— Nie chciałam! — krzyknęła Plusk, wysuwając pazury.
Agrest cofnął się o krok, mimo wszystko nie spodziewając się takiej reakcji medyczki. Może w rzeczywistości faktycznie nie była ani trochę miłą osobą, za jaką się podawała?
— No to jak to się stało niby?!
— T-to wszystko… to g-głupi przypadek… — wyjąkała, chowając pazury.
Przypadek?! Agrest już nie mógł z nią wytrzymać. Musiał wyglądać jak wariat. Czuł się jak wariat. Nic nie rozumiał z zachowania kotki i jej słów.
— Jak. Przypadek. — wydusił z siebie.
Plusk mu nie odpowiedziała, zamiast tego kolejne jej łzy poczęły skapywać na ziemię. Płakała? Żałowała tego, co zrobiła? A może tylko udawała skruchę? Nieważne. Teraz jedyne co chciał wiedzieć, to odpowiedź na jedno, proste pytanie.
— Dlaczego? — Wręcz błagał ją tonem swojego głosu.
— P-pozwalała na masowe śmierci innych kotów — wyszlochała. — Chciałam to zakończyć.
Osłupiał. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi.
Błysk nie była morderczynią, ale faktycznie przez jej nieudolne rządy zginęło wiele osób. Jednak czy zabójstwo liderki to słuszne przedsięwzięcie? Można stwierdzić, iż była pośrednią przyczyną śmierci innych, więc tak. Aczkolwiek nie została nią specjalnie. Podobno właśnie starała się, o lepszy byt klanu. Wprost mu to powiedziała. Ale wciąż jej domniemany wysiłek nie wystarczał. Właściwie to co ona zrobiła w sprawie morderstw? Nic. Zupełnie nic. Choć jednocześnie mogła nie zdawać sobie sprawy, że jej bezczynność ma tak tragiczne skutki. W końcu nie należała do najmądrzejszych.
Pozostawała jeszcze kwestia wyższego dobra… Może dla niego było warto? Jednak skąd mieć pewność, iż Brzoskwinka lepiej zajmie się tą sprawą? A Błysk finalnie nikogo własnołapnie nie skrzywdziła, więc nie zasługiwała na tak okrutną śmierć. Czyli decyzja Plusk raczej nie była sprawiedliwa.
W każdym razie lepsze to niż mordowanie bez żadnego powodu, rozgrzebywanie czyiś wnętrzności lub odrywanie komuś głowy. O ile mówiła prawdę, bo jego zaufanie do niej diametralnie zmalało, gdy usłyszał o zbrodni.
Nie miał pojęcia co sądzić o Plusk. Zacisnął szczękę i wyszedł z legowiska medyczki.
Agrest cofnął się o krok, mimo wszystko nie spodziewając się takiej reakcji medyczki. Może w rzeczywistości faktycznie nie była ani trochę miłą osobą, za jaką się podawała?
— No to jak to się stało niby?!
— T-to wszystko… to g-głupi przypadek… — wyjąkała, chowając pazury.
Przypadek?! Agrest już nie mógł z nią wytrzymać. Musiał wyglądać jak wariat. Czuł się jak wariat. Nic nie rozumiał z zachowania kotki i jej słów.
— Jak. Przypadek. — wydusił z siebie.
Plusk mu nie odpowiedziała, zamiast tego kolejne jej łzy poczęły skapywać na ziemię. Płakała? Żałowała tego, co zrobiła? A może tylko udawała skruchę? Nieważne. Teraz jedyne co chciał wiedzieć, to odpowiedź na jedno, proste pytanie.
— Dlaczego? — Wręcz błagał ją tonem swojego głosu.
— P-pozwalała na masowe śmierci innych kotów — wyszlochała. — Chciałam to zakończyć.
Osłupiał. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi.
Błysk nie była morderczynią, ale faktycznie przez jej nieudolne rządy zginęło wiele osób. Jednak czy zabójstwo liderki to słuszne przedsięwzięcie? Można stwierdzić, iż była pośrednią przyczyną śmierci innych, więc tak. Aczkolwiek nie została nią specjalnie. Podobno właśnie starała się, o lepszy byt klanu. Wprost mu to powiedziała. Ale wciąż jej domniemany wysiłek nie wystarczał. Właściwie to co ona zrobiła w sprawie morderstw? Nic. Zupełnie nic. Choć jednocześnie mogła nie zdawać sobie sprawy, że jej bezczynność ma tak tragiczne skutki. W końcu nie należała do najmądrzejszych.
Pozostawała jeszcze kwestia wyższego dobra… Może dla niego było warto? Jednak skąd mieć pewność, iż Brzoskwinka lepiej zajmie się tą sprawą? A Błysk finalnie nikogo własnołapnie nie skrzywdziła, więc nie zasługiwała na tak okrutną śmierć. Czyli decyzja Plusk raczej nie była sprawiedliwa.
W każdym razie lepsze to niż mordowanie bez żadnego powodu, rozgrzebywanie czyiś wnętrzności lub odrywanie komuś głowy. O ile mówiła prawdę, bo jego zaufanie do niej diametralnie zmalało, gdy usłyszał o zbrodni.
Nie miał pojęcia co sądzić o Plusk. Zacisnął szczękę i wyszedł z legowiska medyczki.
***
Tak czy inaczej, szylkretka to nie jakaś mieszanka innych, tylko osobna istota. Niezależnie od jej pochodzenie postara się być jak najlepszym mentorem i dobrze o nią zadbać.
Już miał zacząć odchodzić z miejsca zgromadzeń klanu, kiedy usłyszał znajomy głos.
— B-błagam, nie wyżywaj się t-tylko na Miodunce, czy innych moich kociętach — zawołała za nim Plusk łamiącym się głosem.
Zatrzymał się i spojrzał na nią przeciągle. Czyli jednak na kimś jej jeszcze zależało.
— Nie będę. One to… oddzielne osoby.
— Ogromnie ci dziękuje — powiedziała, pociągając nosem.
Agrest poczuł się dziwnie. Morderczyni właśnie dziękowała mu za oczywistą rzecz. I w dodatku wyglądała na wzruszoną.
— Ja… tak, każdy powinien tak robić — stwierdził. — Postaram się być dobrym mentorem — pocieszył ją. Nie wiedział dlaczego, ale właśnie to uczynił.
Medyczka odpowiedziała mu szerokim uśmiechem, gryzącym się jednak ze spływającymi po jej polikach łzami.
Nie miał pojęcia co zrobić. Wykrzywił pysk w niezręcznym uśmiechopodobnym czymś, skinął głową i odszedł.
Naprawdę nie potrafił jej zrozumieć ani tego, co ma o niej myśleć. Wysyłała zbyt wiele sprzecznych sygnałów.
***
Niepewnie wszedł do legowiska Plusk. Tyle zostawił tutaj wspomnień. Zarówno tych dobrych, jak i złych.
— Agreście? — Medyczka odwróciła głowę od składziku ziół.
— Um, coś ostatnio gardło mnie boli. Więc… no.
<Plusk?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz