Jak to miał iść wytłumaczyć Wielkiej Gwieździe, że to co sobie ubzdurała, wcale nie było prawdą? Przecież kotka od początku ich znajomości zachowywała się tak, jakby nie miał nic do powiedzenia. Sam fakt, że nie chciała słuchać jego wyjaśnień, tylko przyjęła od razu do swojej świadomości kłamstwo ojca, mówił wiele za siebie. Nie miał takiej siły przebicia, by prawda dotarła do jej ograniczonego umysłu! Dziwił się jak to robił Mroczny Omen. Też przecież był kocurem, a liderka mimo wszystko, nie traktowała go jak powietrze!
Widząc jak van odchodzi zadowolony, szybko ruszył za nim, zatrzymując go. O nie! Wkopał go w to, to nie ma mowy, że teraz sobie ucieknie! To było niesprawiedliwe!
— Ale... mi przecież nie uwierzy! Widzisz jak mnie traktuje? Nie daje dojść do słowa, a ciebie słucha! Tato... proszę. Nie rób mi tego! Przecież... ona teraz zmieni mi mentora na jakąś kotkę! — miauknął, jakby to miało ruszyć jego sumienie.
Nie miał zamiaru bawić się w to, tak jak Gęsia Łapa. Mu nie zależało na żadnych przywilejach, kosztem takiego upokorzenia. Na dodatek zmiana mentora na płeć przeciwną, mu się nie podobała. Dostałby nie wiadomo kogo i musiałby kręcić się w gronie Wielkiej Gwiazdy! Koszmar! Nie widział siebie w tej roli!
— Oh. Doprawdy mi smutno — odparł beznamiętnie kocur. — Podobno nie lubiłeś treningów ze mną, no to widzisz. Załatwiłem ci dodatkowy plus. Nie dziękuj.
Jego słowa sprawiły, że gdzieś we wnętrzu poczuł zmieszanie. Sądził, że dobrze się stało? Że mu taki stan rzeczy pasuje? Czy to, że wiele razy mówił mu, że nie chciał go stracić, do niego nie docierało?
— Ale... — Położył po sobie uszy. — Ja... ja lubię... — Spojrzał gdzieś w bok spięty. — No i... no i nie chcę być kotką! — dodał zaraz pewnie. — Jak uratujesz mnie przed skotkowaceniem będę grzeczny. Zrobię wszystko. Eee... Złapie dla ciebie mysz, pomasuje grzbiet, tato no... — starał się go przekonać.
Starszy podniósł uszy, jakby zaciekawił się jego słowami.
— Jeśli podasz mi więcej powodów, czemu to miałoby mi się opłacać, to pomyślę.
Co takiego? To dla niego za mało?!
— Ale ona już wygaduje im te bzdury! — sapnął rozeźlony. — Trzeba działać teraz! — Popchnął go w stronę Wielkiej Gwiazdy. Im szybciej to załatwi, tym lepiej!
Wojownik prychnął i spojrzał na liderkę. Ruszył w jej stronę, a on się ucieszył. Czyli udało się przemówić mu do rozsądku! Wielka Gwiazda koczowała przy swoim legowisku z kilkoma kotkami. Najwidoczniej nadal bała się ruszać dalej, tak jakby miała stać się kolejnym celem.
— Witaj, Wielka Gwiazdo. Mój syn jednak się rozmyślił. Chce wciąż pozostać kocurem. Dzieciaki bywają głupie i z nim nie jest inaczej. Wiesz, zrobił to tylko po to, by mieć przywileje kotek, ale stchórzył. Wolał pozostać w swojej biologicznej płci, bo wiesz. Wtedy nie mógłby spędzać ze mną tyle czasu, a mimo jego wieku wciąż muszę go niańczyć.
Był zadowolony z jego słów, bo odwracał jego sytuację. Przy ostatnim jednak zaczął mordować go wzrokiem. Wcale nie musiał go niańczyć! Nie był już kociakiem! Dawno zostałby wojownikiem, gdyby nie ta durna zasada liderki, że miał trenować do dwudziestego księżyca!
Wielka Gwiazda skrzywiła pysk i spojrzała na rudego srogo. Oho... Nie spodziewał się takiej reakcji z jej strony.
— Wstyd i hańba! Tak wykorzystywać nas, podły kocurze! W takim razie dobrze. Pozostań dalej nędznym robakiem. Skoro z ciebie taki żartowniś, jak ze Szczurzej Łapy, to może cofnąć cię do rangi kociaka? Wtedy miałbyś tatę na wyłączność — prychnęła.
Skulił się, czując jak wszystkie kotki przy Wielkiej, wbijają w niego wzrok. Sosnowa Igła, Irgowy Nektar, Modliszkowy Skok, Dzicza Siła i Wierzbowa Kora wwiercały w niego spojrzenie. Poczuł fale zażenowania i wstydu.
— Nie trzeba, Wielka Gwiazdo... Ja... przepraszam — miauknął, chcąc nieco uspokoić rozeźloną czekoladową.
— Dostał wystarczającą nauczkę — miauknął van, spoglądając na młodszego wymownie.
— To nie jest żadna nauczka, Mroczny Omenie. Nie możemy pozwolić, by inni uczniowie tak sobie drwili, zmieniając płeć dla korzyści. — zaczęła. — Dlatego też twój syn zostanie ukarany. — zapowiedziała wskakując na głaz i wzywając klan. — Słuchajcie, Chłodna Łapa zadrwił sobie z nas, kotek, podając się za jedną z nas dla naszych korzyści. Nie możemy pozwolić na takie czyny u przedstawiciela jego płci. Dlatego też z dzisiejszym dniem, Chłodna Łapa dostaje karne imię. Od dzisiaj zwać się będzie Kapryśna Łapa, bo niczym dziecko wpada na takie głupoty. — Napuszyła się. — A skoro je tak lubi, to będzie przenosił kamienie z jednego krańca obozu, na drugi. Może to go oduczy drwienia sobie z nas. Mroczny Omen ma go pilnować — zakończyła zeskakując i odchodząc do swojego legowiska.
Spuścił po sobie uszy. Nie spodziewał się, że tak to się skończy. Spojrzał na ojca z bardzo nieszczęśliwą miną. No to się wkopał.
— Moje gratulacje — powiedział, nie spodziewając się, że ten dostanie karę. Gdy koty się rozeszły, połaskotał syna pod brodą. — To co, Kapryśna Łapo, bierz się do roboty.
— No nie! Tato! — miauknął piskliwie, kręcąc głową. — Nie nazywaj mnie tak. To obciach. — Był zły na Wielką Gwiazdę. Teraz jeszcze bardziej, gdy dotknęła go ta niesprawiedliwość, chciał się jej pozbyć ze stołku lidera. — I nie traktuj jak dziecko! Jestem już prawie dorosły — fuknął, nadal siedząc i nie mogąc uwierzyć w to co się stało.
— Było mi nie podskakiwać. Chociaż jak bogów kocham, nienawidzę Wielkiej Gwiazdy, to tutaj muszę przyznać, że zasłużyłeś — mruknął ze spokojem w głosie, uśmiechając się cynicznie. — Może to cię wreszcie nauczy, żeby nie zadzierać mi nosa.
Był za tym co go spotkało? Niezadowolony podniósł się, marudząc pod nosem.
— Głupie zadanie z tymi kamieniami. Ich tu jest tak dużo...
— Głupotę popełniłeś, to za karę robisz równie głupie rzeczy. A ja muszę pilnować twojego zadka.
— Nie musisz. Możesz się gdzieś położyć. Załatwię to i pójdziemy na trening — Chwycił dwa kamienie w pysk i skierował się ku krańcowi obozowiska.
Wojownik uniósł brew.
— Słodzisz mi. — miauknął, kładąc się na trawie w pozycji bochenka i obserwując młodszego.
To było męczące. To ciągłe schylanie się i dorzucanie kamieni do stosu. Powoli zaczął rosnąć, ale i tak czuł, że jego kark tyle nie wytrzyma. Zaczął więc zgarniać je łapami, aż nie trafiły w odpowiednie miejsce. Było to tak bardzo nużące, że pozazdrościł ojcu takiego leżenia. Wiele razy zerkał na niego, a ten sobie nic z tego nie robił, obserwując jego prace. Wronia strawa z tej Wielkiej Gwiazdy. Powinna zdechnąć... Akurat ucieszyłby się z tego nawet bardzo.
Kiedy stwierdził, że ta część jest oczyszczona, walnął się obok kocura, kładąc łeb tuż przy jego bochenkowych łapach.
— Już nie chcę — zaczął mu marudzić.
— Nie obchodzi mnie to — odparł. Zauważył, że był jedną z nielicznych osób, przy których czarny van nie udawał spokojnego i uprzejmego. Ciekawe dlaczego... — Było nie nazywać mnie mamą. Zrobiłeś już wszystko? Jak tak, to możemy kontynuować trening.
— Chyba tak... A jak Wielka Gwiazda będzie marudzić to trudno. Możemy iść, ale zaraz — Przytulił się do jego sierści. — Musze odpocząć.
Czarno-biały skrzywił się, ale po chwili pozwolił mu, żeby się wtulił w jego futro.
— Starczy? — Przekrzywił głowę.
— Jeszcze kilka uderzeń serca — ziewnął, po czym czując senność, na chwilę zamroczył go sen.
Zbudziło go lekkie uderzeniem koło ucha.
— Przestań się zachowywać jak słabiak, czas na trening.
Westchnął, otwierając oczy.
— Sam jesteś słabiak. Jesteś miękki. — Otarł się o niego głową. — I puszysty, idealny do spania. Ale dobra chodźmy — Wstał na łapy, otrzepując się.
Trening mógł pomóc mu, pozbyć się rozmyślania o tym co się stało. Na dodatek nie wiedział ile ta jego kara potrwa. Liderka jakoś nie była łaskawa tego ogłosić.
<Tato?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz