Przed mianowaniem
Oczy ucznia rozszerzyły się nieco, a spojrzenie uciekło w bok.
Cieszył się, że Łuna nie patrzyła na niego jak na zdrajcę, ale w tym momencie poczuł falę wstydu. Niebieska nigdy nie miała mu za złe, że uciekł… a przynajmniej nie otwarcie. Wiedział jednak, że nie umknęło to jej uwadze. Przez to czuł się tak głupio! Co ona sobie o nim teraz myślała? Czy chciała go wyśmiać? Miał już tyle księżyców na karku, a wciąż był Łapą… i to jeszcze Niesforną!
— Chcesz może razem zapolować? — zaproponowała, zanim uczeń zdążył jej odpowiedzieć.
Królik wzdrygnął się, zdziwiony tym, jak dużo czasu minęło między nimi w ciszy. Musiał się skupić; w końcu bardzo lubił Źródlaną Łunę i choć czasem sam nie chciał tego przed sobą przyznać, zależało mu na jej opinii. Nie twierdził, że był w niej zakochany… minęło przecież tak mało czasu, odkąd był w tym nieoficjalnym związku z Dyniową Skórką. Chyba wciąż żywił do niej jakieś uczucia, ale ciężko było stwierdzić, czy były one pozytywne, czy negatywne. Kochał ją? Lubił? Miał jej za złe to, że uciekła bez słowa? Tak, jak on kiedyś...
Ignorując te myśli, po prostu się uśmiechnął.
— Chętnie. Nie pogardzę okazją do tego, by złapać jakąś zwierzynę. Czuję, że muszę jakoś wynagrodzić Klanowi Klifu to, że tak zniknąłem… Wiesz, żadna nornica ani królik nie zastąpią tych księżyców, które minęły beze mnie, ale to jedyne, co mogę wam podarować w zamian — rozgadał się, po czym zamilkł, czując, że powiedział za dużo. — Ach, zresztą, o czym ja mówię? Raczej to nikogo nie interesuje — zaśmiał się nerwowo i ruszył do przodu, schylając szyję i przytykając nos do ziemi. — Chyba… chyba coś wyczułem — oznajmił, uśmiechając się delikatnie do niebieskofutrej.
Ruszył żwawo tropem zwierzyny, bardzo skupiony na tym, by go nie zgubić. Musiał się w końcu pokazać z dobrej strony przed Źródlaną Łuną! Musiał udowodnić, że nawet po upływie księżyców i spędzeniu ich w Siedlisku Dwunożnych nie stracił swoich klifiackich umiejętności. Poza tym… czy wojowniczka nie była córką Judaszowcowej Gwiazdy? Jeśli zauważy, że Królik się stara, może szepnie o nim jakieś dobre słówko. Bardzo mu zależało, by uwolnić się od tego karnego imienia jak najszybciej.
W końcu, niedaleko wody, dostrzegł zgrabnego ptaka, nie większego niż skowronek. Miał krótki, wąski dziób i długie, szczupłe nogi. Jego pióra były piaskowo-brązowe, z czarną wstęgą przepasającą szyję. Na głowie widniała ciemna maska, a paciorkowate, onyksowe oczy otoczone były żółtymi obręczami. Królik podniósł uszy do góry. Mały ptak dziobał właśnie w ziemi i choć jeszcze nie zauważył zagrożenia, wydawał się czujny i gotowy do ucieczki. Kremowy czuł, że nie będzie łatwym celem – może gdyby nie było przy nim Źródlanej Łuny, po prostu by odpuścił, ale teraz czuł się zobowiązany do działania.
Wysunął powoli pazury, które zalśniły w świetle słońca. Były dobrze naostrzone – ptak zginąłby od razu, gdyby tylko udało mu się go dorwać. Bursztynowooki spiął mięśnie, czując, jak wokół niego świat zastyga, a powietrze gęstnieje w napięciu. Dlaczego tak bardzo mu na tym zależało? Każdemu zdarza się popełnić błąd i nie złapać zwierzyny. Nikt nie jest idealnym łowcą. Ale on? On musiał nim być.
W końcu wybił się od ziemi i poszybował wprost na ofiarę. Ptak skapnął się o jego obecności dopiero w ostatniej chwili – próbował uciec, przebierając nogami tak szybko, że wyglądało, jakby frunął po piasku. Królik zdążył jednak schwycić go w pazury i przyciągnąć do siebie. Ofiara poczęła szamotać skrzydłami, chcąc oswobodzić się z uścisku napastnika, ale uczeń schylił głowę i wgryzł kły w odsłoniętą szyję ptaka. Puszczony przez Królika, opadł bezwładnie na ziemię.
Uczeń poczuł na kłach subtelny posmak krwi swojej ofiary – to był smak zwycięstwa. Oblizał pysk i szybko odwrócił głowę w stronę Źródlanej Łuny, która stała nieopodal. Uśmiechnął się pod nosem, a jego oczy zalśniły.
* * *
Teraźniejszość
Położył na stosie ze zwierzyną upolowaną wcześniej piszczkę i cofnął się o kilka kroków, chcąc ruszyć do legowiska wojowników, by chwilę odpocząć. Był dziś wyznaczony na wieczorny patrol, ale do jego rozpoczęcia zostało jeszcze trochę czasu. Chciał być podczas niego skupiony i sprawny, więc przydałaby mu się krótka drzemka.
Nie zdążył jednak dotrzeć do legowiska, gdyż wpadł na Źródlaną Łunę, która siedziała na polanie, wpatrzona w wodospad. Gdy Królik delikatnie się z nią zderzył, kotka wzdrygnęła się, jakby wyrwana z zamyślenia. Patrząc na niego, wyglądała na zakłopotaną.
Kremowy odwrócił wzrok, ale po chwili znów go na nią skierował.
— Ja… eee… przepraszam! — mruknął szybko. — Nie chciałem ci w niczym przeszkadzać — dodał, a jego pysk wykrzywił się w półuśmiechu.
Zastanawiał się, nad czym kotka mogła tak intensywnie myśleć. “Może myśli o mnie?” – przemknęło mu przez głowę. Zaraz jednak w jego głowie odezwał się drugi głos: “No, przed chwilą na nią wpadłeś, irytujący ciołku, dziwne by było, gdyby o tobie nie myślała”. Skrzywił się na tę myśl, czując nagłe zmieszanie. Rozejrzał się wokół – stali na środku obozu w niezręcznej ciszy.
— To… mam iść? — zapytał niepewnie. — A może… chcesz o czymś porozmawiać?
<Źródlana Łuno?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz