*duży skip amare nie bij*
Nadal nie potrafił uwierzyć w to, że jest medykiem. Jednak jeszcze większy problem sprawiało mu odnalezienie się w rzeczywistości pozbawionej Słodkiej i Kalinkowej Łapy. Do tego jego przyjaciółka miała bachory co z marszu skazało go na rolę wujka. Nadal nie potrafił przypomnieć sobie tamtego dnia i powoli zaczął zakładać najgorsze.
— Truskawkowa Grządko?
Uszy przyozdobione w pędzelki drgnęły, zaś sam medyk odwrócił się w stronę wejścia do swojego królestwa. Zaprzestał czynności, którą wcześniej wykonywał, chociaż i tak odleciał znowu, więc od dłuższego czasu gapił się jak ciele w jeden punkt.
— Jeśli chodzi ci o Gawronie Skrzydło to kazałem jej przestać panikować, ugryzienie szczura opatrzone na tak wczesnym etapie nijak zagraża jej życiu — burknął niezbyt miło pod nosem, na co Lśniący skrzywił się z lekka. — Co, to nie to?
Odpowiedziało mu energiczne kręcenie głową.
— To nie wiem... ten głuchy dzieciak? Rozmawiałem z Cętkowaną Gwiazdą, nie będzie uczniem, nigdy. Za duże ryzyko — mówiąc to, odwrócił się do albinosa tyłem, przeszukując jedną ze stertę wysuszonych na wiór ziół. Trzepnął przykrótkim ogonem, gdy nadal czuł obecność wojownika — Bark Grzybowej Ścieżki jest nastawiony. Zrobiłem to dwa dni temu, przyszedłeś mi powiedzieć, że to ciele znowu miało w dupie moje polecenia?
Zwęził ślepia w szparki. Posrało ich? To, że został mianowany już dosadnie potwierdzało jego umiejętności, nie trzeba było nasyłać na niego kontroli w postaci jakiegoś podlotka, który miał jeszcze mleko pod nosem.
Cofnął się, kichając gdy pył z mięty podrażnił jego nos.
— To o co ci chodzi? O Fiolet? — drgnął, widząc błysk w czerwonych ślepiach kocura. Jego pysk przeciął dziwny grymas, który z pewnością nie był wyrazem przyjaźni względem jego siostry. Truskawkowa Grządka parsknął cichym śmiechem. — Słuchaj, długo nie rozmawialiśmy, więc nawet nie wiem, dlaczego jest z twoją siostrą. Coś słyszałem, że nie jesteś z tego szczęśliwy — miauknął, wbijając w niego błękitne ślepia.
— Chyba nie chcesz rozbijać ich związku, prawda? — dodał bardziej podejrzliwie. Niech no gówniarz spróbuje to zafunduje mu sraczkę życia. Aż wydali z siebie jelita i żołądek. — Póki są szczęśliwe i nie krzywdzą siebie nawzajem nie powinniśmy się mieszać — mruknął, uspokajając szalejące nerwy. — Może jeszcze nas zaskoczą i zostaniemy wujkami — parsknął cichym śmiechem, pocierając pysk wierzchem łapy.
— Nie zamierzam. Jeśli obie są szczęśliwe... Zależy mi na szczęściu Zimorodkowego Snu. — miauknął, uśmiechając się lekko, chociaż w rzeczywistości był trochę zawiedziony, że Zimorodek wybrała akurat ją. — Fiolet z jakiegoś powodu nie pała do mnie sympatią — parsknął. — Próbowałem z nią to wyjaśnić, ale na nic. Po zgromadzeniu myślę, że jesteśmy kwita. Co do zostania wujkiem... Nie wiem, czy byłbym gotowy. Ja i wychowywanie dzieciaków — miauknął, śmiejąc się pod nosem.
— Spoko, też się do tego nie nadaję. Starczy, że robię za wujka szóstki rozbrykanych kartofli mojej przyjaciółki — skwitował krótko, przypominając sobie jeden, jedyny moment gdy został z tymi potworkami sam na sam.
< Lśniący? >
Wyleczeni: Gawronie Skrzydło, Grzybowa Ścieżka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz