Skaza wyruszyło na polowanie, gdy tylko się obudziło. Było wypoczęte, bo u boku Wypłosza było jakoś tak spokojniej niż w domu i zamierzał wykorzystać energię.
Planowała wrócić, nim Wypłosz się zorientuje, lub od niego ucieknie, ale nic nie mogło znaleźć. Znaczy, znalazła, jakiś miły łysolec wystawił przy chodniku trochę mięska jak ją zobaczył, ale było to dziwnie papkowate i nie miał jak tego zanieść Wypłoszowi, choć próbował. Jak tylko brał to w pysk, to się wszędzie rozwalało. Zniechęcone, ale napełnione, potruchtała dalej na poszukiwania. Przekopywało właśnie śmietnik, gdy usłyszał wołanie.
– Cześć! – podniosło głowę, by ujrzeć dużą kotkę, i mniejszą kotkę, z Wypłoszem w pysku. Za nimi były kolejne trzy małe koty. Od razu się uśmiechnął na widok kolegi.
– Dzień dobry! Cześć Wypłosz!
– Zamknij się dziwaku! Nie znamy się!
– Słoneczko, powiesz mi, proszę, czy jesteś współlokatorem Wypłosza?
– Tak proszę pani!
– Jak masz na imię? I czy chcesz stać się członkiem naszej rodziny, do której dołącza Wypłosz? Chętnie cię adoptujemy.
– Jestem Skaza! I gdzie Wypłosz tam i ja! – miauknęło, bo nie chciało zostać same bez burego.
- A więc witaj w rodzinie! - powitała go, po czym wzięła w pysk i wymiauczała — no tfo w drogfę do domu!
Spojrzało w dół, zaskoczone jak wysoko wisiało nad ziemię. Ale fajnie — pomyślało. Chciało być takie wysokie!
Przenieśli ich tak kilka ulic, które kocię znało, a potem byli gdzieś gdzie nigdy nie było. Trochę się zaniepokoiło, że jeśli teraz się rozdzielą, to nie znajdzie przyjaciela. Ale nie zgubili się i cała grupa weszła na teren, gdzie wydawali się trochę rozluźnić. Pani położyła go na ziemi.
– Zacznijmy od… – skądś wyciągnęła myszy i Skaza niemal pisnęło, ale czekało, aż Wypłosz którąś wybierze.
<Byli, Wypłosz?>
Planowała wrócić, nim Wypłosz się zorientuje, lub od niego ucieknie, ale nic nie mogło znaleźć. Znaczy, znalazła, jakiś miły łysolec wystawił przy chodniku trochę mięska jak ją zobaczył, ale było to dziwnie papkowate i nie miał jak tego zanieść Wypłoszowi, choć próbował. Jak tylko brał to w pysk, to się wszędzie rozwalało. Zniechęcone, ale napełnione, potruchtała dalej na poszukiwania. Przekopywało właśnie śmietnik, gdy usłyszał wołanie.
– Cześć! – podniosło głowę, by ujrzeć dużą kotkę, i mniejszą kotkę, z Wypłoszem w pysku. Za nimi były kolejne trzy małe koty. Od razu się uśmiechnął na widok kolegi.
– Dzień dobry! Cześć Wypłosz!
– Zamknij się dziwaku! Nie znamy się!
– Słoneczko, powiesz mi, proszę, czy jesteś współlokatorem Wypłosza?
– Tak proszę pani!
– Jak masz na imię? I czy chcesz stać się członkiem naszej rodziny, do której dołącza Wypłosz? Chętnie cię adoptujemy.
– Jestem Skaza! I gdzie Wypłosz tam i ja! – miauknęło, bo nie chciało zostać same bez burego.
- A więc witaj w rodzinie! - powitała go, po czym wzięła w pysk i wymiauczała — no tfo w drogfę do domu!
Spojrzało w dół, zaskoczone jak wysoko wisiało nad ziemię. Ale fajnie — pomyślało. Chciało być takie wysokie!
Przenieśli ich tak kilka ulic, które kocię znało, a potem byli gdzieś gdzie nigdy nie było. Trochę się zaniepokoiło, że jeśli teraz się rozdzielą, to nie znajdzie przyjaciela. Ale nie zgubili się i cała grupa weszła na teren, gdzie wydawali się trochę rozluźnić. Pani położyła go na ziemi.
– Zacznijmy od… – skądś wyciągnęła myszy i Skaza niemal pisnęło, ale czekało, aż Wypłosz którąś wybierze.
<Byli, Wypłosz?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz