Pora nagich drzew równie szybko odeszła, tak jak się zjawiła na terenach Klanu Burzy. Wszystko zaczynało wracać do życia, nawet Szakłakowa Barwa, gdyż po bardzo długim czasie odbył rozmowę z siostrą, Pchełkowym Skokiem z Klanu Klifu. Od tamtej pory na pysku kocura można było dostrzec nieco bardziej widoczny uśmiech, sprawiający, że nie wyglądał już na takiego ponuraka, jak wcześniej. Myślał, że rozpoczął się nowy rozdział w jego życiu, pozbawiony wiecznego osamotnienia i braku towarzystwa do otwarcia pyska. Nawet jeśli miał Poczciwego Dziwaczka u boku, to jednak nie było to aż w takim stopniu wystarczające. Po umówieniu się na spotkania na granicy klanów z siostrą myśl, że w końcu jest szczęśliwy, krążyła po jego głowie. Zdawać się mogło, że nawet natura odzwierciedla jego poprawę nastroju po długim czasie, gdyż większość dni była słoneczna niczym w porze zielonych liści.Lecz koniec tego wszystkiego przyszedł niespodziewanie niczym grom z jasnego nieba, zesłany przez przodków jako ostrzeżenie… Wojownik powinien się cieszyć, że klan nadal rośnie w siłę, lecz nie potrafił. Śmierć jego mentora uderzyła nagle i mocno, niczym wzburzona woda, która rozbiła się na kamieniu w rzece. Kiedy tylko wniesione zostało już martwe ciało starszego, oczy Szakłaka zaszły łzami i mgłą. Łapy przy każdym kroku uginały się, kiedy tylko pokonywał polanę w stronę burego. Poczciwy Dziwaczek był dla niego niczym starszy przyjaciel, do którego można było się zwrócić z pomocą lub po prostu chęcią porozmawiania. To on niemal zawsze stał gdzieś z boku, kiedy czarny jako uczeń pokonywał powoli swoje obawy i ciążącą klątwę samotności.
Dotychczas serce zmącone jedynie szczęście teraz ściskał żal i gorycz tęsknoty. Zielonooki czuł wręcz, jak te z każdym postawieniem łapy na ziemi zaczyna coraz bardziej pękać, aż w końcu nie pozostało nic oprócz miliona małym kawałków, które zdawały się nie być zdolne do ponownego złożenia. Do samego końca miał nadzieję, że to jakiś koszmar, lecz zimne ciało kocura rozwiało wszelkie wątpliwości — odszedł, na dobre. Z zaciśniętymi zębami i gardłem, przypadł do Poczciwego Dziwaczka, pozwalając, aby słone łzy zaczęły spływać po jego pysku, aż w końcu znajdą się na ciemnej sierści zmarłego, mocząc je i pozostawiając widoczne ślady żałoby.
Z całych sił starał się nie zacząć żałośnie wyć z powodu odejścia kogoś tak bliskiego. Czy tak już zawsze będzie wyglądać ostatnie wspomnienie z bliskim? Smutek i tęsknota rozrywająca ciało z każdym uderzeniem serca?
Wojownik nawet nie zwracał uwagi na to, że kogoś jeszcze mogła poruszyć śmierć burego — był tylko on i dawny mentor, nikt więcej się nie liczył. Nawet nie zaprzątał sobie głowy Słodką Dziewanną i jej komplikacjami spowodowanymi zapewne śmiercią partnera.
Wszystko nagle przestało się liczyć, pora dnia, głód czy nawet pragnienie.
Nie wiedział, ile czasu spędził przy ciele zmarłego, lecz na pewno jako ostatni je widział, gdyż nie było mowy, by nie pomógł przy pochówku. Kiedy tylko inni odeszli, położył się przed grobem Dziwaczka, by zanieść się cichym łkaniem. Nie wiedział, ile łez uronił, że na pewno była to duża ilość, ponieważ, gdy w końcu postanowił się podnieść, poczuł lekkie zawroty głowy oraz jak zmęczenie ogarnia całe jego ciało. Włócząc łapami, powrócił do obozu, aby od razu zniknął za kurtyną krzewów, która oddzielała legowisko wojowników od świata zewnętrznego. Widząc jeszcze dawne posłanie, na którym sypiał, zmarł, zanurzył pazury w ziemi — czemu to akurat on musiał odejść? I to właśnie teraz?! W końcu jego życie zaczęło się układać, a śmierć wojownika to wszystko zmieniła w zgliszcza. Szakłak miał zamiar z czasem nawet przedstawić Dziwaczka swojej siostrze, lecz teraz stało się to niemożliwe — chyba że szylkretka przyjdzie odwiedzić miejsce pochówku. Wątpił, by Judaszowcowa i Królicza Gwiazda zgodzili się na coś takiego. Pozostało więc jedynie opowiedzenie o tym, jakim wspaniałym kotem był zmarły wojownik.
Z ponurymi myślami zajął swoje własne posłanie, które już było wyleżane do granic możliwości, by ułożyć się tak, aby cały czas wpatrywać się w legowisku burego, który już nigdy na nie nie powróci. Czy naprawdę całe życie Szakłaka było już utkaną ścieżką z żalu, goryczy, żałoby i samotności? Taki już jego los został dawno napisany przez przodków i niemożliwy do zmiany? Jego klątwa będzie na nim ciążyć aż do śmierci? Tak to wszystko zostało zaplanowane przez gwiezdnych przodków? Tyle pytań, a żadnej odpowiedzi. W sumie, jak zawsze, więc to było jedną z nielicznych rzeczy, które pozostawały niezmienne. Ciężko westchnął, przymykając oczy — miało to być tylko na chwilę, lecz nim się obejrzał, nastał kolejny dzień. Nie wiedział ile spał oraz ile czasu minęło od wieści o śmierci Poczciwego Dziwaczka, z czego ile spędził nad ciałem, a później grobem.
Był wdzięczny, że przez ten czas nikt nie postanowił go budzić lub próbować zawracać głowę czymś błahym, w końcu odejście tak ważnego kota dla Szakłaka była czymś pierwszorzędnym. Wszystkie wydarzenia powoli do niego wracał, aż nie pojawiła się jedna myśl. Od razu udał, opuścił norę i udał się do Skruszonego Drzewa, w którym swe legowisko miał lider.
— Królicza Gwiazdo, mogę wejść? — spytał, stojąc u wejścia, niemal na krawędzi. Nie chciał krzyczeć niemal na cały obóz z zapytaniem, wiedząc od medyków, że przywódca jest u siebie.
— Wejdź Szakłakowa Barwo. Z czym przybywasz?
— Wiem, że to nietypowa prośba, lecz… po śmierci Poczciwego Dziwaczka proszę o zmianę imienia. Chciałbym przyjąć człon Poczciwy jako pamiątkę po nim i okazanie szacunku po śmierci.
— Poczciwy Dziwaczek był twoim mentorem, nieprawdaż? — Wojownik od razu przytaknął. — Musiał być Ci bliski skoro przychodzisz z taką prośbą, ale dobrze. Zgadzam się.
— Dziękuje Ci, Królicza Gwiazdo! Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy. — Na te słowa lider jedynie skinął głową, by powoli podnieść się z legowiska. Szakłak w tym czasie opuścił Skruszone Drzewo, a Królicza Gwiazda przeszedł na miejsce, gdzie zazwyczaj przemawiał do klanu. Nie minęła nawet chwila, a starszy zwołał klan, a zielonooki stał przed obliczem lidera, mając za sobą półkole z zebranych kotów.
— Duchy Klanu Gwiazdy, znacie imię każdego kota. Proszę was teraz, żebyście zabrały imię kota, który stoi przed wami, gdyż nie oddaje już jego natury. Jako przywódca Klanu Burzy i za aprobatą naszych wojowniczych przodków nadaję temu kotu nowe imię. Od dzisiaj będzie on znany jako Poczciwy Szakłak, gdyż sam o to poprosiłeś o to po śmierci swego mentora, Poczciwego Dziwaczka.
Po tych słowach Szakłak przestał słyszeć cokolwiek, w myślach przemawiając do zmarłego, mając przy tym wzrok skierowany w stronę nieba.
“Mam nadzieję, że to widzisz Poczciwy Dziwaczku, to na twoją cześć. Dziękuje Ci za wszystko i żgenaj…”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz