Chlebkowała pod jednym z drzew, jedną łapą przesuwając igły z jednej strony na drugą.
Pokłóciła się z Trzcinową Sadzawką. Jego głupi bachor zaczął podobno ryczeć, że go uderzyła. To wyjaśniało czemu Kwitnąca Stokrotka tak dziwnie na nią rano patrzyła, gdy przyniosła jej piszczkę. Potem musiała powiedzieć o tym jej mentorowi. Niby kiedy miała to zrobić! Nigdy nie była sam na sam ani z Makiem, ani z innymi dzieciakami! Bury zaczął normalnie prowadzić ją na trening, a potem naskoczył z tymi podejrzeniami! Niby robił to prawie spokojnie, ale i tak było to stresujące!
Na samo wspomnienie chciało jej się płakać. Przez to też nie miała treningu, bo po usłyszeniu oskarżenia próbowała trzymać się w całości, a potem, gdy spróbowała się tłumaczyć, że takie coś nie miało miejsca, zestresowała się i nie mogła uspokoić. Gdy tylko zwalniała, samo spojrzenie na mentora znowu powodowało spazm.
Była pewna, że roztacza wokół siebie aurę "nie zbliżaj się bez kija", po całej tej sytuacji i braku snu, tak więc gdy obok ktoś usiadł, spodziewała się raczej Orzechowego Serca, który ostatnio coraz częściej nawiedzał jej przestrzeń. Ale zapach się nie zgadzał i z góry wiedziała, że to Zdradziecka Rybka. Zerknęła na niego, na chwilę przestając bawić się igłami. Ostatnim razem w rozmowie przeszkodził im Bażancie Futro, który wyszedł z krzaków, przegonił kocura gdzieś dalej; potem widziała go po raz kolejny, jak biegł w stronę ich leśnej kuwety.
– Pewnie niedługo będziesz mianowana, cieszysz się?– kaszlnęła, jakby się dusząc, na wspomnienie awansu. Sarnia Łapa był starszy, a jeszcze siedział w jej randze. Miała więc czas; chociaż Trzcinowa Sadzawka napomknął już o tym kilka razy i obawiała się, że może w końcu nie posłuchać jej błagań o więcej księżyców, podobno nie miał już czego jej uczyć. Ale nie chciała, bo nie wiedziała jak odnaleźć się w życiu wojownika. W relacjach, co robić w tym czasie, jak nie dać się myślom zabić. Teraz w jej myślach powstał nowy strach; co jeśli mentor będzie chciał pozbyć się na siłę swojej uczennicy przez oskarżenia córki? Nie była gotowa! Kto by spędzał z nią czas albo dawał rzeczy do roboty?
Mrugnęła, starając się unormować oddech.
– Mogłabyś powtórzyć?
– Jeszcze nie odpowiedziałam. – mruknęła i wywróciła oczami. Oboje chyba nie byli zbyt przytomni, bo nawet nie była świadoma, ile czasu minęło między pytaniem pierwszym w drugim – Pewnie, cieszę się. – w głosie na pewno było słychać jej niechęć, a na sam koniec jeszcze ziewnęła i przetarła pysk łapą. Tak bardzo chciałaby móc zasnąć… – A jak twój… powrót do normalności, Pędzący Wietrze? Krucza Gwiazda pewnie siedzi ci na ogonie...
Pokłóciła się z Trzcinową Sadzawką. Jego głupi bachor zaczął podobno ryczeć, że go uderzyła. To wyjaśniało czemu Kwitnąca Stokrotka tak dziwnie na nią rano patrzyła, gdy przyniosła jej piszczkę. Potem musiała powiedzieć o tym jej mentorowi. Niby kiedy miała to zrobić! Nigdy nie była sam na sam ani z Makiem, ani z innymi dzieciakami! Bury zaczął normalnie prowadzić ją na trening, a potem naskoczył z tymi podejrzeniami! Niby robił to prawie spokojnie, ale i tak było to stresujące!
Na samo wspomnienie chciało jej się płakać. Przez to też nie miała treningu, bo po usłyszeniu oskarżenia próbowała trzymać się w całości, a potem, gdy spróbowała się tłumaczyć, że takie coś nie miało miejsca, zestresowała się i nie mogła uspokoić. Gdy tylko zwalniała, samo spojrzenie na mentora znowu powodowało spazm.
Była pewna, że roztacza wokół siebie aurę "nie zbliżaj się bez kija", po całej tej sytuacji i braku snu, tak więc gdy obok ktoś usiadł, spodziewała się raczej Orzechowego Serca, który ostatnio coraz częściej nawiedzał jej przestrzeń. Ale zapach się nie zgadzał i z góry wiedziała, że to Zdradziecka Rybka. Zerknęła na niego, na chwilę przestając bawić się igłami. Ostatnim razem w rozmowie przeszkodził im Bażancie Futro, który wyszedł z krzaków, przegonił kocura gdzieś dalej; potem widziała go po raz kolejny, jak biegł w stronę ich leśnej kuwety.
– Pewnie niedługo będziesz mianowana, cieszysz się?– kaszlnęła, jakby się dusząc, na wspomnienie awansu. Sarnia Łapa był starszy, a jeszcze siedział w jej randze. Miała więc czas; chociaż Trzcinowa Sadzawka napomknął już o tym kilka razy i obawiała się, że może w końcu nie posłuchać jej błagań o więcej księżyców, podobno nie miał już czego jej uczyć. Ale nie chciała, bo nie wiedziała jak odnaleźć się w życiu wojownika. W relacjach, co robić w tym czasie, jak nie dać się myślom zabić. Teraz w jej myślach powstał nowy strach; co jeśli mentor będzie chciał pozbyć się na siłę swojej uczennicy przez oskarżenia córki? Nie była gotowa! Kto by spędzał z nią czas albo dawał rzeczy do roboty?
Mrugnęła, starając się unormować oddech.
– Mogłabyś powtórzyć?
– Jeszcze nie odpowiedziałam. – mruknęła i wywróciła oczami. Oboje chyba nie byli zbyt przytomni, bo nawet nie była świadoma, ile czasu minęło między pytaniem pierwszym w drugim – Pewnie, cieszę się. – w głosie na pewno było słychać jej niechęć, a na sam koniec jeszcze ziewnęła i przetarła pysk łapą. Tak bardzo chciałaby móc zasnąć… – A jak twój… powrót do normalności, Pędzący Wietrze? Krucza Gwiazda pewnie siedzi ci na ogonie...
<Rybko?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz