Nadal nie pogodził się z faktem, że Krwawnik wiedział o jego ojcu. Nikt więcej w Owocowym Lesie nie mógł się o nim dowiedzieć, bo jak nic zwalą wszystkie te morderstwa na niego. Pomyślą, że ma w sobie krew mordercy, to na pewno zacznie mordować. Nie mógł zostać wygnany z klanu zwłaszcza, że powoli dopadała go starość. To byłyby jego ostatnie chwilę jako samotnika, gdyby do tego doszło. Musiał pomyśleć nad planem treningowym z kocurem. Ojciec trenował go bardzo dawno, lecz ciało nadal pamiętało. Po prostu będzie improwizować i po problemie.
Kiedy czarny wrócił do obozu, po treningu z uczniem, skierował do niego swoje kroki. Niechętnie zmierzył go spojrzeniem. Dzieciak budził w nim wstręt i odrazę. Musiał jednak zacząć go szkolić, póki nie był jeszcze aż taki stary. Wątpił czy z bolącymi stawami, dałby radę go czegoś nauczyć.
- Krawniku - zaczął, siląc się na miły ton głosu. - Spotkajmy się w lesie przy ogrodzeniu do sadu - miauknął, wymijając go i kierując się w tamtą stronę.
Specjalnie wybrał to miejsce, by po skopaniu jego zadka, zmuszać go do wspinaczki. On robił to za młodu, ale na murach, to ten będzie skakał po ogrodzeniu, aż nie rozwali sobie tego głupiego ryja.
Czarny podniósł na niego wzrok. Przełknął ślinę i zadrżał, ruszając za nim chwiejnym krokiem. No tak. Aktorzyna nie mogła wyjść z roli. Żałosny pomiot.
- Ale nie pędź tak - poprosił łagodnie. - Jak na staruszka masz w sobie całkiem dużo sił.- zmienił tonacje, gdy znaleźli się w odpowiedniej odległości od obozu.
- Nie jestem jeszcze umierający - prychnął, odwracając się do niego z mordem w oczach. - Co z ciebie za podły oszust. Tak udawać przed całym klanem ofermę życiową - syknął.
- Nikogo nie oszukuje. Wstydliwy ze mnie kocurek, nie mam odwagi rozmawiać z tymi wszystkimi przerażającymi wojownikami w obozie - wymruczał. - Zresztą, mój mentor był porażką. Staruch, który na nic nie miał sił. Nie mógł mnie nauczyć niczego porządnego.
Skrzywił pysk.
- Tak. Bardzo wstydliwy. Tak bardzo, że potrafi mi grozić i śmiać mi się w pysk. - Napiął się. - To zaczynamy trening. Ja mam jeszcze siły, by porządnie cię przetrzepać - po czym bez ostrzeżenia rzucił się na niego.
Wojownik spiął się, nie spodziewając się tego nagłego ataku. Gdyby nie mocniejszy powiew wiatru, który wręcz zmusił go do uskoczenia w bok, skończyłby marnie.
- Na to liczę. Skoro twoim rówieśnikom łamią się już kości, to musisz być niezwykle dobrze wytrenowany, skoro masz w sobie tyle sił - stwierdził, choć oddech już mu zaczął drzeć. Uśmiechnął się jednak prowokacyjnie i wyprostował. - Jak na profesjonalnego mordercę jesteś dobrym nauczycielem.
- Nie jestem mordercą - powiedział do niego zirytowany. - I żadnym profesjonalnym. Po prostu byłem uczony jak walczyć, by przeżyć. Teraz ty się tego nauczysz. Nie będzie zmiłuj i żadnych zasad. Musisz przechytrzyć wroga tak, by się odsłonił - wytłumaczył, niechętnie dzieląc się z nim tą wiedzą.
<Krwawnik?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz