Biała Łapa jak zwykle przeklinał swoją inność, patrząc jak inni Uczniowie wychodzą z uśmiechami na pyskach na treningi. On czekał, aż słońce schowa się za chmurami, by przemknąć do tuneli. Zmarszczył brwi i odwrócił głowę, wyglądając jak stary zgarbiony dziadek, co to wszystkiego ma dosyć. Jednak… miał do tego prawo. Przecież nie mógł wyjść na zewnątrz w taką pogodę. Dla innych piękna, dla niego…paskudna. Chciałby cieszyć się słońcem, ciepłem, świeżymi kwiatami, które rozkwitły po długiej nocy, a nie tkwić jak ciołek w jednym miejscu i tylko wdychać słodkie, kwieciste powietrze.
Gdy słońce w końcu zaszło, ruszył szybkim krokiem, przyczajony niczym kuna, do tuneli. Odbył w nich trening z Kwiecistą Knieją, która męczyła go walkami. Szły mu coraz lepiej, sam nawet był z siebie zadowolony, jednak wciąż nie osiągnął zadowalającego go poziomu. Nadal nadal był za słaby, brakowało mu tych ostrych, czystych ruchów jak u jego mentorki. Biały za każdym razem obserwował ją, żeby móc później powtarzać te ciosy, uczyć się więcej. Był pod wrażeniem tego, iż kotka nie robiła żadnych zbędnych ruchów. Jej ciało ruszało się samo, jakby nie musiała w ogóle myśleć nad następnymi krokami.
Albo po prostu on był na tyle słaby, że nie musiała.
Gdy skończyli trening walki, zaczęło się ściemniać, więc mogli wyjść. Kwiecista Knieja zarządziła trening z polowania na zające. Biała Łapa, wykończony po walkach miał jeszcze polować? Kotka nie miała litości. Z jednej strony, może to i dobrze, bo dzięki temu kocur wyrośnie na porządnego wojownika, a z drugiej… na litość Gwiezdnych! Ile można?!
Poszedł za nią na polanę, gdy słońce zniknęło z horyzontu. Było ciemno, zaczynało robić się chłodno. Biała Łapa znał podstawy polowań od Burzowych Chmur, więc pewnie Kwiecista Knieja chce je jedynie uczniowi utrwalić. Szedł za szylkretką, a gdy wpadli na trop zajęczaków, przyczaił się. Mentorka puściła go przodem, by mógł pokazać swoje umiejętności. Kotka pewnie oceni czego mu brakuje i później będą to trenować.
Skrył się w wysokiej trawie, by stworzonko go nie widziało. Szedł tropem, cicho, ważąc każdy krok jakby zależało od nich jego życie. Gdy dotarł w końcu do miejsca, w którym znalazł zające, wybrał jednego na swój cel. Zaszedł je od tyłu i wyskoczył, a te ruszyły w panicznym biegu do ucieczki.
– Goń je! – Usłyszał z tyłu.
– Wiem przecież – warknął pod nosem.
Rzucił się za zającami, goniąc je przez kilka sekund, aż dogonił jednego i w kilku zwinnych ruchach udało mu się zagonić stworzenie w dogodne dla ucznia położenie. Doskoczył, zatapiając zęby w karku, upewniając się jeszcze, że na pewno nie żyje. To polowanie było owocne, w porównaniu z innymi do tej pory. Był z siebie bardzo dumny. Najwyższa pora, by potrafił zapolować.
Gdy wracali, Biała Łapa niósł swoją zdobycz. Nie był to duży zając, ale zawsze wykarmi kilka żołądków, więc był zadowolony. Gdy tak maszerowali wśród wysokich traw, mignęło mu w blasku księżyca pióro leżące nieopodal. Jasnoszare z białymi wstawkami, jakby gołębie. Przekazał zająca mentorce, by podejść bliżej. Gdy do niego dotarł i przyjrzał się lepiej, przypomniało mu barwę futra Drobnej Łapy. Ono również było jasno szare z bielą. Nie wiedział dlaczego akurat Klifiaczka zawitała w jego umyśle, jednak nie zastanawiał się też nad tym dłużej. Wziął to pióro i włożył sobie w ogon, by go nie zgubić. Dotarłszy do mentorki, odebrał zająca, a następnie oboje wrócili do obozu, zmęczeni, ale zadowoleni. Biała Łapa wyczyścił znalezione piórko i ułożył je obok dzięciołego, które znalazł parę księżyców temu. Obydwa znaleziska zdobiły teraz jego mchowe posłanie, a on zamknął oczy, by odpłynąć w senny rejs.
Gdy słońce w końcu zaszło, ruszył szybkim krokiem, przyczajony niczym kuna, do tuneli. Odbył w nich trening z Kwiecistą Knieją, która męczyła go walkami. Szły mu coraz lepiej, sam nawet był z siebie zadowolony, jednak wciąż nie osiągnął zadowalającego go poziomu. Nadal nadal był za słaby, brakowało mu tych ostrych, czystych ruchów jak u jego mentorki. Biały za każdym razem obserwował ją, żeby móc później powtarzać te ciosy, uczyć się więcej. Był pod wrażeniem tego, iż kotka nie robiła żadnych zbędnych ruchów. Jej ciało ruszało się samo, jakby nie musiała w ogóle myśleć nad następnymi krokami.
Albo po prostu on był na tyle słaby, że nie musiała.
Gdy skończyli trening walki, zaczęło się ściemniać, więc mogli wyjść. Kwiecista Knieja zarządziła trening z polowania na zające. Biała Łapa, wykończony po walkach miał jeszcze polować? Kotka nie miała litości. Z jednej strony, może to i dobrze, bo dzięki temu kocur wyrośnie na porządnego wojownika, a z drugiej… na litość Gwiezdnych! Ile można?!
Poszedł za nią na polanę, gdy słońce zniknęło z horyzontu. Było ciemno, zaczynało robić się chłodno. Biała Łapa znał podstawy polowań od Burzowych Chmur, więc pewnie Kwiecista Knieja chce je jedynie uczniowi utrwalić. Szedł za szylkretką, a gdy wpadli na trop zajęczaków, przyczaił się. Mentorka puściła go przodem, by mógł pokazać swoje umiejętności. Kotka pewnie oceni czego mu brakuje i później będą to trenować.
Skrył się w wysokiej trawie, by stworzonko go nie widziało. Szedł tropem, cicho, ważąc każdy krok jakby zależało od nich jego życie. Gdy dotarł w końcu do miejsca, w którym znalazł zające, wybrał jednego na swój cel. Zaszedł je od tyłu i wyskoczył, a te ruszyły w panicznym biegu do ucieczki.
– Goń je! – Usłyszał z tyłu.
– Wiem przecież – warknął pod nosem.
Rzucił się za zającami, goniąc je przez kilka sekund, aż dogonił jednego i w kilku zwinnych ruchach udało mu się zagonić stworzenie w dogodne dla ucznia położenie. Doskoczył, zatapiając zęby w karku, upewniając się jeszcze, że na pewno nie żyje. To polowanie było owocne, w porównaniu z innymi do tej pory. Był z siebie bardzo dumny. Najwyższa pora, by potrafił zapolować.
Gdy wracali, Biała Łapa niósł swoją zdobycz. Nie był to duży zając, ale zawsze wykarmi kilka żołądków, więc był zadowolony. Gdy tak maszerowali wśród wysokich traw, mignęło mu w blasku księżyca pióro leżące nieopodal. Jasnoszare z białymi wstawkami, jakby gołębie. Przekazał zająca mentorce, by podejść bliżej. Gdy do niego dotarł i przyjrzał się lepiej, przypomniało mu barwę futra Drobnej Łapy. Ono również było jasno szare z bielą. Nie wiedział dlaczego akurat Klifiaczka zawitała w jego umyśle, jednak nie zastanawiał się też nad tym dłużej. Wziął to pióro i włożył sobie w ogon, by go nie zgubić. Dotarłszy do mentorki, odebrał zająca, a następnie oboje wrócili do obozu, zmęczeni, ale zadowoleni. Biała Łapa wyczyścił znalezione piórko i ułożył je obok dzięciołego, które znalazł parę księżyców temu. Obydwa znaleziska zdobiły teraz jego mchowe posłanie, a on zamknął oczy, by odpłynąć w senny rejs.
[544 słowa + polowanie na króliki]
[przyznano 11%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz