— Pora, abyś zaczęła się uczyć trochę o technikach walki.
Tylko przez te słowa Kora stała teraz w okręgu, a przed nią była dużo młodsza kotka. Uważała, że to trochę niesprawiedliwe. Przecież była większa… Ale może wcale nie silniejsza. W sumie nigdy z nikim nie walczyła, nawet dla zabawy. Była grzeczna, ułożona, spokojna. A jednak nie tego od niej wymagał Klan Wilka, wymagał od niej, aby była silna! A to wcale nie opisywało kotki… Wiedziała, że da się wygrać nawet z jej siłą. Przecież Kamyczek też nie był super silny, a jednak teraz nosił imię wojownika! W takim razie ona też da radę. Tym bardziej, że były to tylko ćwiczenia i nic złego nie może się stać.
— Gotowe? — zapytał ktoś, kotka nawet nie wyłapała kto.
Obydwie kotki odkrzyknęły, że tak i się zaczęło. Kora obserwowała Cykoriową Łapę, aby wyłapać, kiedy będzie atakować. Uniknęła dwóch pierwszych ataków, ale nie mogła trwać tak wiecznie. Przygotowała się do ataku, jednak kotka czmychnęła i powaliła Korową Łapę na ziemię. Zaczęły się turlać, kopać i wreszcie odskoczyły od siebie. Szylkretka już ciężko dyszała, ale nie chciała się poddać. Nastroszyła się, znów chodząc po obrzeżach okręgu, obserwując przeciwniczkę. Nie zaatakowała pierwsza i to był jej błąd. Cykoria skoczyła, wywróciła kotkę, a potem młodsza wysunęła pazury. To była chwila, skok adrenaliny, instynkt, czysty przypadek. Pazury czekoladowej wylądowały na policzku Kory, poczuła pieczenie, a potem Dyniowa Skórka i Ognikowa Słota je rozdzieliły.
— Przepraszam… — szepnęła Cykoria.
Tylko że Korowa Łapa jeszcze nie zrozumiała, co się stało, wstała, otrzepując się… A potem poczuła krew spływającą z policzka. Rana była tak głęboka, że krwawiła. To był czysty wypadek…
— Chodźmy do medyka.
Szkyrletka nie pamiętała wiele, poszła za mentorką do nory medyków, a ci nałożyli coś, aby uśmierzyć ból. Pamiętała, że Jasrzębinowy Żar mruczała:
— To nic poważnego. Zaraz zniknie...
Pamiętała też, że Roztargniony Koperek dość cicho szepnął:
— Może nic poważnego, ale blizna będzie…
I wtedy nastroszyła się, jakby ktoś oblał ja zimną wodą. Zawalczyła z uczniem, młodszym uczniem, i przegrała! A do tego teraz miała na policzku ranę, z której sączyła się krew i która, jak to powiedział medyk, może zostać blizną! Miała mieć bliznę na policzku!
— Zostaniesz na noc — mruknął jeszcze liliowy kocur i odszedł.
Kotka skuliła się na posłaniu, które zostało jej przydzielone i mruknęła coś smętnie. Wiedziała, że to był tylko przypadek, nie złościła się nawet na Cykorię. Bardziej na samą siebie, że była taka… Nierozważna. Przecież była starsza, powinna wygrać! A teraz? Już na zawsze będzie miała ślad przegranej walki z kimś młodszym. A do tego, teraz pewnie żaden kocur nie będzie chciał na nią spojrzeć, bo jej policzek będzie zdobiła blizna. Teraz Kamyczek na pewno nie będzie chciał na nią spojrzeć… Nie w ten sam sposób, w jaki ona czasem spoglądała na niego. Czekoladowy nigdy nie pomyśli o tym, że szylkretka jest ładna, że chociaż trochę młodsza, może z nią wiązać przyszłość. Ani Kamyczek, ani żaden inni kocur już tak nigdy nie pomyśli…
[484 słowa + udział w pojedynkach uczniów]
[przyznano 10% + 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz