Zgromadzenie
Gąbka nie spodziewała się tak nagłego spotkania z obcym kotem, który – jak się okazało – pochodził z Klanu Burzy. Tak przynajmniej pachniał.
Kotka miała rude futro, a także… niebieskie oczy. Gąbka spięła się na moment, widząc błękitne ślepia wojowniczki, lecz szybko wzięła głęboki wdech i uspokoiła się. Przecież nie należały do tego samego klanu, pręgowana nie była dla niej zagrożeniem.
— Cześć! — mruknęła, wysilając się na uśmiech. — Mam na imię Gąbczasta Perła. Wiesz, jeszcze nie miałam oficjalnego mianowania, ale mentorka nadała mi już nowe imię. Muszę tylko zaczekać na zgromadzenie medyków — oznajmiła, na chwilę odwracając wzrok od Burzaczki. — Ach, a bycie medykiem? Jest… — urwała na moment — …świetne! W każdym razie… jak ty się nazywasz?
Obca obserwowała każdy ruch dymnej, tym razem już z łagodniejszym uśmiechem na pyszczku.
— Wow jakie śliczne imię! Mogę mówić ci… Gąbeczka? Lub coś w tym rodzaju — miauknęła radośnie i zastrzygła łagodnie uszami, wpatrując się w śmieszny znak na czole kotki. — Co to? — zapytała, wskazując na górną część jej pyszczka. — Jak jest na zgromadzeniach medyków? Pewnie jest tam was bardzo mało. Musi być nudno, nie to, co tutaj!
Gąbka uniosła jedną brew.
— Ależ w życiu! — miauknęła. — Jest bardzo ciekawie, bo dostajemy sny. Czasem są zwyczajne, ale czasem bywają wielkimi, poważnymi przepowiedniami…! — mruknęła tajemniczo, uśmiechając się pod nosem.
Potem odchrząknęła i potrząsnęła głową, a jej kręcone, aksamitne futro lekko zafalowało na wietrze.
— A to na moim czole? To symbol rodu! Rodu przywódczyni! Jestem księżniczką w Klanie Nocy — pochwaliła się dumnie. Czy rudofutra cokolwiek z tego zrozumiała? Nie wiadomo.
— Przepowiedniami...? — Burzaczka zamyśliła się przez moment, jakby odcinając się od świata. — Że na przykład las spłonie i inne takie? — zapytała dla pewności po chwili. — Nie rozumiem — dodała, uśmiechając się głupio. — To coś jak rudzielce dla mojego chorego psychicznie ojca? — zachichotała cicho.
“Rudzielce? Jakie rudzielce?” – zastanowiła się Gąbka, po czym podrapała się za uchem, nieco zakłopotana.
— Wiesz… chyba tak. Można tak powiedzieć. Ale ja jeszcze nigdy nie dostałam takiej poważnej przepowiedni! Klanowi Nocy po prostu bardzo się… powodzi. Nawet bardzo POWODZI — zaakcentowała, przypominając sobie powódź sprzed kilku księżyców, która zalała całe ich obozowisko.
— To dobrze, że się wam powodzi! — miauknęła radośnie, wysłuchując następnych słów kotki.
— A chcesz mi wytłumaczyć, o co chodzi z tymi rudzielcami? Czy to u was tak, jak u nas czekoladowe koty? — zapytała, zaciekawiona. Wtem przypomniała sobie, że rudofutra nawet jej się nie przedstawiła! Niegrzecznie!
— Mój ojciec wręcz czci rude koty myśli, że są w czymś lepsze. Czekoladowe koty? A co z nimi nie tak? — zapytała, przechylając lekko głowę.
Fajnie wiedzieć, że nie tylko niektóre koty w Klanie Nocy były szalone. Najwyraźniej ocenianie po kolorze futra było w tych okolicach popularne. Gąbka co prawda tego nie robiła, ale wcale nie była lepsza – w końcu nie ufała niebieskookim.
— W naszym klanie istnieje taka legenda… Nie będę ci opowiadać całej, ale w skrócie mówi o tym, skąd wzięły się kolory futer kotów. No i… podobno czekoladowe koty powstały z bagien! Z błota, wiesz… Ja nie do końca w to wierzę. To znaczy… wierzę! Ale nie uważam, że czekoty są złe. Jeszcze nic mi nie zrobiły, choć ostatnio w moim klanie pojawiło się kilka.
— Ale to chyba dobrze, że Klan Nocy ma nowe łapy do polowań...? Czy nie — mruknęła cicho, mrużąc oczy w zastanowieniu. — A czemu miałyby ci coś zrobić? Poza tym... błoto przecież nie jest niebezpieczne! — miauknęła odrobinę zirytowana takim zachowaniem. — Strasznie głupie.
Dymna wzruszyła ramionami.
— Tak jak mówiłam, nie wierzę w te brednie, że czekoladowe koty są złe. Chociaż niektórzy uważają, że to trochę dziwne, że Fląderka urodziła się jako ostatnia i to… po śmierci swojej matki. Ale to długa historia… — podsumowała, odwracając wzrok od towarzyszki.
Gąbka była przy tym porodzie. Widziała wszystko na własne oczy, ale nie chciała dać się wciągnąć w propagandę! Choć śmieszne było to, że przy młodych kotach niebieskookich z Klanu Nocy stawiała już granicę…
— Faktycznie trochę dziwne — mruknęła. — Fląderka ma śmieszne imię. Jestem pewna, że sama Fląderka nie ma w tej swojej winy. Może po prostu Klan Gwiazdy potrzebował jej mamy? A to był tylko przypadek... — miauknęła, myśląc przez chwilę. — Jestem pewna, że będzie równie dobrą wojowniczką co inni!
Brązowooka pokręciła głową.
— To nie w tym rzecz. Nemezja była samotniczką, nie mogła trafić do Klanu Gwiazdy — wyjaśniła, krzywiąc się lekko. Czy naprawdę była aż tak neutralna wobec czekoladowych kotów...? Czy może przypadkiem przekonania bliskich jej kotów zaczęły wchodzić jej do głowy? Nie… to nie mogła być prawda!
— Tak, tak. Ja też jestem pewna, że będzie świetną wojowniczką. Gdy wrócę do klanu, porozmawiam z nią. Zapytam, co u niej… Niektóre koty mogą być wobec niej nieznośne! Przyda jej się jakaś koleżanka — uśmiechnęła się, choć koniuszek jej ogona począł drgać nerwowo.
— Była samotniczką? W takim razie gdzie trafiła? — mruknęła, mrużąc lekko oczy. — Ty nie powinnaś lubić czekoladowych kotów — wydedukowała w końcu. — Jesteś medyczką. To nie jest dziwne dla innych? Znaczy to dobrze! Ale… co jeśli przestaną cię lubić? — zapytała, przechylając lekko głowę. — Zapytaj! Na pewno przyda się jej wsparcie. Ja także chętnie poznam Fląderkę, jeśli zacznie chodzić na zgromadzenia — uśmiechnęła się lekko.
Księżniczka na moment zamilkła, czując, jak robi jej się ciepło.
— Eee… Nikt nie musi wiedzieć, prawda? Do niedawna w klanie nie było żadnych czekoladowych kotów, więc nie było z tym żadnego problemu. Teraz… po prostu nie będę się do nich zbyt otwarcie zbliżać, to wystarczy. Poza tym wydaje mi się, że moja mentorka też może nie żywi aż tak wielkiej niechęci do czekoladowych kotów… Od śmierci tej samotniczki i narodzin Fląderki trochę przycichła, jakby coś ukrywała — stwierdziła, mrużąc oczy. — A co do tej samotniczki… Nie wiem, gdzie może być. Może istnieje jakieś miejsce pomiędzy Klanem Gwiazdy a Miejscem, Gdzie Brak Gwiazd, gdzie gwiazdy świecą wystarczająco jasno, by żyło im się dobrze, ale nie na tyle, by mogli nazwać to rajem?
— Właściwie to masz rację. Chociaż może nie powinnam o tym mówić w ten sposób? Tacie i bratu nie podobało się, w jaki sposób podchodzę do białych kotów z Klanu Burzy. Ale przecież to tylko koty? Wydaje mi się, że wszyscy powinniśmy traktować się tak samo i tak jak byśmy sami chcieli być traktowani! — miauknęła. — A co może ukrywać twoja mentorka? — Ruda zmrużyła oczy. — A to miejsce? Myślę, że to by było super. To powinno być wystarczające dla tych, którzy nie znają kociej wiary — uśmiechnęła się na tę myśl.
— To prawda. Takie miejsce brzmi bardzo spokojnie! — stwierdziła Gąbka, spoglądając w niebo. — Myślę, że należy się ono samotnikom. Ale tylko tym dobrym, nie takim, którzy krzywdzą innych. Niektórzy samotnicy są straszni! Słyszałam, że kiedyś jacyś zaatakowali Klan Nocy. Ale to było dawno temu, oczywiście. Teraz już nam nie zagrażają.
* * *
Kiedy dymna weszła do obozu wraz z innymi kotami, okazało się, że na polanie zebrał się tłum. Brązowooka spodziewałaby się, że wszyscy będą spać, więc ten zgiełk od razu wzbudził jej zaciekawienie. Zaczęła przepychać się między kotami, próbując dowiedzieć się, co wszystkich tak zajęło. I w końcu odkryła. Okazało się, że podczas gdy połowa klanu była na zgromadzeniu, w obozie zmarły trzy koty: Spieniona Gwiazda, Kotewkowy Powiew i Kolcolistne Kwiecie.
I kiedy jakiś czas później czarnofutra układała się do snu, nie mogła przestać myśleć o tym, że akurat wtedy, gdy rozmawiała na zgromadzeniu o dobroci dla czekotów, w klanie wydarzyła się taka tragedia. Czy była to forma kary od jej przodków? Czy w ten sposób Srocza Gwiazda próbowała jej przekazać, że nie powinna okazywać czekoladowym kotom żadnej litości? Gąbka nie wiedziała, co o tym wszystkim sądzić. Równie dobrze mógł to być zwykły przypadek – w końcu cała trójka była już stara, a chyba każdy w klanie od dawna odliczał dni do ich śmierci. Zresztą świat nie kręcił się wokół Gąbczastej Perły – dlaczego przodkowie mieliby akurat jej słuchać podczas zgromadzenia?
* * *
W końcu dotarła na piaszczyste tereny oddzielone granicą. Miała ochotę ją przekroczyć, zwiedzić trochę Klan Burzy i odnaleźć tę kotkę na własną łapę, ale była zmuszona czekać. W końcu była medyczką, a medyczce nie przystoi łamać kodeksu i przekraczać granic. Mogłaby zmyślić, że ma do przekazania ważną informację dla medyków z Klanu Burzy, ale… wolała nie ryzykować. Miała wrażenie, że już wystarczająco się naraża, nie żywiąc nienawiści do czekotów.
<Burzaczko? Jesteś tu gdzieś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz