Przeszłość
Złocista Łapa, korzystając z chwili spokoju, wybrał się wraz z Kotewkowym Powiewem w okolice drzewa. Dzisiaj miał poćwiczyć wspinaczkę. Z jednej strony się obawiał, ale z drugiej było to coś innego. Pamiętał, jak rozmawiał o tym z jednym z uczniów. Podobało mu się to, więc być może nie było to nic takiego złego.
— Dobrze, skup się teraz Złocista Łapo — zaczęła jasna księżniczka. Kremowy przeniósł na nią wzrok. Kiedy starsza upewniła się, że ten na pewno był skupiony, rozpoczęła trening. Widlik śledził jej ruchy. Widział, jak zwinnie wdrapuje się na drzewo i stabilnie utrzymuje na gałęzi. Nie wyglądało to na coś łatwego, ale jeśli inni uczniowie również to przechodzili, Złotek nie miał zamiaru być gorszy. Zresztą przyda mu się ta umiejętność. W końcu słyszał o tej powodzi, którą straszył go Żmijowcowa Wić, gdy był jeszcze kocięciem. Wciąż pamiętał ten dreszcz, który przeszedł mu po kręgosłupie.
— Złocista Łapo? — zagadnęła Kotewka. Kocur niemal podskoczył, kiedy ta pojawiła się nagle przy nim. Kiedy to się stało? Czy był za bardzo zamyślony? Musiał nad tym zapanować!
— Tak, jestem. Przepraszam — odparł w odpowiedzi, unosząc na nią wzrok. Piastunka obdarzyła go uśmiechem i pokręciła leciutko łebkiem.
— Nie szkodzi. Jesteś gotów? Będę cię pilnować, by nic ci się nie stało. Obiecuję — zwróciła się do niego kocica. Zielonooki westchnął. Skinął leciutko łebkiem.
— Tak, nie mamy czasu na zwlekanie — miauknął. Jednak gdy tylko uniósł łebek na drzewo, zamurowało go. Było ogromne i zbyt wysokie. Czy na pewno było to bezpieczne? Jednak Kotewkowy Powiew właśnie z niego zeszła w jednym kawałku prawda?
— Mamy czas, więc jeśli potrzebujesz chwili, powiedz — odparła łagodnie księżniczka. Kocurek jednak pokręcił lekko głową.
— Nie trzeba, dziękuję — odparł i podszedł bliżej drzewa. Oparł przednie łapy na chropowatej korze. Przecież nie mogło być to aż tak trudne prawda?
— Jestem tuż za tobą. Poradzisz sobie — rozległ się głos Kotewki, stojącej za nim. Czuł jej obecność i wydychane powietrze. Przełknął cicho ślinę i odepchnął się tylnymi łapami. Jego ruch był dość niezgrabny, a on ponownie ześlizgnął się na ziemię.
— Spokojnie, nic się nie dzieje Złocista Łapo — uspokajała go w dalszym ciągu jego mentorka i matka zarazem. Tak, kocur traktował ja, jak matkę i nic nie było w stanie tego zmienić. Najwidoczniej jej obecność dodała mu sił, ponieważ ponowił próbę. Tym razem szło mu nieco lepiej. Wciąż nie do końca był w tym zgrabny, ale piął się w górę. Mięśnie drżały mu z wysiłku, ale on się nie poddawał. W końcu dotarł na jedną z niższych gałęzi. Oddychał ciężko, ale czuł też dumę w piersi.
— Widzisz? Mówiłam, że sobie poradzisz. Brawo — wymruczała Kotewka. Widlik przeniósł na nią wzrok i się uśmiechnął.
— Dziękuję Kotewkowy Powiewie — odparł ciepło. Po czym powędrował zielonym spojrzeniem jeszcze wyżej. Zebrał siły i ponowił wspinaczkę. Zatrzymał się dopiero kilka gałęzi później. Wypiął dumnie pierś, a dawne obawy po prostu z niego spełzły niczym deszcz spływający po kamieniu. Zaraz też obok niego pojawiła się Kotewka, by ostatecznie zejść na dół we dwójkę. Kiedy łapy kocura dotknęły ziemi, odczuł niemałą ulgę. Mimo wszystko wolał stały grunt. Po kilku chwilach odpoczynku spróbował ponownie. W końcu powrócił z mentorką do kociarni, gdzie po prostu padł ze zmęczenia. Zasnął, a Kotewka leżała obok niego.
[520 słów]
+Trening ze wspinaczki na drzewa
[przyznano 10% + 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz