwiejszym wzrokiem na kota.
- Pewnie, i tak nie robię nic pożytecznego – podniosła się – Chodźmy.
*^*^*^*^*
Niosła w pyszczku tłustego wróbla. Przed nią kroczył Srebrny Deszcz z gołębiem w pysku. Kotka myślała czy by nie porozmawiać z nim na temat swoich ostatnich obaw i myśli. W końcu, nie ufała nikomu tak bardzo jak jemu a być może on właśnie będzie wiedział co robić. Przystanęła i odłożyła zdobycz na lekko wilgotny grunt.
- Srebrny Deszcz, j-ja chciałam o czymś z tobą porozmawiać – przysiadła.
Odwrócił się i odłożył swój łup. Usiadł naprzeciwko niej. Oczy skrzyły mu się z ciekawości ale i niepokoju.
- Tak?
- Moi rodzice doczekali się kolejnego potomstwa. Cieszy mnie to – skłamała pod pewnym względem ale postarała się aby głos jej nie zadrżał. Srebrny Deszcz słuchał jej uważnie – Zdaje sobie sprawę, że i pewnie ja kiedyś będę musiała je mieć z jakimś kocurem a-ale nie wiem czy będę mogła.
- Jesteś chora? – zapytał przyglądając się jej dokładnie – Lawendowy Płatek pewnie coś by…
- Nie to nie tak, że nie mogę ze względów fizycznych, tylko… psychicznych. To siedzi u mnie w głowie. Ja… po prostu… ech, nie lubię kociąt.
Srebrny Deszcz przez jakiś czas milczał, tępo wpatrując się w ziemię. W końcu podniósł wzrok, przepełniony dziwnym entuzjazmem. Zroszonemu Nosowi serce zabiło szybciej.
- Dlaczego mi o tym mówisz?
Westchnęła. To będzie chyba trudna rozmowa. Czemu oni nie mogą mieć łatwych, luźnych pogaduszek?
- Wiem, że mnie kochałeś a być może nadal kochasz. Chciałam cię uświadomić o mojej, huh… dolegliwości i abyś miał porównanie z innymi, równie atrakcyjnymi kotkami z naszego klanu, poza tym… myślałam czy aby nie odjeść z Klanu Wilka, w końcu oni ode mnie oczekują, że przedłużę przyszłość klanu jako karmicielka a nie wiem czy podołam temu nawet… nawet jeśli – przełknęła gulę w gardle i spojrzała prosto w oczy kocurowi – ja coś do ciebie zaczęłam czuć.
<Srebrny Deszcz?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz