Nigdzie nie było Skowronek.
Błękitna wstała, wybudzając wszystkich ze snu, zaalarmowanych nagłym hałasem.
- Skowronek zniknęła! – miauknęła dziko pręgowana, patrząc na zszokowane miny rozglądających się młodzików. – wiecie może gdzie poszła? – spytała zmartwiona. Byli tu już od pewnego czasu, fakt, ale nadal jej kociaki nie wiedziały wszystkiego o mieście, choć Bylica starała się je jak najszybciej wprowadzić.
Spanikowana reszta pokręciła przecząco głowami.
No to pięknie.
Srebrna wychynęła z krzewu, a za nią pozostała trójka.
Na pewno nikt jej nie porwał, szylkretka obudziła by się i zaalarmowała resztę. Pewnie sama wyszła, może na spacer? Mimo tej wiedzy starsza zdawała sobie sprawę, że jej córka mogła być w niebezpieczeństwie. Ona i reszta jej kompanów wybiegli z uliczki, i wtedy dostrzegli Skowronek.
Czekoladowa szylkretka była cała poobijana, nie jakoś bardzo ranna, ale widać było, że coś się stało.
Bylica szybko podbiegła do zguby, po czym od razu zalała ją falą pytań.
- Co się stało? Kto ci to zrobił?
- Jacyś samotnicy. – miauknęła zmęczona Skowronek. – zaatakowali mnie nagle, wrzeszczeli, że wlazłam na ich teren… udało mi się uciec… - wymiauczała pomarańczowooka, tuląc się do matki.
Z gardła starszej wydobył się gardłowy warkot.
- Zapłacą za to. Gdzie ich spotkałaś?
- P-pokażę ci. – miauknęła najmłodsza z całej grupy, wstając na równe łapy.
- Najpierw odpocznij. – miauknęła Bylica.
Wrócili więc do małego ogródka w zaułku i schowali się w swoim krzewie. Starsza kocica wyciągnęła zioła zebrane kilka dni temu. Specjalnie wyszli z miasta, żeby je zebrać. Srebrna dała Skowronek zioła na wzmocnienie, tak na wszelki wypadek. Wiedziała bowiem, że szylkretowa nie była jakoś bardzo odporna, mimo tego widziała poprawę jej stanu, od kąt miała więcej pożywienia w Klanie Nocy. Teraz również nieźle im szło, bo jej dzieci douczyły się polować w klanie jak i również z nią. Radzili sobie też całkiem nieźle w walce. Deszcz, Skowronek i Fiołek umieli nawet pływać oraz polować na ryby, co było wielkim osiągnięciem. Dziko pręgowana sama tego nie umiała, była dumna z młodych.
***
Pod wieczór ona i jej dzieci wyruszyli w drogę. Wspólnie rozpoczęli przemierzanie ulic, w poszukiwaniu tych, którzy zaatakowali jej córkę. Popamiętają ich. Głupcy popełnili wielki błąd.
- Tam są – usłyszała głos Skowronka, wskazującej w odpowiednim kierunku ogonem. Potem od razu jej dzieci pochyliły się, tylko Bylica pozostała wyprostowana, tak jak ustalili we wcześniejszym planie. Srebrna ruszyła w stronę kocich sylwetek. Błękitna bez ogródek podeszła do nich, po czym ich zaczepiła.
- Można na słówko?
Czwórka samotników spojrzała na Bylicę.
- Czy my się znamy, że można na słówko? - prychnął jeden z nich.
- Co babo? Brak ci wrażeń? Jak chcesz w krzaki to Śruba nie pogardzi - zaśmiał się drugi. Wymieniony kot, skrzywił nos.
- Gdzie tam. To stare takie... wole młodsze.
Srebrna pozostała niewzruszona, chociaż mentalnie skrzywiła się.
- Nie znamy się, ale coś tam o was słyszałam. - miauknęła uprzejmie. - i tak, można na słówko, bo mam sprawę. I nie, nie idę z żadnym z was w krzaki. A starości się nie wstydzę. - przy ostatnim zdaniu uśmiechnęła się. - Z tego, co mi wiadomo, zaatakowaliście pewną młodą szylkretkę, prawda to? - spytała, choć dobrze znała odpowiedź.
Jeden z obcych gangsterów podrapał się łapą za uchem.
- Eeee... może? Dzisiaj ze cztery dopadliśmy. Jedna tylko zwiała i nie dała się zaliczyć.
Na te słowa kapcie by Bylicy spadły, gdyby je miała.
- Zaliczyć? - miauknęła oburzona - chcieliście ją...zaliczyć? Taką młodą, bez jej zgody?
- A potrzeba zgód rodziców? - zaśmiał się kolejny. - No a co? To Siedlisko Wyprostowanych, a nie jakieś Pieszczoszkowo. Tu każdy bierze co chcę, kiedy chcę.
Idioci.
- Och...każdy co chce...kiedy chce...tak? - spytała. - no to wiecie czego ja chcę? - zrobiła pauzę - Skopać was, pchlarze, nie mające za grosz wstydu. A potem was wypatroszyć i zostawić truchła ptakom. - miauknęła z uśmieszkiem. Samotnicy prychnęli na to, gotując się do walki. Jednak jej przyczajone młode słysząc wypowiedź ich matki wychynęły ze swych kryjówek i szybko znalazły się przy niej. Widząc, że srebrna ma wsparcie, kocury nieco przystopowały.
- O to ta! – jeden z nich wskazał na Skowronek. - Świetnie. Zawołała swoją babcie i skrzyknęła kolegów - prychnął. - Spadamy stąd - to mówiąc, obcy dali nogę
- GONIĆ ICH! -ryknęła wściekle Bylica, biegnąc z burzacką prędkością za kocurami. Tuż za nią podążały jej dzieci. Błękitna doganiała uciekających, i wtedy dostrzegła okazję. Wskoczyła w biegu na pudło, wybiła się z tylnych łap i rzuciła na samotnika, którego przygniotła do ziemi. - POPAMIĘTACIE NAS, WRONIE STRAWY! - wrzasnęła, trzymając pod sobą gangstera, przybijając jego głowę do ziemi, i wbijając w jego skórę pazury. Kocur wrzasnął. Jego kumple od razu zatrzymali się i rzucili na Bylice.
Dziko pręgowana wściekle syknęła, drapiąc jednego z nich ostro po gardle, tak, że zaczęła się sączyć z niego krew. Nie wiedziała jednak, czy to doprowadzi do śmierci, czy to tylko porządna rana i nieudało jej się go poharatać tak, jak chciała. Gangsterom udało się ją ściągnąć ze swego kumpla, ale już po chwili jej dzieci rzuciły się na obce koty, drapiąc i gryząc tak, jak uczyła je matka. Brutalnie walili w żebra, gryźli łapy i przybijali wrogów do ziemi. Po chwili dwóch samotników zostało przygniecionych, pozostali cofnęli się z sykiem. Bylica postawiła tryumfalnie łapę na jednym ze zmęczonych, przygniecionych kotów.
- I co, dalej chcecie z nami zadzierać? - spytała, unosząc brew. Z jej pyska sączyła się świeża krew wroga, miała parę ran, ale przewaga liczebna jej grupy oraz ich brutalność dawała efekty. - Chętnie bym ich zabiła... -wymruczała, patrząc prosto w oczy jednemu z nich. - ptaki bardzo szybko by się zleciały, dobry obiadek bym załatwiła moim kochanym dzieciom... - wymiauczała delikatnie i lekko, tak, jakby mówiła o rozpruciu myszy, a nie żywego, słuchającego jej z przerażeniem kota. Słysząc następne słowa jednego z kocurów, uśmiechnęła się chytrze.
- Nie! Litości! Wygrałaś! Możecie zatrzymać ten rewir! I wszystko inne! Dużo tu jedzenia Wyprostowanych! Nie będziemy sprawiać wam problemów! - miauknął przygnieciony przez Bylice i jedno z jej dzieci kocur.
Staruszka zarechotała.
- Zabawnie jest patrzeć, jak ktoś kto przed chwilą mówił o zaliczeniu mojej córki błaga o litość. - wymruczała. - a teraz opowiedzcie mi, skarby, coś ciekawego. Lubię słuchać o nowym otoczeniu. - wymiaczuła jakby siedziała przy herbatce, po czym spokojnie usiadła. Chciała dowiedzieć się jeszcze więcej o tym miejscu, choć już kiedyś tu była - chyba, że chcecie serio być karmami dla wron. - zachichotała - nawet nie wiecie, jaka to frajda, rozpruwać żołądki – miauknęła srebrna, uśmiechając się. - więc?
- C-co chcesz wiedzieć? - miauczał ten pod nią.
Reszta kumpli była gotowa do ucieczki, gdyby sprawy miały przynieść zły obrót. Po chwili jeden z lisich bobków odezwał się:
- Jest tu wiele Gniazd Wyprostowanych i Pieszczoszków do bicia. Są śmieszni, zrobią wszystko byle nie oszpecić ich pięknych pysków. Kubły z jedzeniem, czasem kręcą się tu jakieś szczury, a niedaleko jest jezioro. Jednak pełno tam psów i Wyprostowanych chadza, nie polecamy tego miejsca na dom. Jest tu też parę samotników, odrzutków, którzy mogą płacić haracz jak się ich wystraszy - miauczał inny.
Podstarzałą kocicę zaciekawił staw i koty, które płacą haracz, postanowiła więc dopytać.
- Staw? W mieście jest staw? Wow- miuknęła zdziwiona - jak ostatnio tu byłam, to nie widziałam. - wymruczała z uśmieszkiem. - hmmm....koty płacące haracz...ciekawe, ciekawe - miauczała jak przy ploteczkach - a wy macie takie koty? - spytała. Podejrzewała, że wykorzystują jakieś biedne młodziki. Była chętna pomóc tym biednym kotom, jeśli będą spoko. Jak na razie starała się udawać bardziej zainteresowaną pobieraniem haraczów, aby powiedzieli jej, czy oni sami robią takie rzeczy, czy nie.
- Yyy... tak... Mamy kilku. – słysząc to zrobiła się jeszcze bardziej zaintrygowana, a i również chęć rozszarpania gardeł tych głupców się zwiększyła, choć nie dała tego po sobie poznać -Płacą nam jedzeniem, by móc żyć w spokoju. Czasem bawimy się z nimi, sprawdzając czy przypadkiem już nie przestali się nas bać. Ale to płotki. Na pewno i tobie odpalą swój udział.
- Uuuuuu - wymruczała zaciekawiona - a gdzie mieszka najbliżej jakiś, lub jacyś? - spytała.
- Kilka przecznic stąd! Taki jeden kurdupel kaleka. Mu daliśmy fory, bo bez łapy tak ciężko coś zdobyć. Ostatnio ktoś do niego się wprowadził... ale ten drugi jest zdrowy.
- hmmm....a zaprowadzicie nas tam? - spytała milusio. - Oczywiście wielkiego wyboru nie macie, zabijemy was jak nie, ale z grzeczności warto pytać. - miauknęła, szczerząc się.
- Mogę... mogę sam was zaprowadzić, moich kumpli puść jako gwarancję, że można wam ufać. Stadem lepiej tam nie iść, bo wystraszymy ich tylko – miauknął ten, który leżał pod jej łapą.
- Dobrze, niech będzie. - wymruczała, chociaż wolałaby tego nie robić, aby być pewną, że niczego nie spróbują. Dała sygnał, żeby dzieci puściły tego drugiego przybitego żałosnego śmiecia.
Kocur od razu wstał, kiwnął na swoich kolegów i dali dyla, zostawiając tego leżącego z srebrną kocicą. Po chwili, upewniwszy się, że reszta obcych sobie poszła, Bylica wstała z kocura, tak samo jedno z jej dzieci, które go przytrzymywało.
- No to teraz w drogę, młody! – miauknęła do samotnika, po czym klepnęła go ogonem po grzbiecie - i nie próbuj nas wykiwać. - wymruczała mu do uszka, po czym otarła się o niego policzkiem- tak tylko mówię na wszelki wypadzik. - dodała.
- Nie oszukam, gdzie. - Skrzywił się na jej otarcie się o jego futro - Za mną - miauknął kierując się w stronę domu dwóch kociąt.
Kiedy przybyli zastali przewrócony śmietnik, kilka pudeł kartonowych w ślepym zaułku i worki ze śmieciami.
Małe kocię na ich widok wyszło ze śmietnika jeżąc sierść. Nie miał ucha, lewego oka, ogona, i lewej tylnej łapy, dodatkowo cały był brudny, śmierdział, nie miał w wielu miejscach sierści i skakały po nim pchły. Od razu żal jej się zrobiło biednego malca. Pożałują tego, co mu zrobili…
- E Wypłosz, a ten drugi to gdzie? - zawołał do malca gangster.
- Poszło to polować... - miauknął tylko bury kociaczek.
- Szkoda, też bym chętnie poznała. - wymruczała, po czym podeszła do kociaka.
- Tak więc - Wskazał na Bylice. - Ta tutaj, to nowa pani tego rewiru. Stara ale jara. Od teraz jej służysz i jej pomagierom - Pokazał resztę. Jej kocięta skrzywiły się na słowo "pomagierów" i syknęły na samotnika.
Bury kociak nie wyglądał na zadowolonego, łypał jednym okiem na starszą kotkę.
- Jakie są... twoje warunki? - zapytał bury.
Podczas gdy jej dzieci były wciąż oburzone słowami samotnika, ich matka zwróciła się do kociaka.
- Omówimy je zaraz, słoneczko – miauknęła błękitna, po czym pogłaskała ogonem kociaka po łebku. - tylko załatwię jedną małą...sprawę - wymruczała, po czym nagle odwróciła się i chwyciła ucho samotnika, po czym pociągnęła. Krew spłynęła z poharatanej skóry kocura, który cofnął się zaskoczony. Starsza wypluła ucho, tak, jakby splunęła nim, po czym miauknęła - no co, sądziłeś, że ujdzie ci na sucho to, co próbowaliście zrobić mojej córeczce? - spytała, patrząc na kocura - ciesz się, że jestem łaskawa. Powiedz koleszkom...że jak jeszcze raz dojdą mnie słuchy o takim incydencie to wydrapie każdemu z was oczy i za każdy wybryk oderwę po uchu, jak się skończą uszy to pójdę na łapy... a to za pobieranie haraczów - wycharczała, po czym wyrwała kocurowi szybkim ruchem ze dwa, trzy wąsy - a, i jak usłyszę o tym, że znów pobieracie haracze, to wąsy wam powyrywam, jak będę mieć gorszy dzień to złożymy was z dziećmi w ofierze, żeby ptaki upolować - wysyczała. - a teraz spadaj, póki ci nie wyrwałam reszty wąsów, bo mnie korci.
Już po chwili przerażony samotnik zniknął na horyzoncie.
Bury kociak w szoku to obserwował. Cofnął się do kubła na śmieci, patrząc ze strachem na Bylice. Srebrna odwróciła się do kocięcia.
- Nie musisz się mnie bać, ciebie nie skrzywdzę. - miauknęła z kompletnie innym nastawieniem. - nie będzie żadnych głupich warunków haraczów, bo nie będę ich pobierała. - miauknęła, z lekkim uśmiechem na pyszczku. - jak się nazywasz? - spytała. Co prawda słyszała, że ten pchlarz nazwał go "wypłoszem", ale uznała, że to było tylko obraźliwe przezwisko.
- Wypłosz... - miauknął. - Czyli... - Spojrzał po jej dzieciach. - Nie będziecie mnie zaliczać ani bić?
- Zaliczać? Oni... oczywiście że nie będziemy takich rzeczy robili! - miauknęła. - coś ty musiał tu przeżyć, biedaczku! - miauknęła - nie tylko ci nie zrobimy krzywdy, ale też zaprosimy do naszej grupki ciebie, i twojego kolegę - miauknęła, uśmiechając się.
- Po co? - miauknął nieufnie. - Nie jestem użyteczny. Nie pomogę wam, będę zawadzał... Nie potrafię polować czy walczyć.
- A tam, a ja jestem stara i co z tego? - spytała - poza tym to, że jesteś taki poharatany, nie oznacza, że bezwartościowy.
- Czyli... będziecie mnie karmić za darmo? - otworzył aż pyszczek w szoku.
- Tak. - miauknęła - i twojego kolegę też.
- Ono... jest dziwne. Może już nie wróci. Przyczepiło się do mnie i nie chciało mnie zostawić. Nie wiem czy wróci... - po chwili kociak spytał - A... daleko mieszkacie? I... i co miałbym robić? Jak pani się nazywa?
- Ach, wybacz mi nietakt. Na imię mi Bylica, a to są Krokus, Fiołek. Deszczyk i Skowronek. - miauknęła, wskazując na każdego po kolei ogonem. - I mieszkamy...parę przecznic stąd.
Kiwnął łebkiem.
- Czyli zabierzecie mnie tam? - spytał bury kociak.
- Tak. Tylko najpierw jeszcze znajdziemy twojego kolegę...wiesz może, gdzie ono mogło pójść?
- Nie chcę go szukać. Nie i mnie to nie obchodzi. Jest okropne. Zajmie nam to pewnie cały dzień. Mógł pójść wszędzie. Niech oni poszukają go - Wskazał na jej dzieci. - Jest taki dziwny, rozpoznacie go. O księżyc młodszy ode mnie. Jest gorąco... - miauknął wzdychając. - Umrę przez te debile.
Spojrzała na kociaka.
-Too...... - zastanawiała się. - Krokus? - miauknęła. Córka od razu podeszła do niej. - weź naszego nowego kompana, żeby nie musiał się męczyć. Poszukamy tymczasem jego kolegi. - bura od razu chwyciła Wypłosza delikatnie za kark i uniosła w górę.
Bury zawisł w uścisku Krokus krzywiąc pysk.
- Nie szukajmy ich. Nie ma sensu - starał się przekonać staruszkę do porzucenia tej misji.
- Och, jest sens. - miauknęła. - im nas więcej tym weselej - rzekła, po czym poszła dalej szukać wraz z dziećmi i zwisającym z pyska jej burej córki Wypłosza tego drugiego kociaka.
<Wypłosz, Skaza? Dzieci moje kochane? :3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz