Czy świat się na niego uwziął? Prawdopodobnie. Czuł się tak, jakby był chodzącym nieszczęściem. Raz wyleczył dolegliwość, tak ponownie kończył pod łapą Wrzosu, bo się "połamał". Nie dziwił się, że oba kocury, z którymi przyszło mu dzielić życie, zaczęli przejawiać wobec niego nadopiekuńcze zachowanie. Który to już raz coś sobie zrobił? Praktycznie nie potrafił już tego zliczyć. Tym razem niefortunnie spadł z drzewa, gdy polował z Owsem na ptaki. I co? I ten musiał znów go prowadzić do uzdrowiciela, który słysząc co się stało i pytając czy coś go boli stwierdził, że wybił sobie bark. No naprawdę?! Czemu to ciało było takie kruche? Wystarczyło jedno uderzenie, a czuł się tak, jakby nagle miało się rozlecieć.
— Ałć! — syknął, kiedy Wrzos nastawił mu kończynę. Nieprzyjemne mrowienie przebiegło wzdłuż jego grzbietu.
— Ile razy wam mówiłem, aby nie robić niczego ryzykownego? — zbeształ go liliowy, wzdychając ciężko.
— Polowałem na ptaki wielokrotnie w ten sposób i nic się nie działo — naburmuszył się przeczuwając, co kocur zaraz powie. I zdecydowanie pod tym względem się nie mylił.
— Skakanie po drzewach jest nierozważne. Zwierzyny pełno jest na ziemi, a nie w koronach drzew. Owsie — tu spojrzał na swojego partnera, który kiwał głową, potwierdzając wszystko co mówił. — Miałeś przecież się nim opiekować na tych waszych polowaniach.
— No wiesz jaki ten nasz Kłosik jest... Musiałbym go jakoś do siebie przykleić, aby nie robił nic samowolnie — zaczął się tłumaczyć kremowy.
Krogulec westchnął. Wspaniale... Znów go przy nim obgadują. Nie miał pojęcia w jaki sposób z nimi wytrzymywał. Owszem, dali mu schronienie, a nawet po tych księżycach razem, udało im się stworzyć coś na wzór rodziny, ale... Ale czemu to on musiał być w ich mniemaniu bachorem?! Sądził, że byli partnerami!
— Możecie przestać? Jesteśmy w tym samym wieku, oszczędź mi morałów. Spadłem? Spadłem. Wybiłem bark? Wybiłem. Nastawiłeś? Nastawiłeś. Jestem już zdrów.
Chciał już tak bardzo nawiać do swojej nory i zapomnieć o tej sytuacji. Niestety... Wrzos jeszcze nie skończył swej "rodzicielskiej" tyrady.
— Wcale nie jesteś. Musisz wypoczywać. Nadwyrężyłeś mocno łapę. Jak się przeforsujesz to zaraz znów ci strzeli w barku i wtedy już ci nie pomogę... Będzie trzeba amputować kończynę...
Krogulec zamrugał zaskoczony. Jak to... amputować?! Że odgryźć?! Jakoś tak... zrobiło mu się słabo na samą myśl, aby jeszcze zostać na stare lata większym kaleką. O nie! Nie było mowy, aby Wrzos to zrobił!
— To ja chyba się położę... — w końcu zadecydował i ułożył się na mchu.
— Dobry wybór — wymiauczał uradowany liliowy, a następnie podał mu jakieś zioła, które zjadł z niesmakiem. Nie lubił ich... zbrzydły mu odkąd ciągle był nimi faszerowany. Ale czego się nie robiło, aby powrócić do zdrowia?
Wyleczony: Krogulec
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz