Trochę wcześniej
Już od pierwszych sekund spędzonych poza łonem matki było wiadomo, że coś jest z nią nie tak. Jej oddech był słaby, płytki i świszczący; nie ruszała się zbyt dużo, a kiedy już to robiła, była potwornie niezdarna i delikatna, jakby nie miała sił na większe ruchy. Kobczyk – jej siostra – również nie wyglądała na zupełnie zwyczajną. Na pierwszy rzut oka miała przykrótką kufę i także nie oddychała tak, jak przykładny kociak. Co za dziwne przypadki trafiły się tej biednej Mewie!
Jednak mimo to samotniczka nie porzuciła swoich latorośli. Wąsatka czuła, jak język jej rodzicielki spokojnie przejeżdża po jej główce i grzbiecie. Czarno-biała, wewnętrznie czując szczęście, podciągnęła się delikatnie bliżej samotniczki, wciskając łebek w jej puchate, ciepłe futro. Choć oficjalnie nie sformułowała jeszcze żadnej myśli, w środku czuła, że chciałaby, by ten moment trwał wiecznie. Było jej przyjemnie, czuła się bezpieczna i chroniona.
W pewnym momencie wyczuła, jak drugie kocię przypełzło do niej i położyło się tuż obok. Była to niewielka, czekoladowa młodziczka, o kilka minut starsza od Wąsatki. Obie leżały wtulone w klatkę piersiową ich matuli, kierowane tylko i wyłącznie instynktem. Wkrótce jednak zmysły młódki zaczęły się jakby rozpływać – ciało Mewy przestało już ogrzewać, a w nosku nie kręcił się zapach ciepłego mleka.
Wąsatka zasnęła.
* * *
Teraźniejszość
Tak się jednak nie stało! Jak widać – i jako jedna z pierwszych przekonała się o tym Kobczyk. Wąsatka, niezgrabnie przemierzając norę, przypadkiem wpadła na swoją siostrę, którą… lubiła nazywać bratem. Nie wiadomo, skąd jej to przyszło. Może usłyszała to słowo od Mewy, może od Wilczego Skowytu – po prostu zadomowiło się w jej niewielkim móżdżku i nie chciało z niego wyjść.
Czarno-biała podniosła gwałtownie łebek do góry, ściągając łapki z czekoladowej młódki, która wywrócona leżała teraz na ziemi. Ogon Wąsatki delikatnie poruszał się z radości, a oczy zdradzały czystą beztroskę.
— Brat! — zawołała, otrzepując się z kurzu, który do niej przylgnął, gdy upadła. — Prawie przyłapał mnie patrol! — mruknęła, w rzeczywistości powtarzając to po swoim ojcu, który jeszcze niedawno siedział tu z nimi.
Kobczyk podniosła się i przechyliła głowę ze zdziwieniem. Zamrugała kilka razy, a potem kichnęła gwałtownie, aż ściany nory się zatrzęsły. Nie powiedziała nic – milczała, dopóki nie podeszła bliżej siostry i nie wyciągnęła łapy w jej stronę, a konkretniej w stronę jej oka.
— Pokaż, siostrzyczko… — wymamrotała pod nosem, rozkładając paluchy na kufie Wąsatki.
Młódka fuknęła coś i odsunęła się do tyłu. Sylwetka czekoladki była rozmyta, niewyraźna, jakby podwójna. Zawsze tak było, ale Wąsatka nie uważała tego za coś złego. Skąd miała wiedzieć, że nie powinna tak widzieć?
— Hej! Zostaw moją mordkę — pisnęła oburzona, odwracając wzrok od Kobczyka.
Ta jednak przysunęła się delikatnie, wpatrzona z zaciekawieniem w jej pyszczek.
— Ale… siostrzyczko! Oko ci gdzieś uciekło… Nie chcesz, żebym je naprawiła?
Młoda zagryzła wargę, marszcząc brewki.
— Nie! — wyrzuciła szybko.
Czekoladowa natychmiast się wycofała, płaszcząc po sobie uszy. Jej ogon opadł, a oczy wyrażały skruchę. Kobczyk odkąd tylko zaczęła widzieć i słyszeć, widziała w swojej siostrze najbliższego jej kota. Gdy więc Wąsatka gniewała się na starszą siostrę, ta często próbowała ją przeprosić i sprawić, by jej wybaczyła – jakby od każdego zachowania czarno-białej zależało jej samopoczucie.
Wtem pośród nich pojawiła się Mewa. Delikatnie chwyciła Wąsatkę za skórę na karku i przyciągnęła bliżej siebie, układając ją na ciasnym, lecz ciepłym posłaniu.
— Pokłóciłyście się? — spytała zaspanym głosem, patrząc raz na Wąsatkę, a raz na Kobczyka.
Czarno-biała pokręciła główką.
— Nie… — odparła cicho, wychylając się do przodu z gniazda. — Ale Kobczyk chciał ukraść mi oko! — ciągnęła obrażona, patrząc na siostrę spod przymrużonych powiek.
Mewa zachichotała, podchodząc do Wąsatki i klepiąc ją delikatnie po główce.
— Jestem pewna, że Kobczyk wcale nie chciała ukraść ci oka — stwierdziła, rozbawiona, co nie spodobało się młódce. Jak ona śmiała tak lekceważyć jej poważne problemy?
— Jak to nie jak tak! Przecież wiem, co widziałam! — wyrzuciła, kładąc po sobie uszy ze złości.
Kilka uderzeń serca później wyprostowała się jednak i polizała szorstkim języczkiem po zmierzwionym futerku na szyi.
<Mamo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz