Tym razem złapał małą myszkę, która zraniła się w łapkę, przez co nie udało jej się czmychnąć wystarczająco prędko. Klekocząca Łapa nie był zadowolony z takiej ofiary...
— Każdy by ją złapał... — mruknął, łapiąc ją za zdeformowaną nóżkę i podnosząc przed pysk.
— Ale ty byłeś pierwszy, jako pierwszy wykorzystałeś sytuację, to również się ceni. — Kocica próbowała go pocieszyć.
— Miała pecha.
— Każdy by ją złapał... — mruknął, łapiąc ją za zdeformowaną nóżkę i podnosząc przed pysk.
— Ale ty byłeś pierwszy, jako pierwszy wykorzystałeś sytuację, to również się ceni. — Kocica próbowała go pocieszyć.
— Miała pecha.
— A ty szczęście.
Po tych słowach upuścił ją i złapał w drobny pyszczek. Ruszył znów w kierunku obozu, jeden raz robiąc mały przystanek, kiedy to księżniczka wskoczyła w krzaki, aby złapać jakiegoś drobnego nieszczęśnika. Wróciła z tłustym ptakiem, którego nazwy nie znał. Machnęła ogonem i wspólnie, w ciszy dotarli w końcu do wejścia.
* * *
Wpatrywał się w niewielki kolec, który ugrzązł mu między skórką a samym pazurem. Próba wyciągnięcia go okazała się całkiem bolesna, a mimo to próbował kilka razy. Z każdym kolejnym krzywił się bardziej, a w końcu dostrzegł szkarłatną strużkę, płynąca po paluszku. Ktoś spojrzał mu nagle przez bark.
— Ojć! Chyba powinieneś iść do Pani Różanej Woni. Słyszałam, że jeśli poczekasz, to może ci ulecieć cała łapka — powiedziała Słodka Łapa, która dłuższą chwilę wpatrywała się w rankę.
— Nie sądzę. — Skrzywił się nieco, ale musiał przyznać rację starszej; powinien coś z tym zrobić. Nie będzie mógł wdrapywać się na wysokie drzewa z takim wadliwym pazurem.
— Mmm... Może masz rację, może ja mam... Nie wiem, ale na pewno nie możesz tego tak zostawić. Co jak ci coś wyrośnie z palca? Strasznie ciężko będzie się tak pływać... — Wyglądała na rzeczywiście zmartwioną.
— Pójde... — Wstał powoli, uważając, żeby nie zrobić sobie większej krzywdy. Szylkretka skoczyła na równe łapki.
— Mogę z tobą? — zapytała z roziskrzonymi oczkami.
— N-nie? — Zmieszał się mocno i podniósł jedno uszko. Nie rozumiał, co miałoby byc takiego fajnego we wspólnym wyjściu do lecznicy...
— Ojć! Chyba powinieneś iść do Pani Różanej Woni. Słyszałam, że jeśli poczekasz, to może ci ulecieć cała łapka — powiedziała Słodka Łapa, która dłuższą chwilę wpatrywała się w rankę.
— Nie sądzę. — Skrzywił się nieco, ale musiał przyznać rację starszej; powinien coś z tym zrobić. Nie będzie mógł wdrapywać się na wysokie drzewa z takim wadliwym pazurem.
— Mmm... Może masz rację, może ja mam... Nie wiem, ale na pewno nie możesz tego tak zostawić. Co jak ci coś wyrośnie z palca? Strasznie ciężko będzie się tak pływać... — Wyglądała na rzeczywiście zmartwioną.
— Pójde... — Wstał powoli, uważając, żeby nie zrobić sobie większej krzywdy. Szylkretka skoczyła na równe łapki.
— Mogę z tobą? — zapytała z roziskrzonymi oczkami.
— N-nie? — Zmieszał się mocno i podniósł jedno uszko. Nie rozumiał, co miałoby byc takiego fajnego we wspólnym wyjściu do lecznicy...
"Dzieci Borówkowej Słodyczy są takie dziwne..." — pomyślał, kiedy zaczął kierować się w stronę legowiska Róży i Gąbki. "Ale Słodka Łapa może mieć racje... Co jakbym miał wyrastające z łapki pnącze? Czy byłyby z tego jakieś korzyści, a może same minusy i żyłoby mi się jeszcze trudniej..? Może lepiej nie kusić losu... Mama nie ma roślinki w palcu, więc ja też nie chce."
Kątem oka dojrzał rozmawiające starsze kotki. Nie chciał się wtrącać, ale... Czy mógł iść sam do lecznicy? Pani Algowa Struga powinna przecież wiedzieć o wszystkim, co robi. Zastąpiła mu Kotewkę, a Kotewka zawsze musiała być we wszystkim obecna... Odbił więc w ich stronę.
Nie słuchał ich rozmowy, nie interesowała go. Zdziwił się jednak, kiedy wspólnie umilkły wręcz momentalnie, kiedy go dojrzały. Położył po sobie uszy. Poczuł się niezręcznie.
— Em... Prze-przepraszam? — wydukał niepewnie, a na widok babki, patrzącej na niego z góry, lekko się przestraszył. Zdecydowanie milsza wydawała mu się jego Alga.
— Czy coś się stało, Klekocząca Łapo? — zapytała właśnie ona, przenosząc całą uwagę z siostry, na swojego terminatora.
— Muszę iść do medyka — powiedział prędko, próbując nie tracić kontaktu wzrokowego i nie musieć łapać go z drugą kocicą.
— Czy Algowa Struga jest ci w tym potrzebna? — zapytała niestety.
— Ni-nie wiem..? — Uciekł wzrokiem w drugą stronę. — Mam kolec w pazurze... — dodał, kiedy cisza zaczęła trwać zbyt długo. Wysunął trzęsącą się łapkę do przodu. Dymna pochyliła się nad nią delikatnie, srebrna nie drgnęła.
— Nie wygląda poważnie, ale dobrze, że zdecydowałeś się pójść. Różana Woń na pewno ci pomoże. Boisz się iść sam? — zapytała, ignorując obecność siostry.
— Em... Prze-przepraszam? — wydukał niepewnie, a na widok babki, patrzącej na niego z góry, lekko się przestraszył. Zdecydowanie milsza wydawała mu się jego Alga.
— Czy coś się stało, Klekocząca Łapo? — zapytała właśnie ona, przenosząc całą uwagę z siostry, na swojego terminatora.
— Muszę iść do medyka — powiedział prędko, próbując nie tracić kontaktu wzrokowego i nie musieć łapać go z drugą kocicą.
— Czy Algowa Struga jest ci w tym potrzebna? — zapytała niestety.
— Ni-nie wiem..? — Uciekł wzrokiem w drugą stronę. — Mam kolec w pazurze... — dodał, kiedy cisza zaczęła trwać zbyt długo. Wysunął trzęsącą się łapkę do przodu. Dymna pochyliła się nad nią delikatnie, srebrna nie drgnęła.
— Nie wygląda poważnie, ale dobrze, że zdecydowałeś się pójść. Różana Woń na pewno ci pomoże. Boisz się iść sam? — zapytała, ignorując obecność siostry.
— Klekocząca Łapa nie jest kociakiem. Nie jesteś jego opiekunką czy piastunką, która towarzyszy nieporadnemu kocięciu — skomentowała przywódczyni. Chciała zapewne dodać coś jeszcze, ale biały ją ubiegł.
— Nie powiedziałem, że się boję — powiedział twardo. Nie rozumiał tego wszystkiego. Co miał mówić Algowej Strudze, a co nie? Z Kotewką było łatwo... teraz jest trudno i zawile. Cy miał się jakoś wytłumaczyć? Zrobił coś złego? — J-ja... Ja nie wiem, co mam mówić mentorowi, a co nie...
— Nie powiedziałem, że się boję — powiedział twardo. Nie rozumiał tego wszystkiego. Co miał mówić Algowej Strudze, a co nie? Z Kotewką było łatwo... teraz jest trudno i zawile. Cy miał się jakoś wytłumaczyć? Zrobił coś złego? — J-ja... Ja nie wiem, co mam mówić mentorowi, a co nie...
<Mandaryna?>
[831 słów + wspinaczka na drzewa]
[przyznano 17% + 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz