Przeszłość, Pora Nagich Drzew
Po tym, co powiedział mu Mglisty Sen, chciał poinformować jak najszybciej swoich bliskich o ucieczce, więc musiał ich znaleźć. Zauważył Kamienną Łapę, więc podszedł do niego.
— Witaj synu, chcesz się ze mną przejść? — zapytał czekoladowego syna.
Kamienna Łapa spojrzał na ojca zdezorientowanym wzrokiem. Wyglądał, jakby został właśnie wyrwany z głębokich rozmyślań i przez chwilę nie wiedział, co się dzieje. Po jakimś czasie jednak pokiwał głową i podniósł się, otrzepując futro.
— Jasne, chodźmy. — Kocur się uśmiechnął i poszedł z synem w las. Tylko wychodząc z obozu, czuł mieszane uczucia, nie wiedział, jak przekazać jego synowi, że będą musieli odejść z klanu, do którego go przekonywał. Namawiał go do lojalności temu miejscu, ale teraz musiał zmienić narrację dla dobra rodziny, było to trudne, bał się, dlatego szedł w milczeniu w stronę Czarnych Gniazd.
Będzie to długa droga, ale co tam, przynajmniej będzie miał pewność, że będzie sam z synem.
— Zapolujemy na coś? — zaproponował Kamienna Łapa po chwili ciszy, spoglądając z nadzieją w kierunku ojca.
— Jasne tylko do Czarnych Gniazd jeszcze nam zostało. — Uśmiechnął się do syna, następnie nadal kontynuowali swój spacer. Było dosyć zimno, a śnieg był bezlitosny, padając na futra kotów, okrywając ich białą warstwą zimna we własnej osobie. Starszy kocur czuł zapach granicy z Klanem Klifu, ale nie przyszli na zwiedzanie granic tylko na poważną rozmowę.
— Jak wyobrażasz sobie swoje wojownicze imię? Na pewno musiałeś o tym myśleć nie raz. — Podczas przechadzki musiał go zagadać, by mu się nie nudziło.
— Tak, to prawda. — Pokiwał jego syn głową. — Nie mam pojęcia, jakie ono mogłoby być. No cóż, jakie będzie, takie będzie, z pewnością Nikła Gwiazda wybierze takie, które będzie do mnie pasować. A poza tym do mojego mianowania zostało jeszcze duuuuuuużo czasu.
Uśmiechnął się słabo w stronę ojca. Widział, że Kamyk nie miał może dobrego humoru? Jego uśmiech wydawał się sztuczny, więc nie chciał długo ciągnąć tego tematu, choć się spodziewał więcej pozytywnego ducha u swojego syna.
— Nie chcę cię pospieszać, w końcu wierzę, że niedługo zostaniesz wojownikiem. — Właściwie Miodowa Kora chciał, żeby to było najprędzej jak to możliwe, w końcu nie chciałby jego dzieciak, był nadal uczniem do 25 księżyców, bo wtedy zostanie wygnany. Pamiętał za młodu pewny przypadek jak uczennica jego ojca, Topielcowego Lamentu została wygnana za nie zdobycie imienia wojownika. — Wiesz, chcę ci coś ważnego powiedzieć… — Poczuł nagle w nozdrzach intensywny zapach Czarnych Gniazd. — O widzisz chłopcze! Jesteśmy na miejscu, tam porozmawiamy. — Uczeń spojrzał na ojca z zaciekawieniem w oczach i przyśpieszył kroku.
— Co takiego chcesz mi powiedzieć? — zapytał, przechylając głowę na bok i nastawiając uszu.
— No widzisz… — Rozejrzał się i zobaczył, że nikogo nie ma, wytężył też słuch i nie było słychać tu nikogo innego niż wiatr. — Wiem, że to będzie dla ciebie trudne do pojęcia na samym początku, ale niestety musimy się wyprowadzić się z Klanu Wilka na czas nieokreślony. — Nie wiedział, kiedy jest ucieczka, ale było lepiej powiedzieć to reszcie rodziny wcześniej niż na ostatni moment.
Kamienna Łapa zamarł w miejscu, następnie cofnął się o krok do tyłu, patrząc przez pewien czas nieokreślonym wzrokiem na ojca. W jego oczach dało się na początku widzieć ogromne zdumienie, ale potem pokazały się tam też wściekłość i... obrzydzenie. Chyba tak nie miało być? Miodowa Kora myślał, że jego syn będzie podekscytowany.
— Że co? — wydusił z siebie z trudem, młody kocurek.
Musiał mu to wyjaśnić, bo było widać gołym okiem, że jest zdezorientowany.
— Klan Wilka nie jest bezpiecznym miejscem dla nas synu. Zapomnij o tym, co kiedyś ci mówiłem, tym to przyjmiesz szybciej do świadomości, tym będzie ci lepiej. Mówię ci to bo zależy mi na tobie i nie chcę, byś tu zmarnował swoje życie. — Kamienna Łapa wciąż jednak patrzył na wojownika tym samym wzrokiem. Jego pazury zagłębiły się w ziemi, a futro na karku stanęło. Podszedł do ojca i stanął nim pyskiem w pysk, tak że ich wąsy prawie się zetknęły.
— O co ci chodzi? — wysyczał przez zaciśnięte zęby. — To nasz dom. — Postawił czeko kot, mocnym akcentem na ostatnim słowie.
— Chodzi mi o to, że to już nie jest nasz dom, rozumiesz! Wiele się zmieniło. — Ale się porobiło, jeśli go nie przekona, będzie problem i to duży. — Nie będziesz osamotniony, twoja mama i rodzeństwo też idą. — Może wtedy się uspokoi? Choć wątpił.
Uczeń położył po sobie uszy i cofnął się odrobinkę.
— N-nie, ale dlaczego! Dlaczego? Przecież... Tu jest dobrze i... Jak to? Nigdzie się nie wybieramy! — Kamienna Łapa wziął głęboki wdech i kontynuował: — Już im mówiłeś i... I się zgodzili? — wyszeptał z niedowierzaniem.
— Tak zgodzili się, ale obiecuję, że wrócimy do niego, to nie będzie długo — kłamał, ale powiedzenie prawdy nie wystarczało, może to pomoże?
— Nigdzie się nie wybieram! — prychnął Kamyk z oburzeniem. — I wy też nie! Po co wszystko psuć? Każdemu jest tutaj dobrze. — On naprawdę myślał, że każdemu tu jest dobrze? Na Klan Gwiazdy! I co teraz? Dostał cios w plecy i nie wie jak to rozwiązać. Musi porozmawiać z Iskrzącą Nadzieją, żeby przekonała Kamienną Łapę i Wilgową Łapę, w niej była nadzieja.
— Może wróćmy do obozu i zapomnijmy o tej rozmowie, dobrze? Upolujemy coś, a potem wrócimy do domu. — Kamienna Łapa miał nadal furię w oczach, nie złagodniała ona ani trochę.
— Jasne… — Niezbyt pewnie powiedział czekoladowy, Miodowa Kora czuł się źle, że go nie przekonał. Może następna próba będzie skuteczna.
— To chodźmy, upolujemy coś jak ojciec z synem dla klanu — zakończył ostatnie słowa z optymistycznym brzmieniem, Kamienna Łapa wydawał się trochę rozchmurzyć po tych słowach. Liliowy wojownik ruszył w głąb lasu, a za nim niepewnie jego syn. Teraz jedyne co planował to coś złapać, a następnie wrócić z łupem do domu.
<Kamienno Łapo, gniewasz się na mnie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz