Dzień rozpoczął się jak każdy inny. Biały niechętnie wstał skoro świt, kiedy jeszcze było ciemno, by przemknąć do tuneli, w których odbywał trening. Jego futro było poplątane, bo w tym całym pośpiechu okraszonym lenistwem, nie zdołał go ułożyć. Kwiecista jak go zobaczyła, obrzuciła oceniającym spojrzeniem, a następnie kazała brać do roboty. Pokazywała mu tego dnia nowe drogi, kręte korytarze, a każdy z nich niósł swoją własną historię. Mentorka opowiadała my również o tych słynnych plotkach, jakoby Przewodnicy mieli jakieś połączenie ze zmarłymi duchami.
– To wszystko prawda – oznajmiła niewzruszona. Jej oczy wydawały się patrzeć w nieodgadniony sposób. – Przewodnicy mogą prosić dusze o pomoc, co nie oznacza, że te faktycznie pomogą. Nie muszą nic robić, odpowiadać na prośby czy wezwania, co nie zmienia faktu, iż jest to możliwe.
Biały zdumiał się bardzo, chociaż jego pysk niewiele wyrażał. Naprawdę mogli to robić? Czy Kwiecista Knieja kiedykolwiek dostąpiła podobnego zaszczytu? Czy może…czy kiedyś Biały mógłby w ten sposób spotkać ponownie swoją matkę?
Kotka nie dawała mu czasu na rozmyślania, każąc podążać za sobą.
– Wy jako te wyjątkowe kocięta macie specjalne połączenie z Klanem Gwiazdy – oznajmiła po chwili, idąc tunelami jakby była na powierzchni. Nie sprawiało jej to żadnego problemu. – Być może kiedyś jakaś dusza zechce z Tobą porozmawiać, ale nie nastawiaj się. Zmarli są kapryśni.
Biała Łapa przystanął na chwilę w ciemnościach. Jego zmysły widziały wszystko bardzo dobrze, nawet jeśli oczy nie domagały w takich warunkach. Twardość ziemi, odległość od ścian, nawet zapach, jaki unosił się w tym konkretnym miejscu. Gdzieniegdzie czuł powiew powietrza i wiedział, że ten korytarz prowadzi na zewnątrz, a w innym odór wilgoci był tak dobitny, że wiedział, iż są głęboko w sieci tuneli. Wyjątkowe kocięta…? Cóż, może gdy byli mali to miało jakiekolwiek znaczenie, jednak teraz… Biała Łapa już w to nie wierzył. Stali się zwyczajnymi kotami, z niezwyczajnymi, wkurzającymi chorobami, których nie życzył nikomu. Niemożność wychodzenia na słońce… poparzenia od choćby małego promyka. Skazani na życie w cieniu spędzali swoje życia przemykając od krzaka do krzaka, by się nie narażać na poparzenia. A jeśli już do nich doszło… zregenerowanie tej delikatnej skóry zajmowało kilka wschodów słońca. Przecież to nie jest życie. To ciągła walka o normalność, której nigdy nie dostąpią. Nie mogą bawić się jak inni, w blasku słońca, znalezionymi zabawkami, tylko w nocy gdy każdy już śpi wychodzą, by spędzić czas w swoim towarzystwie. Mało który kot ma ochotę po nocy łazić, a oni nie do końca maja wybór.
Uczeń potrząsnął głową, idąc dalej za kotką, by kontynuować trening.
– To wszystko prawda – oznajmiła niewzruszona. Jej oczy wydawały się patrzeć w nieodgadniony sposób. – Przewodnicy mogą prosić dusze o pomoc, co nie oznacza, że te faktycznie pomogą. Nie muszą nic robić, odpowiadać na prośby czy wezwania, co nie zmienia faktu, iż jest to możliwe.
Biały zdumiał się bardzo, chociaż jego pysk niewiele wyrażał. Naprawdę mogli to robić? Czy Kwiecista Knieja kiedykolwiek dostąpiła podobnego zaszczytu? Czy może…czy kiedyś Biały mógłby w ten sposób spotkać ponownie swoją matkę?
Kotka nie dawała mu czasu na rozmyślania, każąc podążać za sobą.
– Wy jako te wyjątkowe kocięta macie specjalne połączenie z Klanem Gwiazdy – oznajmiła po chwili, idąc tunelami jakby była na powierzchni. Nie sprawiało jej to żadnego problemu. – Być może kiedyś jakaś dusza zechce z Tobą porozmawiać, ale nie nastawiaj się. Zmarli są kapryśni.
Biała Łapa przystanął na chwilę w ciemnościach. Jego zmysły widziały wszystko bardzo dobrze, nawet jeśli oczy nie domagały w takich warunkach. Twardość ziemi, odległość od ścian, nawet zapach, jaki unosił się w tym konkretnym miejscu. Gdzieniegdzie czuł powiew powietrza i wiedział, że ten korytarz prowadzi na zewnątrz, a w innym odór wilgoci był tak dobitny, że wiedział, iż są głęboko w sieci tuneli. Wyjątkowe kocięta…? Cóż, może gdy byli mali to miało jakiekolwiek znaczenie, jednak teraz… Biała Łapa już w to nie wierzył. Stali się zwyczajnymi kotami, z niezwyczajnymi, wkurzającymi chorobami, których nie życzył nikomu. Niemożność wychodzenia na słońce… poparzenia od choćby małego promyka. Skazani na życie w cieniu spędzali swoje życia przemykając od krzaka do krzaka, by się nie narażać na poparzenia. A jeśli już do nich doszło… zregenerowanie tej delikatnej skóry zajmowało kilka wschodów słońca. Przecież to nie jest życie. To ciągła walka o normalność, której nigdy nie dostąpią. Nie mogą bawić się jak inni, w blasku słońca, znalezionymi zabawkami, tylko w nocy gdy każdy już śpi wychodzą, by spędzić czas w swoim towarzystwie. Mało który kot ma ochotę po nocy łazić, a oni nie do końca maja wybór.
Uczeń potrząsnął głową, idąc dalej za kotką, by kontynuować trening.
***
Późnym popołudniem, gdy słońce schowało swe krwiożercze promienie za horyzontem, Biała Łapa wyszedł z tuneli. Był cały brudny, a na jego jasnym futrze każde otarcie było doskonale widoczne. Z białego włosa zrobiło się brązowe, więc kocur chcąc czy nie, odwiedził jedną z kałuż, które leżały nieopodal obozu po ostatnim deszczu. Gdy w miarę się ogarnął, zmoczony jak szczur wrócił do obozu. Wzorkiem dostrzegł swoją siostrę, Wełnistą Łapę, która najwidoczniej również zakończyła swój trening na dziś. Podszedł do niej, ocierając brązową wodą i wyglądając pewnie jak upiór bardziej, niż zwykle.
– Dobry wieczór, Wełnista Łapo – zaczął oficjalnie, chociaż byli rodzeństwem. – Masz ochotę na wspólny posiłek?
– Dobry wieczór, Wełnista Łapo – zaczął oficjalnie, chociaż byli rodzeństwem. – Masz ochotę na wspólny posiłek?
<Wełnista?>
[514 słów]
[przyznano 10%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz