— Nie muszę, ale chcę. Co jest złego w okazaniu troski o pobratymców? — spytała Tygrysia Łapa, nastawiając ku niej ucho, z lekka zaciekawiona tym, co może zaraz usłyszeć.
Zielonooka zastępczyni prychnęła, czując jak jej ogon zirytowany drga. Nie miała czasu na jakieś bachory zawracające jej dupę. Zwłaszcza rude. Nie miała do kogo paplać czy co?
— Nic, ale ja twojej troski nie potrzebuję. Radzę sobie sama — syknęła. — Jak się tak troszczysz, to idź komuś pomóc, zamiast paplać jęzorem na lewo i prawo. W klanie jest tyle kotów a musisz truć dupę akurat mi?
Mówiąc to odwróciła się na pięcie, by kontynuować swoje zajęcia. Z dala od idiotów, którzy będą jej w tym przeszkadzać.
* * *
duuuży skip do obecnych czasów
Jadła jakąś piszczkę w obozowym zakamarku, z dala od tłoku, natłoku zapachów i pysków kotów, których nie chciała widzieć na oczy. Żołądek przewracał jej się za każdym razem, gdy widziała jednocześnie znajome i obce białe futro przechadzające się po obozie, przyjmujące raporty od swojej zastępczyni czy wchodzące do legowiska. Nie mogła nawet ująć w słowach, jak wściekła była na Piaskową Gwiazdę za to, jak zniszczyła Zająca tutaj, na świecie, przejmując jego ciało. Złapała w zęby królika i rozejrzała się po obozie. Nie czuła się tutaj jak w domu. Od zawsze kojarzyła to miejsce tylko z krwią, wyczerpującymi polowaniami, dyskryminacją, morderstwami, traumą czy śmiercią bliskich jej osób. A jednak na swój sposób kochała Klan Burzy, mimo tego, że nie miała szansy urodzić się za czasów, gdy był "normalny". Gdy Piaskowej Gwiazdy nie było na świecie, albo była zbyt młoda, by stać się tyranką.
Czasem się zastanawiała, co zmieniało koty w takie potwory. Bo śnić się jej nie chciało, że taka Piaskowa Gwiazda czy Jastrzębia Gwiazda od zawsze byli pozbawieni jakichkolwiek uczuć. Zacisnęła zęby.
Usłyszała jakieś kroki kierujące się w jej stronę. Spojrzała w górę i zjeżyła futro, widząc przebłysk rudego futra.
— Zostaw mnie w spokoju! — syknęła cicho, a po chwili rozluźniła mięśnie, widząc Tygrysią Smugę. Spodziewała się kogoś innego. — Och, to tylko ty. Wybacz, pomyliłam cię z Rozżarzonym Płomieniem. — miauknęła. Zielone ślipia się uspokoiły, gdy spojrzały się na Tygrys. Minęły wieki odkąd ostatnio z nią rozmawiała. Było jej głupio, że jak zwykle zmarnowała kolejną relację. Ona pewnie też jej nienawidzi. Tak jak wszyscy. Czego innego mogła się spodziewać?
Dreszcz przebiegł po jej ciele na sam widok rudego futra. Odkąd go znała, było tylko zwiastunem nieszczęścia. Zaufanie mu ponownie zdawało się być tak niemożliwe.
<Tygrys?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz