Zostawił go samego w tym dole, na pastwę nocnych stworzeń. Siedząc tak grzecznie, próbował uspokoić szaleńcze bicie serca. Bał się, że coś go tu znajdzie i zje. Nie mógł jednak wyjść, bo kocur mógłby się tego dowiedzieć i kazać mu tu zostać już na zawsze. Niezbyt optymistyczna wizja. Skulił się więc, przytulając się do liści z nadzieją, że dzień nastanie szybko, a wojownik wróci.
Z każdym uderzeniem jego serca robiło się ciemniej i zimniej. Wiatr szeleścił liśćmi, a gwiazdy zaczęły przebijać się przez czarniejące niebo. Zaczęła się noc. Nic nie widział, nawet tego co było tuż przed jego nosem. Dół dawał poczucie jakby siedział we własnym grobie. Coś zahuczało, a on podskoczył aż ze strachu. Skulił się bardziej czując, że nie da rady zasnąć.
Węszenie... rozległo się niedaleko. Zamarł. Czyżby to był jakiś potwór? Przestał oddychać, czując napięcie, które unosiło się w powietrzu. Kilka szczeknięć, szmerów, coraz bardziej się zbliżali. Udawał, że go tu wcale nie ma. Nie chciał umrzeć jako kolacja dzikich stworzeń. Samotna łza uciekła mu po policzku, ale nie odważył się na więcej, by nie wybuchnąć płaczem. Wtedy na pewno zdradziłby wszystkim, że tu jest... a potem... marny byłby jego los.
***
Nie spał dobrze, wręcz prawie wcale. Siedział w dole, który zmoczył, po tym jak nie mógł już wytrzymać uciskającego parcia na pęcherz. To było takie żałosne... Jednak dalej tu tkwił, nawet jak zrobiło się jasno, a słońce zdawało się coraz wyżej. Był głodny i śmierdział. Wielki Bóg o nim zapomniał? Miał nadzieję, że nie.
- Ej ty, żyjesz? - Spojrzał do góry, a widząc kocura zalała go fala ulgi.
Jednak przyszedł! Jak dobrze!
- Żyje - miauknął, skręcając się z głodu. - Zdałem test? Głodny jestem... - wystękał, pragnąc już wydostać się na wolność.
- Głodny jesteś? - powtórzył z rozbawieniem. - To niedobrze, okazujesz słabość. Chyba będę musiał zostawić cię tu na jeszcze kolejna noc... - miauknął w skupieniu.
Od razu pokręcił głową, próbując uratować się od takiego losu. Nie chciał tu dalej tkwić! Kto wie czy i tej nocy, potwór w końcu go nie dopadnie i nie zajrzy do dziury!
- Wcale nie jestem głodny. To taki żarcik... ha, ha. Jestem silny i gotowy na wszystko, o Najwyższy! - miauknął gorliwie, patrząc na niego z pewnością w oczach, ukrywając fakt, że naprawdę był bardzo głodny.
Krwawnik przypatrywał mu się dłuższą chwilę ze znużeniem.
- Próbujesz kłamać mi prosto w pysk? - obruszył się. - Tyle dla ciebie zrobiłem dobrego, a ty jeszcze masz czelność nadużywać moje dobre serce? - dramatyzował dalej.
Od razu cały jego dobry nastrój wyparował. Racja. Przecież... to było złe. Znów mu się nie udało być takim, jakim pragnął wojownik. Okłamał go tak perfidnie. Naprawdę był zwykłą larwą, która tylko sprawiała mu problemy. Zwiesił łeb, wpatrując się w swoje łapy.
- Masz rację... Jestem do niczego. Lepiej mnie tu zostaw na jeszcze jedną noc. - miauknął smętnie pod nosem. Nigdy nie będzie idealnym sługą, nigdy. Zawszę będzie popełniał błędy i denerwował wojownika. Chciał pokazać, że był silny, a teraz już nigdy mu nie zaufa. Z jego oczu wydostały się łzy, które szybko starł łapką, by Wielki Bóg tego nie dostrzegł.
Krwawnik zmrużył oczy, przypatrując się dokładnie jego pyskowi.
- Jesteś tak żałosny, że aż mi ciebie nie żal - rzekł, wyciągając go mocniejszym szarpnięciem za kark i odrzucając na ziemię. - Leć do obozu. W tamtą stronę, cały czas prosto. Nie pójdę z tobą, ale właśnie powierzam ci MOJE zaufanie, że nikomu nic nie powiesz. Pamiętasz chyba, co ci zrobię, jeśli mnie zdradzisz? - spytał z ostrzegawczym syknięciem.
Upadł na ziemię z głuchym stęknięciem. Szybko pozbierał się na łapy, kiwając głową. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Nie miał zamiaru jednak go zdradzać. Nigdy. Obiecał mu to. Musiał przynajmniej w czymś innym być dobrym, nie nadwyrężając jego dobroci.
- Wiem - miauknął tylko nic już nie obiecując, by kocur bardziej się na niego nie pogniewał. Ruszył do przodu, biegnąc i biegnąc, aż nie dotarł do celu. Szybko przemknął do żłobka, udając że wcale a wcale. nie spędził nocy poza obozem.
***
Został uczniem. To był najpiękniejszy moment w jego życiu. Brzoskwinka go wywołała, odmówiła formułkę, a następnie wskazała mu mentora. Krwawnik. Świat wręcz stanął w miejscu, gdy zdumiony wojownik podszedł do kociaka, stykając się z nim nosem. Wybrał go... I teraz był jego mistrzem. To musiało być im pisane! Nie było innego wyjścia!
Jego siostra dostała za to Perkoza. Nie znał go, ale miał nadzieję, że pomoże Nic nauczyć się polować, by i ona była użyteczna dla Owocowego Lasu. Nikt jednak podczas mianowania nie krzyczał ich imion. Nie zasługiwali na to, bo ich nie mieli. Nie był jednak z tego powodu smutny. Cieszył się. Bardzo. Bo teraz z Wielkim Bogiem mógł spotykać się codziennie! Nauczy go wszystkiego co sam umie, a to... to był dopiero wielki zaszczyt.
– Posłuchaj – zaczął ostro, gdy w pobliżu nie było nikogo, kto mógłby mieć problem co do jego metod wychowawczych. – Bądźmy szczerzy, jesteś ofermą życiową i zrobienie z ciebie kogoś godnego miana wojownika jest po prostu niemożliwe – mruknął. – Nie chcę jednak, byś przyniósł mi wstyd. Skoro jestem twoim mentorem, poniekąd prezentujesz moje umiejętności. Jeśli nie będziesz robił jakichkolwiek postępów, to mnie uznają za słabego. A nie chciałbyś raczej narażać się na boski gniew i ściągnąć na siebie śmiertelne klątwy, brudząc imię swojego pana, prawda? – spytał, starając się wzbudzić w nim na tyle obaw, by rzeczywiście przyłożył się do pracy.
- Nie chcę. - Skulił się. - Będę się starał najmocniej jak potrafię, by cię nie zawieść i być silnym wojownikiem, godny bycia twoim uczniem, panie. - miauknął, starając się zapewnić kocura, że zrobi co w jego mocy, by być silny. Nawet tego pragnął.
- Nie ukrywam, że wolałbym kogoś bardziej kompetentnego od ciebie. Spójrz na to sam, dlaczego komuś tak wspaniałemu jak ja ofiarowali kota twojego pokroju? - prychnął. - Słabszego, poniżanego i pod każdym względem gorszego? Uważasz, że na to zasłużyłem? - spytał, strosząc futro.
Nie podobało mu się to. Wspaniale. Czyli jednak go porzuci i nie zdoła udowodnić nikomu w Owocowym Lesie, że zasługuje na imię.
- Nie, Panie. Nie zasłużyłeś. Ja też... się zdziwiłem. Wiem, że nie jestem godny szkolenia pod twoją łapą. - Spuścił po sobie uszy. - Ale zrobię wszystko co zechcesz. Naprawdę.
- Który raz ci mam powtarzać, że to, co mówisz, to tylko puste słowa? Nie pierdol tyle, tylko zacznij działać. Choć chciałbym teraz, byś udzielił mi odpowiedzi na jedno pytanie - orzekł, wysuwając pazury. - Ktoś zwrócił się do ciebie mianem "Porost". Takie masz imię? Żałosne.
Skąd... skąd on o tym wiedział? Usłyszał? A może Miodunka za bardzo się rozgadała i ta wiadomość dotarła do uszu kocura? Nienawidził jej za to. Przecież wojownik mógł teraz go ukarać!
- To... to... Miodunka. Ona mi je nadała - Skulił się. - W żłobku podczas zabawy, by na mnie jakoś wołać... Ja nie... Ja go nie wybrałem, panie.
- I godzisz się na to, by jakieś marne kocię zwracało się do ciebie tak upokarzającym zwrotem? - parsknął, a następnie rozejrzała się uważnie i z całej siły walnął go łapą w pysk, patrząc, jak ten upada. - Powstań, abym mógł uderzyć cię jeszcze raz. I odpowiedz mi, czy godny bycia wojownik godzi się na takie poniżanie, na jakie ty dałeś innym przyzwolenie?
Ból był okropny. Łzy pojawiły mu się w oczach i spłynęły po policzkach. Jednak zasłużył. Miał rację, nie powinien, aż tak im ulegać. Nie umiał jednak inaczej. Wstał zaciskając oczy, oczekując na kolejny cios, który zapowiedział.
- Nie... nie godzi się.
- A wiesz, co jeszcze nie przystoi prawdziwemu wojownikowi? - spytał. - Upokarzać słabością swojego mentora. Myślisz, że nie słyszałem o tym, że dałeś się podtopić? I że zeżarłeś wodorosty? - syknął, stając bliżej niego i ponownie unosząc łapę do ataku, jednak tym razem z wysuniętymi pazurami. - Jesteś kotem czy rybą? Tak ci się to podobało? Pływanie, łykanie wody? Proszę bardzo, możemy powtarzać to częściej, skoro ci się to marzy! - Znów go uderzył. - Ale nigdy więcej nie pozwalaj krzywdzić się innym. Plugawisz me imię.
O nie. I o tym się dowiedział? Skulił się, kiedy znów został uderzony. Położył po sobie uszy. Już nie rozumiał... miał być posłuszny kotom z Owocowego Lasu, ale nie dawać się im krzywdzić? W sumie nie dziwił się złości kocura. On był kimś wielkim i wspaniałym, a dostał go pod swoje skrzydła. Na dodatek nie chciał powtórki z wodnej kąpieli.
- Nie marzy, panie! Oni mówili... coś o tym, że chcieli sprawdzić ile we mnie jest nocniaka! - pisnął. - Nawet nie wiem czemu wpadli na taki pomysł. Przecież nie jestem nocniakiem!
Niebieskooki zaczerpnął głośno powietrze, a z jego nozdrzy wydobył się pełen irytacji świst.
- Nie obchodzi mnie, skąd pochodzi twoja krew. Przodkowie, cokolwiek, tu nic nie ma znaczenia. Nie liczy się miejsce urodzenia ani rodzina, tylko to, co ty sam sobą jesteś w stanie zaprezentować - oświadczył. - Urodziłem się tu, w w tym zapchlonym społeczeństwie pełnym idiotów, ze słabej matki i byle jakiego kocura, którego nawet nie znam. Ale jestem ponad nimi. Nie prezentuję tej słabości i głupoty, która w nich tkwi. Stałem się silny i bez tego, więc utkaj mordy tym sierotom i nie przynoś mi więcej wstydu. W przeciwnym razie przestaniesz nazywać się moim uczniem. Pójdę specjalnie do liderki i zmieni ci mentora na któregoś z tych oferm życiowych. Uczynią z ciebie równego sobie pustaka - burknął, nachylając pysk do jego ucha. - A ja mogłem uczynić cię silnym... - Odsunął się gwałtownie, machając niedbale łapą. - Szkoda, że nie doceniasz tej szansy.
Nie! Nie mógł go porzucić! Nie zniósłby tego! Los dał mu szansę i chciał z niej skorzystać.
- Doceniam! - załkał. - Doceniam bardzo. Chce być silny, by móc im się sprzeciwić. Ale oni... oni mnie łapią i ja... Nieważne.
- Nieważne? - powtórzył wojownik, prychając wyniośle. - Olewasz ten temat? Nie szukaj zbędnych wymówek, tylko zacznij nad sobą porządnie pracować. Drap na oślep, najlepiej w oczy bądź gardło, a nie ryczysz teraz, że "Oni straszni!" - prychnął.
Drap i gryź? Przecież... zabiliby go za to! Wielkiemu było pewnie prosto zrobić takie rzeczy, lecz on? Ktoś kto był na samym dnie marginesu społecznego? Kto pewnie dostałby za to wygnany?
- A nie ukarają mnie za atak na nich? - miauknął niepewnie.
- Jeśli będziesz silny, nie będą szli po zemstę - odparł. - A jeśli dalej będziesz słaby, to pozostanie ci wciśnięcie innym historyjki, że to w samoobronie i rozbeczenie się na potwierdzenie tego.
To było mądre. Nie wpadłby na to, a czuł, że to mogłoby się udać. Pokiwał głową. Następnym razem postara się być silnym, tak Wielki Bóg, by nie sprawiać mu już więcej zawodu. Tylko pytanie... Czy będzie w stanie?
- Co dzisiaj trenujemy, Panie? - postanowił zmienić temat, bo szkolenie go interesowało.
- Zamykanie pyska, kiedy twoje gadanie zaczyna czynić cię irytującym - odparł czarny, wzdychając z nudów. - Nie wiem, na ile mogę sobie pozwolić. Zazwyczaj w twoim wieku słucha się tylko o teorii, ale ty już byłeś poza obozem i nikt nie miał do tego problemu, więc czemu by i nie drugi raz spróbować? - parsknął, oświecony. - Oh, a nawet połączymy praktykę z teorią. Zobaczymy, jak będziesz sprawnie odpowiadał w obliczu śmierci - rzucił. - Idziemy pod nasze ulubione drzewo.
W obliczu śmierci? Nie brzmiało to zbytnio optymistycznie... Ruszył jednak za mentorem, starając się nadążyć za jego krokami. Nie podobało mu się to, że wracali pod to drzewo. Miał z nim wiele nieprzyjemnych wspomnień. Łapki od razu zaczęły nieprzyjemnie piec, pamiętając jak zostały poharatane, a jeszcze inna złamana.
Gdy dotarli na miejsce, Krwawnik wskazał mu na jedną z niższych gałęzi.
- Wejdź tam - nakazał. - Masz szczęście, że potrzebuję cię żywego, bo zapierdalałbyś na sam szczyt.
Spojrzał na drzewo. Już na nie wchodził, więc wiedział jak tam się znaleźć. Wczepił się pazurkami w korę i znalazł się chwilę potem na wymienionej gałęzi. Wspinaczka szła mu już całkiem nieźle, po tym jak zmuszony był zrywać swoją zaschniętą krew z rośliny. Był ciekaw po co miał tu wejść. Myślał, że chodziło mu o jakiś słowny test, a nie nabieranie wprawy w łażeniu po drzewach.
- Dobrze, a teraz złap się przednimi łapami za gałąź, a tylne puść luźno w dół. Masz wisieć, a ja w międzyczasie zadam ci parę pytań. Jest odpowiesz na wszystkie dobrze, będziesz mógł się wciągnąć. Jeśli popełnisz błędy, skazę ci się puścić i spaść na ziemię. Ot, tak na zachętę, byś miał większą motywację - oświadczył mentor.
Serce mu przyspieszyło na te słowa. Nie brzmiało to zachęcająco. Spojrzał na gałąź i przełknął ślinę. I tak nie miał nic tu do gadania.
- D-dobrze... - Musiał to zrobić, więc zmusił swoje ciało do przylgnięcia do gałęzi, mocno obejmując ją łapkami, a nogi spuszczając ku ziemi. Już czuł, że to było nieprzyjemne doświadczenie. Zacisnął pyszczek, próbując wytrzymać i nie spaść na dół.
Krwawnik podniósł wzrok ku górze, obserwując piękny widok, majtającego się to do przodu, to do tyłu kocięcia.
- Pierwsze polecenie. Opisz pozycję łowiecką - rzucił. - Na pewno nie raz ją widziałeś - dodał, sugerując mu, że ma ruszyć głową i nie płakać, że nie wie.
Pozycja łowiecka? Przecież nie trenowali nigdy tego! Musiał jednak ją widzieć, skoro ten tak twierdził. W żłobku były kociaki, bawiły się czasem w polowanie. Może to go zainspiruje?
- Trzeba ugiąć łapki, być cicho i nie machać ogonem. Tak... trzeba się skradać. Powoli - odpowiedział.
Wojownik skrzywił się, licząc pewnie na bardziej satysfakcjonującą odpowiedź.
- Wymień przynajmniej pięć zwierząt, na które mógłbyś zapolować w lesie - polecił, obserwując, jak ten dalej kołysze się na gałęzi.
Zadowolony, że odpowiedział poprawnie, zastanowił się nad kolejnym pytaniem, czując jak łapki go bolą od zwisania coraz bardziej.
- Mysz, ptak, kot, owady, ryby... - miauknął szybko, zbyt przejęty tym by nie upaść, niż myśleniem o formach posiłku.
- Koty? - powtórzył czarny z zaskoczeniem. - Od kiedy... - zawahał się. - Albo nie. Dobra odpowiedź, to największe szkodniki w tym lesie, należy tępić tę rasę, bo w większości to słabe jednostki. Jak ty na przykład - rzekł. - Kolejne pytanie. Czułe punkty podczas walki. Gdzie najlepiej atakować, aby zabolało najmocniej, bądź by uśmiercić? - spytał z uśmiechem na pysku.
- Chyba... trzeba udusić... to gardło? I... oczy... bo wtedy kot nie widzi i łapy, bo jak nie ma łap, to nie może atakować - wystękał. Chciał już się wspiąć. To było takie dla niego ciężkie! Nie miał pojęcia, że trening może być tak bardzo męczący!
- Sądzisz, że dałbyś radę oderwać kotu łapę? - spytał z zainteresowaniem. - Znalazłbyś w sobie taką siłę?
Łapę? Co on wygadywał? Raczej nie byłby w stanie tego zrobić. To... byłoby straszne!
- Nie wiem panie... Jestem mały, a większe koty są duże i mają ode mnie więcej siły. - miauknął, czując dziwny dreszcz, gdy o tym wspomniał. Miał nadzieję, że wcale nie chciał tego u niego testować.
- Co to za wymówka, że jesteś mały? - prychnął starszy. - Miałem już zadać ostatnie pytanie, być łaskawy, pozwolić ci zejść, ale widzę, że wolisz wisieć i niepotrzebnie przedłużać - stwierdził.- Nie tak zachowuje się prawdziwy wojownik. Tak postępuje zwykły tchórz.
Położył po sobie uszka, mocniej tuląc łapkami gałąź.
- Raczej nie dałbym rady - poprawił się.
Krwawnik przewrócił oczami.
- Dobrze, to jeszcze jedno. Ale teraz masz udzielić precyzyjnej odpowiedź i zawrzeć jak najwięcej szczegółów - nakazał. - Rozumiesz? Chcę wiedzieć wszystko - oświadczył, odchrząkując. - Co byś zrobił teraz, gdyby ci, co cię topili, znowu próbowali by to zrobić?
Zdziwił się na to pytanie. Co by zrobił? Pewnie uciekł, ale nie tego oczekiwał jego mentor, a dłużej nie chciał tu wisieć, bo czuł, że jeszcze moment i się puści, upadając mu pod łapy.
- Ja... powiedziałbym im, że nigdzie z nimi nie idę. A jakby próbowali mnie złapać, bym dał im pazurami po nosie i uciekł - odpowiedział.
- A czemu byś od razu uciekł? Dlaczego nie spróbowałbyś walczyć do końca? - spytał. - Powiedziałem coś. Chcę jak najwięcej szczegółów i twoich przemyśleń. Nie uważam ucieczki za coś złego, pod warunkiem, że dasz do tego sensowny powód.
Zaczął gorączkowo myśleć, czując jak ból coraz bardziej rozchodzi się po jego zmęczonych mięśniach.
- Uciekłbym, bo ich jest dwójka, a ja jeden. Nawet jakbym walczył, drugi by mnie złapał. Nie udałoby mi się wydostać, gdyby mnie pochwycili za kark, bo nie dałbym rady ich uderzyć łapkami i od razu wrzuciliby mnie do wody.
- Dobra odpowiedź - uznał. - Trzeba umieć ocenić swoje szanse w starciu z większą grupą. A gdybyś jednak był sam na sam z jednym z nich i miał szansę zemścić się i doszczętnie go skrzywdzić, to co byś zrobić? - Patrzył dalej, jak ten się kiwa, z nadzieją, że zaraz spadnie.
Yhhh... coraz trudniej było mu się utrzymać na gałęzi. Czuł jak łapki zaraz nie wytrzymają takiego napięcia, ale zacisnął pyszczek i odpowiedział starszemu.
- Ugryzłbym w łapę i unikał jego ciosów, by mnie nie złapał. Może też w ogon... albo sypnął piach w oczy
Mentor uśmiechnął się szerzej, zadowolony z rozwoju jego myśli.
- A gdyby przeciwnik leżał wręcz konający u twych łap, byłbyś w stanie go dobić? - spytał.
Dobić? Jak to dobić? Że zabić? Przez to pytanie, prawie zapomniał, że wisiał nad ziemią. Na szczęście jednak w porę się opamiętał, zmuszając się do wytrzymania jeszcze trochę, odrobinkę.
- A... a czemu miałbym? - zdziwił się. - Znaczy... Skoro leży i nie wstaje, to nie jest w stanie zrobić mi krzywdy. Jest pokonany...
- Chwilowo. Jest pokorny, dopóki jest słabszy. Ale wystarczy chwila regeneracji i będzie próbował się zemścić - rzucił. - Nie daje się nikomu drugiej szansy. Jeśli masz szansę się bronić, to wykańczasz przeciwnika, żeby on potem nie zniszczył ciebie.
- Mh... - Skrzywił się, bo powoli już nie dawał rady tak wisieć. Zaczął dyszeć, a łapki zaczęły mu aż drżeć. - To... brzmi strasznie. I... mogę wejść już na gałąź? Proszę.
<Krwawnik?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz