Zgromadzenie
Niedługo później Judaszowcowa Gwiazda ogłosił, że wyruszają. Królik przez całą drogę z nikim nie rozmawiał, choć kilka razy zastanawiał się, czy nie zagadać do Źródlanej Łuny. W głowie wciąż tkwiła mu myśl: “Czy Łuna zna kogoś spoza Klanu Klifu? Czy będzie miała z kim rozmawiać na zgromadzeniu?”.
W końcu Klifiacy dotarli na wyspę – w dodatku jako pierwsi. Prestiżowo.
Królik rozsiadł się gdzieś na uboczu i obserwował, jak wokół niego gromadzi się coraz więcej kotów. Było spokojnie… aż do chwili, gdy rudofutra kocica wpadła na niego przez swoje rozkojarzenie.
— Przepraszam... — wydukała, kuląc się.
Bursztynowooki spojrzał z ukosa na kota, który w niego wpadł i przeszkodził mu w poszukiwaniach Dyniowej Skórki. Mimo wszystko… kotka wyglądała całkiem podobnie. Też była ruda. Ale ona należała do Klanu Klifu… Och, jak Królik by chciał, żeby jego… dawna... partnerka, była w tym samym klanie, co on!
— Nic nie szkodzi — mruknął w końcu, delikatnie się uśmiechając. — Można się pogubić na tych zgromadzeniach. To twoje pierwsze, prawda? Ja… Jagnięca Łapo, mam rację? — dodał, próbując przypomnieć sobie jej imię.
Kotka uniosła na niego niebieskie spojrzenie i kiwnęła łebkiem.
— Tak, pierwsze zgromadzenie w całym moim życiu. Nie spodziewałam się aż tylu kotów. Odzwyczaiłam się od takiej ilości — przyznała cicho i położyła uszka po sobie. — A ty? Jak sobie z tym miejscem radzisz? — spytała nieśmiało, spoglądając na swoje łapy.
Wojownik zastanowił się na moment. Nie czuł się tu niekomfortowo. Skupił się tak bardzo na poszukiwaniach, że zapomniał o wszystkim innym. Nie docierała do niego mieszanka zapachów, która dla niejednego mogłaby być przytłaczająca.
— Teraz? Teraz już… nieźle. Nie martw się, na pierwszych zgromadzeniach też czułem się przytłoczony, ale po jakimś czasie się przyzwyczaiłem. To dobre miejsce, by poznać nowe koty. Doceniam to — oznajmił spokojnie, na co rudzinka pokiwała ostrożnie łebkiem.
Wtedy uświadomił sobie, jak odmiennie zachowuje się wobec Źródlanej Łuny w porównaniu do innych kotów. Przy niebieskofutrej był wręcz… nieśmiały. Ale to jeszcze nic nie znaczyło, prawda? Kto nie byłby onieśmielony przez córkę przywódcy?
— C...czy jest tu bezpiecznie? — spytała nagle cichutko. Wyraźnie bardzo się stresowała tym miejscem, ale zdawała sobie sprawę, że teraz była to rutyna powtarzana co jakiś czas. Westchnęła cicho.
Królik nie pamiętał, by kiedykolwiek w tym miejscu brał udział w walce. Co prawda pamiętał starcia z udziałem dwójki innych kotów…
Przełknął ślinę, po czym wyszczerzył zęby.
— Tak! Jeśli nikogo nie będziesz zaczepiać, na co oczywiście nie liczę, to nic ci się nie stanie. Jednak niektóre klany niestety czasem zabierają członków, którzy nie do końca wiedzą, jak się zachować… — westchnął. — Tacy właśnie rozpętują kłótnie, z których potem wychodzi wiadomo co. Jednak jeśli pozostanie się obserwatorem, to nic ci nie grozi.
— R...rozumiem... czy możesz, proszę, odprowadzić mnie gdzieś na skraj tego miejsca? Za dużo kotów jest teraz koło mnie... — spytała, unosząc na kocura błagalne spojrzenie kobaltowych oczu. — P...potem nie będę ci już przeszkadzać, bo pewnie masz swoje plany... — dodała jeszcze.
Zamrugał kilka razy, a potem jeszcze raz rozejrzał się wokół, w nadziei, że gdzieś dostrzeże rude futro Dyniowej Skórki. Gdy tak się nie stało, wypuścił powietrze z płuc i znów spojrzał na Jagienkę.
— Jasne, mogę cię zaprowadzić. I wiesz… wcale nie mam żadnych planów. Długo mnie tu nie było, już nie pamiętam kotów spoza Klanu Klifu… — przyznał, choć kłamał. Przecież właśnie kogoś szukał.
Po tych słowach ruszył przed siebie, zachęcając niebieskooką do podążenia za nim ruchem głowy.
— Dziękuję — miauknęła z wyraźną ulgą. — Jeśli chcesz, możemy posiedzieć razem i poobserwować — dodała, gdy ten przyznał, iż nie miał jakichś planów. Po czym na drżących nieco łapach podążyła za Króliczą Prawdą, który właśnie dotarł na ubocze wyspy i przysiadł, by odpocząć. Stanie w miejscu okazało się bardziej męczące, niż mogło się wydawać.
— Bardzo chętnie poobserwuję zgromadzenie razem z tobą. Czasem można tu usłyszeć niezłe kwiatki — zaśmiał się, spoglądając na Jagnięcą Łapę.
Przez chwilę siedzieli w milczeniu, aż Królik postanowił się odezwać:
— Jak ci się wiedzie w Klanie Klifu? Pewnie nie jest łatwo… Klifiacy różnie traktują koty, które nie spędziły całego życia w ich otoczeniu. Miałem okazję przekonać się o tym na własnej skórze.
Rudofutra na pytanie kocura położyła lekko uszy po sobie.
— Naprawdę jestem wdzięczna za schronienie i wszystko, co otrzymałam, ale faktycznie czasem jest ciężko. Chociaż teraz jakoś z tym żyję. Wszak nie zmienię opinii innych na mój temat. Nie oczekuję też zrozumienia, ale naprawdę chcę pomóc każdemu, kto tego potrzebuje. To jest całe moje życie — przyznała w końcu, a następnie przeniosła wzrok na kocura. — A ty? Jak się trzymasz? — dodała cicho.
Kremowy nie miał okazji jej odpowiedzieć, gdyż nagle do jego uszu dotarł głos:
— Tato... — ktoś miauknął przez zaciśnięte zęby.
I to ktoś bardzo mu znany – jego własna córka.
Królik gwałtownie odwrócił głowę, a w jego oczach na chwilę mignęło tyle emocji, ile jeszcze Kocimiętka nie widziała u nikogo.
— Nie wierzę, że zdradziłeś mamę! Jak mogłeś! — wyrzuciła, a w jej oczach zakręciły się łzy. Po chwili nie wytrzymała – zaczęła lamentować i uciekła w tłum, kryjąc się przed kimś, za kim jeszcze niedawno tak bardzo tęskniła.
W tym czasie Jagienka drgnęła i spojrzała na kocura. Wiedziała, że ten nie przyjął owych słów zbyt dobrze. Nic zresztą dziwnego.
— Królicza Prawdo… przykro mi, że przeze mnie ktoś cię o coś takiego oskarżył — westchnęła cicho.
Jednak kremowy był w szoku. Targało nim tyle emocji naraz, że po prostu zamarł. Jedynie poderwał się z miejsca i zaczął nerwowo wypatrywać w tłumie swojej córki. Chciał krzyczeć, biec, odpychać wszystkich, którzy stawali mu na drodze – ale nie potrafił. Był kompletnie bezsilny.
Wlepił spojrzenie w gładką powierzchnię kamienia i ciężko usiadł, garbiąc się, jakby chciał zniknąć z oczu każdego kota.
— Nie... nie przejmuj się tym — wymamrotał, czując, jak ściska mu się gardło. Powinien tam pójść. Powinien to wyjaśnić. Wiedział o tym. Więc dlaczego nie mógł się ruszyć? Czuł, jakby chciał zapaść się pod ziemię, albo po prostu rozpłakać – a mimo to tkwił w tym dziwnym stanie zawieszenia, pomiędzy wszystkimi rzeczami, które pragnął zrobić.
Jagnięca Łapa zamyśliła się na moment, ale po chwili postanowiła zabrać głos na ten temat.
— Królicza Prawdo? Wiem, że chcesz to wyjaśnić i wiem, że dasz radę. Dlatego sądzę, że powinieneś spróbować pogadać z tą kotką. Domyślam się, że jestem ostatnim kotem mogącym ci to powiedzieć, ale lepiej podjąć ryzyko niż odpuścić i potem żałować, że się nic nie zrobiło. Wystarczy ci już problemów i choć może być to trudne, odnajdź ją. Pogadaj, bo może ci kiedyś nie wystarczyć czasu... ja nie zdążyłam powiedzieć tego, co chciałam swojemu ważnemu kotu w życiu, ale ty masz jeszcze szansę... — miauknęła cicho i spojrzała na niego łagodnie.
— Myślisz...? — wymamrotał drżącym głosem. — Ale... może to nawet lepiej, jeśli będzie uważać mnie za potwora. Wtedy... nie będzie za mną tęsknić — dodał z trudem, czując, jak coraz mocniej zbiera mu się na łzy. — Nie chcę, żeby każdej nocy zasypiała z myślą, że jestem gdzieś za granicami Klanu Klifu, a ona nie może mnie spotkać. Tak będzie chyba łatwiej... szybciej o mnie zapomni.
Jego wibrysy drgnęły nerwowo, gdy mówił.
— Królicza Prawdo, nie jesteś potworem i nie powinieneś tak o sobie mówić i jak rozumiem to twoja rodzina. Wiem, co nakazuje kodeks jednak czy właśnie tego chcesz? Rozejść się we wrogości? Z goryczą rozkwitającą w sercu? Chcesz odejść bez śladu, ale to nigdy nie zniknie. Zawsze będzie się czaiło w twoim sercu — odparła cicho, ale wyjątkowo pewnie.
— Posłuchaj, miałam ukochaną i naprawdę żałuję, iż nie powiedziałam wszystkiego, co chciałam. Życie jest krótkie, ale właśnie dlatego powinniśmy robić wszystko zgodnie ze swoim sercem. Nie będę cię zmuszać, bo to twoja decyzja. Jednak przemyśl to, bo nie wszystko jest stracone — Jagienka dodała szeptem. I gdy skończyła mówić, Królik głośno przełknął ślinę. Rozwarł lekko pysk, jakby chciał coś powiedzieć, ale słowa znów utknęły mu w gardle. Zamiast tego podniósł się i zrobił kilka chwiejnych kroków w stronę tłumu, unosząc głowę, by lepiej widzieć.
Między pyskami innych kotów dostrzegł znajome, pręgowane futro Kocimiętki. Była wtulona w jakąś inną kotkę – taką, która wyglądała na poważnie rozgniewaną. Przeszedł go dreszcz. Natychmiast, jak poparzony, cofnął się kilka kroków i ponownie stanął przy Jagience.
— Ja... nie jestem gotowy. Ona… rozmawia z kimś — wyznał ciężko, na moment zatrzymując wzrok na uczennicy medyka. — Dobrze wiedzieć, że ma kogoś, kto potrafi stanąć w jej obronie. Nie chcę jej przeszkadzać… — dodał, jakby próbując znaleźć choć trochę usprawiedliwienia. — Przysięgam, że kiedyś… kiedyś to wyjaśnię. Ale nie teraz. Nie dziś.
— Rozumiem, nie zmuszaj się w takim razie — miauknęła z łagodnością w głosie. Jeśli kocur nie czuł się na siłach, to nie było żadnego sensu, by to teraz rozwiązywać.
— Masz jakiś ulubiony kolor? — spróbowała zmienić temat. Czuła potrzebę, by choć na moment odwrócić uwagę wojownika od tego wszystkiego.
Ten westchnął ciężko, ale zaraz potem przybrał wdzięczny wyraz pyska. Doceniał, że Jagienka próbowała zmienić temat. Przynajmniej na chwilę mógł odciągnąć myśli od tamtego momentu.
— Lubię… zielony — przyznał cicho.
Zielony kojarzył mu się z oczami Dyniowej Skórki, a także Kocimiętki. Tego jednak nie powiedział głośno. Nie chciał wyjść na desperata.
— A ty?
<Jagnięca Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz