BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Po długim oczekiwaniu nowym zastępcą Owocowego Lasu została ogłoszona Sówka. Niestety jest to jedyne pozytywne wydarzenie jakie spotkało społeczność w ostatnim czasie. Jakiś czas po mianowaniu zwiadowczyni stała się rzecz potworna! Cały Owocowy Las obudził się bez śladu głównej medyczki, jej ucznia oraz dwójki rodzeństwa kocura. Zdruzgotana Świergot zgodziła się przejąć rolę medyka, a wybrani stróże – Orzeszek i Puma – są zobowiązani do pomocy jej na tym stanowisku.
Daglezjowa Igła w razie spotkania uciekinkerów wydała rozkaz przegonienia ich z terytorium Owocowego Lasu. Nie wie jednak, że szamanka za jej plecami dyskretnie prosi zaufanych wojowników i zwiadowców, aby każdy ewentualny taki przypadek natychmiastowo zgłaszać do niej. Tylko do niej.
Obóz Owocniaków huczy natomiast od coraz bardziej wstrząsających teorii, co takiego mogło stać się z czwórką zaginionych kotów. Niektórzy już wróżą własnej społeczności upadek.

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot u Samotników!
(brak wolnych miejsc!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

05 lipca 2022

Od Bylicy CD Wypłosza i Skazy

Podstarzała kotka otworzyła swe oczy rozbudzając się. Nie był jednak ranek, a późne popołudnie. Przez ten cały gorąc ona i jej rodzinka zmienili trochę rytm dobowy. Budzili się pod wieczór, i dużą część aktywności spędzali w nocy. Niby mogło być wtedy niebezpiecznie, ale panował taki skwar i duchota, że trudno było wytrzymać. Srebrna ziewnęła zamykając swe ślipia, mlasnęła kilka razy, po czym rozejrzała się po ich małej kryjówce w krzewie. I wtedy coś zauważyła.
Nigdzie nie było Skowronek.
Błękitna wstała, wybudzając wszystkich ze snu, zaalarmowanych nagłym hałasem.
- Skowronek zniknęła! – miauknęła dziko pręgowana, patrząc na zszokowane miny rozglądających się młodzików. – wiecie może gdzie poszła? – spytała zmartwiona. Byli tu już od pewnego czasu, fakt, ale nadal jej kociaki nie wiedziały wszystkiego o mieście, choć Bylica starała się je jak najszybciej wprowadzić.
Spanikowana reszta pokręciła przecząco głowami.
No to pięknie.
Srebrna wychynęła z krzewu, a za nią pozostała trójka.
Na pewno nikt jej nie porwał, szylkretka obudziła by się i zaalarmowała resztę. Pewnie sama wyszła, może na spacer? Mimo tej wiedzy starsza zdawała sobie sprawę, że jej córka mogła być w niebezpieczeństwie. Ona i reszta jej kompanów wybiegli z uliczki, i wtedy dostrzegli Skowronek.
Czekoladowa szylkretka była cała poobijana, nie jakoś bardzo ranna, ale widać było, że coś się stało.
Bylica szybko podbiegła do zguby, po czym od razu zalała ją falą pytań.
- Co się stało? Kto ci to zrobił?
- Jacyś samotnicy. – miauknęła zmęczona Skowronek. – zaatakowali mnie nagle, wrzeszczeli, że wlazłam na ich teren… udało mi się uciec… - wymiauczała pomarańczowooka, tuląc się do matki.
Z gardła starszej wydobył się gardłowy warkot.
- Zapłacą za to. Gdzie ich spotkałaś?
- P-pokażę ci. – miauknęła najmłodsza z całej grupy, wstając na równe łapy.
- Najpierw odpocznij. – miauknęła Bylica.
Wrócili więc do małego ogródka w zaułku i schowali się w swoim krzewie. Starsza kocica wyciągnęła zioła zebrane kilka dni temu. Specjalnie wyszli z miasta, żeby je zebrać. Srebrna dała Skowronek zioła na wzmocnienie, tak na wszelki wypadek. Wiedziała bowiem, że szylkretowa nie była jakoś bardzo odporna, mimo tego widziała poprawę jej stanu, od kąt miała więcej pożywienia w Klanie Nocy. Teraz również nieźle im szło, bo jej dzieci douczyły się polować w klanie jak i również z nią. Radzili sobie też całkiem nieźle w walce. Deszcz, Skowronek i Fiołek umieli nawet pływać oraz polować na ryby, co było wielkim osiągnięciem. Dziko pręgowana sama tego nie umiała, była dumna z młodych.
***
Pod wieczór ona i jej dzieci wyruszyli w drogę. Wspólnie rozpoczęli przemierzanie ulic, w poszukiwaniu tych, którzy zaatakowali jej córkę.
Popamiętają ich. Głupcy popełnili wielki błąd.
- Tam są – usłyszała głos Skowronka, wskazującej w odpowiednim kierunku ogonem. Potem od razu jej dzieci pochyliły się, tylko Bylica pozostała wyprostowana, tak jak ustalili we wcześniejszym planie. Srebrna ruszyła w stronę kocich sylwetek. Błękitna bez ogródek podeszła do nich, po czym ich zaczepiła.
- Można na słówko?
Czwórka samotników spojrzała na Bylicę.
- Czy my się znamy, że można na słówko? - prychnął jeden z nich.
- Co babo? Brak ci wrażeń? Jak chcesz w krzaki to Śruba nie pogardzi - zaśmiał się drugi. Wymieniony kot, skrzywił nos.
- Gdzie tam. To stare takie... wole młodsze.
Srebrna pozostała niewzruszona, chociaż mentalnie skrzywiła się.
- Nie znamy się, ale coś tam o was słyszałam. - miauknęła uprzejmie. - i tak, można na słówko, bo mam sprawę. I nie, nie idę z żadnym z was w krzaki. A starości się nie wstydzę. - przy ostatnim zdaniu uśmiechnęła się. - Z tego, co mi wiadomo, zaatakowaliście pewną młodą szylkretkę, prawda to? - spytała, choć dobrze znała odpowiedź.
Jeden z obcych gangsterów podrapał się łapą za uchem.
- Eeee... może? Dzisiaj ze cztery dopadliśmy. Jedna tylko zwiała i nie dała się zaliczyć.
Na te słowa kapcie by Bylicy spadły, gdyby je miała.
- Zaliczyć? - miauknęła oburzona - chcieliście ją...zaliczyć? Taką młodą, bez jej zgody?
- A potrzeba zgód rodziców? - zaśmiał się kolejny. - No a co? To Siedlisko Wyprostowanych, a nie jakieś Pieszczoszkowo. Tu każdy bierze co chcę, kiedy chcę.
Idioci.
- Och...każdy co chce...kiedy chce...tak? - spytała. - no to wiecie czego ja chcę? - zrobiła pauzę - Skopać was, pchlarze, nie mające za grosz wstydu. A potem was wypatroszyć i zostawić truchła ptakom. - miauknęła z uśmieszkiem. Samotnicy prychnęli na to, gotując się do walki. Jednak jej przyczajone młode słysząc wypowiedź ich matki wychynęły ze swych kryjówek i szybko znalazły się przy niej. Widząc, że srebrna ma wsparcie, kocury nieco przystopowały.
- O to ta! – jeden z nich wskazał na Skowronek. - Świetnie. Zawołała swoją babcie i skrzyknęła kolegów - prychnął. - Spadamy stąd - to mówiąc, obcy dali nogę
- GONIĆ ICH! -ryknęła wściekle Bylica, biegnąc z burzacką prędkością za kocurami. Tuż za nią podążały jej dzieci. Błękitna doganiała uciekających, i wtedy dostrzegła okazję. Wskoczyła w biegu na pudło, wybiła się z tylnych łap i rzuciła na samotnika, którego przygniotła do ziemi. - POPAMIĘTACIE NAS, WRONIE STRAWY! - wrzasnęła, trzymając pod sobą gangstera, przybijając jego głowę do ziemi, i wbijając w jego skórę pazury. Kocur wrzasnął. Jego kumple od razu zatrzymali się i rzucili na Bylice.
Dziko pręgowana wściekle syknęła, drapiąc jednego z nich ostro po gardle, tak, że zaczęła się sączyć z niego krew. Nie wiedziała jednak, czy to doprowadzi do śmierci, czy to tylko porządna rana i nieudało jej się go poharatać tak, jak chciała. Gangsterom udało się ją ściągnąć ze swego kumpla, ale już po chwili jej dzieci rzuciły się na obce koty, drapiąc i gryząc tak, jak uczyła je matka. Brutalnie walili w żebra, gryźli łapy i przybijali wrogów do ziemi. Po chwili dwóch samotników zostało przygniecionych, pozostali cofnęli się z sykiem. Bylica postawiła tryumfalnie łapę na jednym ze zmęczonych, przygniecionych kotów.
- I co, dalej chcecie z nami zadzierać? - spytała, unosząc brew. Z jej pyska sączyła się świeża krew wroga, miała parę ran, ale przewaga liczebna jej grupy oraz ich brutalność dawała efekty. - Chętnie bym ich zabiła... -wymruczała, patrząc prosto w oczy jednemu z nich. - ptaki bardzo szybko by się zleciały, dobry obiadek bym załatwiła moim kochanym dzieciom... - wymiauczała delikatnie i lekko, tak, jakby mówiła o rozpruciu myszy, a nie żywego, słuchającego jej z przerażeniem kota. Słysząc następne słowa jednego z kocurów, uśmiechnęła się chytrze.
- Nie! Litości! Wygrałaś! Możecie zatrzymać ten rewir! I wszystko inne! Dużo tu jedzenia Wyprostowanych! Nie będziemy sprawiać wam problemów! - miauknął przygnieciony przez Bylice i jedno z jej dzieci kocur.
Staruszka zarechotała.
- Zabawnie jest patrzeć, jak ktoś kto przed chwilą mówił o zaliczeniu mojej córki błaga o litość. - wymruczała. - a teraz opowiedzcie mi, skarby, coś ciekawego. Lubię słuchać o nowym otoczeniu. - wymiaczuła jakby siedziała przy herbatce, po czym spokojnie usiadła. Chciała dowiedzieć się jeszcze więcej o tym miejscu, choć już kiedyś tu była - chyba, że chcecie serio być karmami dla wron. - zachichotała - nawet nie wiecie, jaka to frajda, rozpruwać żołądki – miauknęła srebrna, uśmiechając się. - więc?
- C-co chcesz wiedzieć? - miauczał ten pod nią.
Reszta kumpli była gotowa do ucieczki, gdyby sprawy miały przynieść zły obrót. Po chwili jeden z lisich bobków odezwał się:
- Jest tu wiele Gniazd Wyprostowanych i Pieszczoszków do bicia. Są śmieszni, zrobią wszystko byle nie oszpecić ich pięknych pysków. Kubły z jedzeniem, czasem kręcą się tu jakieś szczury, a niedaleko jest jezioro. Jednak pełno tam psów i Wyprostowanych chadza, nie polecamy tego miejsca na dom. Jest tu też parę samotników, odrzutków, którzy mogą płacić haracz jak się ich wystraszy - miauczał inny.
Podstarzałą kocicę zaciekawił staw i koty, które płacą haracz, postanowiła więc dopytać.
- Staw? W mieście jest staw? Wow- miuknęła zdziwiona - jak ostatnio tu byłam, to nie widziałam. - wymruczała z uśmieszkiem. - hmmm....koty płacące haracz...ciekawe, ciekawe - miauczała jak przy ploteczkach - a wy macie takie koty? - spytała. Podejrzewała, że wykorzystują jakieś biedne młodziki. Była chętna pomóc tym biednym kotom, jeśli będą spoko. Jak na razie starała się udawać bardziej zainteresowaną pobieraniem haraczów, aby powiedzieli jej, czy oni sami robią takie rzeczy, czy nie.
- Yyy... tak... Mamy kilku. – słysząc to zrobiła się jeszcze bardziej zaintrygowana, a i również chęć rozszarpania gardeł tych głupców się zwiększyła, choć nie dała tego po sobie poznać -Płacą nam jedzeniem, by móc żyć w spokoju. Czasem bawimy się z nimi, sprawdzając czy przypadkiem już nie przestali się nas bać. Ale to płotki. Na pewno i tobie odpalą swój udział.
- Uuuuuu - wymruczała zaciekawiona - a gdzie mieszka najbliżej jakiś, lub jacyś? - spytała.
- Kilka przecznic stąd! Taki jeden kurdupel kaleka. Mu daliśmy fory, bo bez łapy tak ciężko coś zdobyć. Ostatnio ktoś do niego się wprowadził... ale ten drugi jest zdrowy.
- hmmm....a zaprowadzicie nas tam? - spytała milusio. - Oczywiście wielkiego wyboru nie macie, zabijemy was jak nie, ale z grzeczności warto pytać. - miauknęła, szczerząc się.
- Mogę... mogę sam was zaprowadzić, moich kumpli puść jako gwarancję, że można wam ufać. Stadem lepiej tam nie iść, bo wystraszymy ich tylko – miauknął ten, który leżał pod jej łapą.
- Dobrze, niech będzie. - wymruczała, chociaż wolałaby tego nie robić, aby być pewną, że niczego nie spróbują. Dała sygnał, żeby dzieci puściły tego drugiego przybitego żałosnego śmiecia.
Kocur od razu wstał, kiwnął na swoich kolegów i dali dyla, zostawiając tego leżącego z srebrną kocicą. Po chwili, upewniwszy się, że reszta obcych sobie poszła, Bylica wstała z kocura, tak samo jedno z jej dzieci, które go przytrzymywało.
- No to teraz w drogę, młody! – miauknęła do samotnika, po czym klepnęła go ogonem po grzbiecie - i nie próbuj nas wykiwać. - wymruczała mu do uszka, po czym otarła się o niego policzkiem- tak tylko mówię na wszelki wypadzik. - dodała.
- Nie oszukam, gdzie. - Skrzywił się na jej otarcie się o jego futro - Za mną - miauknął kierując się w stronę domu dwóch kociąt.
Kiedy przybyli zastali przewrócony śmietnik, kilka pudeł kartonowych w ślepym zaułku i worki ze śmieciami.
Małe kocię na ich widok wyszło ze śmietnika jeżąc sierść. Nie miał ucha, lewego oka, ogona, i lewej tylnej łapy, dodatkowo cały był brudny, śmierdział, nie miał w wielu miejscach sierści i skakały po nim pchły. Od razu żal jej się zrobiło biednego malca. Pożałują tego, co mu zrobili…
 - E Wypłosz, a ten drugi to gdzie? - zawołał do malca gangster.
- Poszło to polować... - miauknął tylko bury kociaczek.
- Szkoda, też bym chętnie poznała. - wymruczała, po czym podeszła do kociaka.
- Tak więc - Wskazał na Bylice. - Ta tutaj, to nowa pani tego rewiru. Stara ale jara. Od teraz jej służysz i jej pomagierom - Pokazał resztę. Jej kocięta skrzywiły się na słowo "pomagierów" i syknęły na samotnika.
Bury kociak nie wyglądał na zadowolonego, łypał jednym okiem na starszą kotkę.
- Jakie są... twoje warunki? - zapytał bury.
Podczas gdy jej dzieci były wciąż oburzone słowami samotnika, ich matka zwróciła się do kociaka.
- Omówimy je zaraz, słoneczko – miauknęła błękitna, po czym pogłaskała ogonem kociaka po łebku. - tylko załatwię jedną małą...sprawę - wymruczała, po czym nagle odwróciła się i chwyciła ucho samotnika, po czym pociągnęła. Krew spłynęła z poharatanej skóry kocura, który cofnął się zaskoczony. Starsza wypluła ucho, tak, jakby splunęła nim, po czym miauknęła - no co, sądziłeś, że ujdzie ci na sucho to, co próbowaliście zrobić mojej córeczce? - spytała, patrząc na kocura - ciesz się, że jestem łaskawa. Powiedz koleszkom...że jak jeszcze raz dojdą mnie słuchy o takim incydencie to wydrapie każdemu z was oczy i za każdy wybryk oderwę po uchu, jak się skończą uszy to pójdę na łapy... a to za pobieranie haraczów - wycharczała, po czym wyrwała kocurowi szybkim ruchem ze dwa, trzy wąsy - a, i jak usłyszę o tym, że znów pobieracie haracze, to wąsy wam powyrywam, jak będę mieć gorszy dzień to złożymy was z dziećmi w ofierze, żeby ptaki upolować - wysyczała. - a teraz spadaj, póki ci nie wyrwałam reszty wąsów, bo mnie korci.
Już po chwili przerażony samotnik zniknął na horyzoncie.
Bury kociak w szoku to obserwował. Cofnął się do kubła na śmieci, patrząc ze strachem na Bylice. Srebrna odwróciła się do kocięcia.
- Nie musisz się mnie bać, ciebie nie skrzywdzę. - miauknęła z kompletnie innym nastawieniem. - nie będzie żadnych głupich warunków haraczów, bo nie będę ich pobierała. - miauknęła, z lekkim uśmiechem na pyszczku. - jak się nazywasz? - spytała. Co prawda słyszała, że ten pchlarz nazwał go "wypłoszem", ale uznała, że to było tylko obraźliwe przezwisko.
- Wypłosz... - miauknął. - Czyli... - Spojrzał po jej dzieciach. - Nie będziecie mnie zaliczać ani bić?
- Zaliczać? Oni... oczywiście że nie będziemy takich rzeczy robili! - miauknęła. - coś ty musiał tu przeżyć, biedaczku! - miauknęła - nie tylko ci nie zrobimy krzywdy, ale też zaprosimy do naszej grupki ciebie, i twojego kolegę - miauknęła, uśmiechając się.
- Po co? - miauknął nieufnie. - Nie jestem użyteczny. Nie pomogę wam, będę zawadzał... Nie potrafię polować czy walczyć.
- A tam, a ja jestem stara i co z tego? - spytała - poza tym to, że jesteś taki poharatany, nie oznacza, że bezwartościowy.
- Czyli... będziecie mnie karmić za darmo? - otworzył aż pyszczek w szoku.
- Tak. - miauknęła - i twojego kolegę też.
- Ono... jest dziwne. Może już nie wróci. Przyczepiło się do mnie i nie chciało mnie zostawić. Nie wiem czy wróci... - po chwili kociak spytał - A... daleko mieszkacie? I... i co miałbym robić? Jak pani się nazywa?
- Ach, wybacz mi nietakt. Na imię mi Bylica, a to są Krokus, Fiołek. Deszczyk i Skowronek. - miauknęła, wskazując na każdego po kolei ogonem. - I mieszkamy...parę przecznic stąd.
Kiwnął łebkiem.
- Czyli zabierzecie mnie tam? - spytał bury kociak.
- Tak. Tylko najpierw jeszcze znajdziemy twojego kolegę...wiesz może, gdzie ono mogło pójść?
- Nie chcę go szukać. Nie i mnie to nie obchodzi. Jest okropne. Zajmie nam to pewnie cały dzień. Mógł pójść wszędzie. Niech oni poszukają go - Wskazał na jej dzieci. - Jest taki dziwny, rozpoznacie go. O księżyc młodszy ode mnie. Jest gorąco... - miauknął wzdychając. - Umrę przez te debile.
Spojrzała na kociaka.
-Too...... - zastanawiała się. - Krokus? - miauknęła. Córka od razu podeszła do niej. - weź naszego nowego kompana, żeby nie musiał się męczyć. Poszukamy tymczasem jego kolegi. - bura od razu chwyciła Wypłosza delikatnie za kark i uniosła w górę.
Bury zawisł w uścisku Krokus krzywiąc pysk.
- Nie szukajmy ich. Nie ma sensu - starał się przekonać staruszkę do porzucenia tej misji.
- Och, jest sens. - miauknęła. - im nas więcej tym weselej - rzekła, po czym poszła dalej szukać wraz z dziećmi i zwisającym z pyska jej burej córki Wypłosza tego drugiego kociaka.
<Wypłosz, Skaza? Dzieci moje kochane? :3>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz