– Nie pomożesz jej teraz – miauknął kocur.
Srebrny chwilę patrzył na niego z oburzeniem, a potem usiadł z powrotem na swoim miejscu, starając się myśleć jak najbardziej pozytywnie.
***
Po długiej chwili, która zdawała się dla Diamenta trwać wieczność, odgłosy kotek pochodzące z szopy ucichły. Zamiast tego dało się słyszeć zachwycone westchnienia i cichutkie popiskiwanie.
Z wejścia wyłoniły się Jeżyk i Krokus. Diament od razu poderwał się na łapy.
– Możesz już... – zaczęła szylkretka.
Kocur nie dał jej dokończyć. Przepchnął się między starszymi kotkami, aby jak najszybciej znaleźć się w środku szopy. Podbiegł do posłania, na którym leżała Pliszka. Wyglądała na zmęczoną, ale na widok swojego partnera uśmiechnęła się delikatnie. Przy jej brzuchu leżały trzy małe kociaki, które najszybciej jak potrafiły, ssały mleko. Wszelkie obawy, które wcześniej nie chciały opuścić srebrnego, teraz się ulotniły. Gdy zobaczył liliową i ich kociaki, a wszyscy byli cali i zdrowi...
Poczuł to dziwne uczucie. Tę nieograniczoną miłość do swoich pociech. Przykucnął przy Pliszce i zafascynowany patrzył na swoje dzieci. Już nie bał się, że je źle wychowa, że nie będzie mógł wraz z partnerką robić tych wszystkich rzeczy, które planowali. Teraz wiedział, że do końca jego życia liczyć się będą jedynie kociaki i że zadba o to, aby były zdrowe i szczęśliwe.
– To dwie kotki i kocurek – odezwała się liliowa. – Jak je nazwiemy?
Diament zauważył, że cała reszta Sekty zaczęła się tłoczyć za nimi, starając się dojrzeć kociaki i wymyślić dla nich imiona. Kocur westchnął rozbawiony, ale odsunął się trochę, aby zrobić innym więcej miejsca. Zamyślony dokładnie przyjrzał się trzem malutkim kuleczkom. Jedna z nich, kotka, była chudziutka, ale jej przypominająca puch sierść była długa. Jej futro było srebrne w czarne cętki i białe łaty, a najwięcej go było w uszach kociaka, z których wystawało wiele włosków. Drugi kociak był smukłym kocurkiem o kolorze mniej więcej takim samym jak jego siostra, natomiast rozmieszczenie jego futra było bardzo ciekawe. Mały miał grzywkę na czole, opadającą mu na zamknięte jeszcze oczy, puchatą szyję, brzuch i ogon, oraz dłuższą sierść na policzkach i przy łapach. Ostatnia koteczka była barczysta, miała krótkie kończyny zakończone wielkimi łapami, długi ogon i małe uszy. Jej długie futro opadało na posłanie, na którym leżała. W odróżnieniu od swojego rodzeństwa jej sierść była koloru szarego w srebrne nierównomiernie rozmieszczone plamy, a jej łapy, końcówka ogona i pysk były białe.
– Może Szmaragd? – zaproponował po chwili namysłu, wskazując na pierwsze kocię.
Nie wiedział, czemu akurat to imię przyszło mu do głowy, jednak podobało mu się. Nawiązywało do jego nazwy, ponieważ on też się nazywał od kamienia szlachetnego, ale dotyczyło też Pliszki, ponieważ jej oczy były tak pięknie zielone, jak szmaragd. Liliowa pokiwała głową na znak akceptacji.
– A podoba wam się imię Stonka? – spytała Cynia, podchodząc bliżej.
***
Turkawka, Szmaragd i Stonka. Tak się nazywały jego kociaki. Był bardzo szczęśliwy, odwiedzając je. Niedługo potem dzieci otworzyły oczy. Jak cudownie się złożyło, że Szmaragd miała zielone oczy! Diament był tylko lekko zawiedziony, że żadna z ich pociech nie odziedziczyła niebieskiego koloru ślepi po nim. No cóż, za to bardzo przypominały go z umaszczenia sierści. Poza tym liczył się charakter, a nie wygląd. Po raz kolejny tego dnia pomógł wstać Turkawce, który przewrócił się w poszukiwaniu brzucha matki i mleka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz