- Ah…jakby gwóźdź wyciągnął – miauknęła Krokus.
- Ile mamy już jedzenia? – spytała Skowronek, spychając ciało ptaszka z gałęzi, a następnie schodząc z pnia drzewa na wilgotną ziemię.
- Hm…twój ptak, moja mysz, twoja wiewiórka… - mruknęła – czyli trzy.
- To…wracamy? Czy polujemy dalej? – spytała uśmiechając się zadziornie Skowronek.
W odpowiedzi podobny wyraz pyszczka pojawił się na mordce cętkowanej.
- A jak myślisz? Polujemy – miauknęła, unosząc pyszczek ku górze – czuję…drozda – miauknęła, wąchając powietrze – w tę stronę – dodała, wskazując kierunek. Siostry potruchtały tam, po zakopaniu ptaka szylkretki. Po chwili dostrzegły inny, opierzony okaz. Skowronek przyczaiła się, natomiast bura skradając się zaczęła okrążać ptaka tak, aby znaleźć się po jego drugiej stronie. Czarne strwożenie próbowało wyjąć dżdżownicę z ziemi, kiedy szylkretka wyskoczyła w górę, płosząc go. Ptasie skrzydła zafurgotały, gdy ten podrywał się do lotu, jednak Krokus szybko go schwytała i zabiła.
- Czemu zrobiłaś to tak wcześnie? To nie był odpowiedni moment – spytała bura, przekrzywiając głowę.
- Żeby uratować tę dżdżownicę – czekoladowa podeszła do małego stworzonka, zakopującego się ponownie w ziemi – a co, jak jest ranna?
Córka Sadu podeszła do stworzenia, po czym pochyliła się, aby przyjrzeć się „rannemu” robakowi.
- Chyba nic jej nie jest… - miauknęła niepewnie, tykając zwierzątko, które pod tego wpływem zaczęło jeszcze szybciej zakopywać się w glebie.
Spojrzała w miejsce, w którym przed chwilą siedziała pomarańczowooka. Tej jednak tam nie było. Krokus spojrzała w bok i dostrzegła czekoladową, skaczącą za żółtym, latającym powoli chrząszczem. Bura uśmiechnęła się, skacząc w stronę stworzonka również. Razem z siostrą goniły owada tak, jak wtedy, kiedy były małe. Rozradowana wsłuchiwała się w śmiech szylkretki, podskakując i również chichocząc. Fajnie było tak się oderwać od świata…i po prostu…odprężyć. Pobawić się.
Uśmiechnięta i rozluźniona kotka bawiła się razem z siostrą, aż słońce nie zaczęło rzucać długi cieni a owad zniknął gdzieś w koronach drzew. Razem zabrały swoje zwierzyny po czym ruszyły w stronę wierzby okupowanej przez ich rodzinkę.
To był…bardzo dobry dzień.
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz