Żłobek przerywały żałosne piski kociąt. Kociąt, których małe ciałka były wręcz niezdolne do ruchu, których oczy były przymknięte, niezdolne do widzenia. Spojrzał dumnym, zimnym wzrokiem na swoje dzieci, owijając sobie ogon wokół łap i prostując brodę. Liczył, że te chude niezdarne ciałka wyrosną na wojowników godnych nazywać się jego potomstwem.
Każde z nich miało na sobie rudy. Jedno z kociąt było niemal w całości białe, jednak rude łaty w układzie podobnym do jego zdradzały pokrewieństwo. Drugie i trzecie także posiadało białe i rude łaty. Wśród trzech kocurów znajdowała się także jedna kotka.
— Jak je nazwiemy? — miauknęła do niego Rysia Pogoń. Jej wzrok skierował się na jedyną kotkę. — Łasica? Będzie do niej pasować.
Mrok czuł, jak zaświerzbiły go łapy. Łasica - takie imię nosił samotnik, którego zamordował. Jego koledzy wciąż tkwili w klanie i podejrzewał, że nazwanie tak kocięcia mocno by ich rozzłościło.
Uśmiechnął się jednak, trochę udając, a trochę faktycznie z satysfakcji, która go ogarniała. Jak dobrze byłoby słyszeć złość swoich wrogów, gdy zobaczą, że JEGO córka nosi imię ICH przyjaciela. Coś wspaniałego. Poza tym, imię całkiem mu się podobało. Wskazywało na to, że dziecko jest silne. Skinął głową.
— Brzmi dobrze. — miauknął udawanym słodkim głosikiem, chociaż, gdy już dostał to co chciał, nie przejmował się już tak Rysią Pogonią. Nie obchodziło go już, czy dostrzeże, że nią manipuluje - urodziła mu bachory, teraz niech robi ze sobą to, co chce. Nie była mu już potrzebna. Przynajmniej wtedy, gdy je wykarmi.
— Tego chcę nazwać Mróz. — powiedział, a jego barwa głosu znów przybrała zimny, pewny siebie ton. Mróz pasował do bezwzględnego wojownika. To imię w jego mniemaniu świetnie się nadawało. Skierował wzrok na inne kocię. — A jego Kruk. — dodał. Kruki symbolizowały śmierć. Żywiły się padliną. Takie imię powinno budzić postrach.
— W takim razie... Pierworodny. Chcę, żeby nazywał się Kogucik. — miauknęła arlekinka. Mroczny Omen skrzywił się w duchu. Żałosne. Chciała nazwać pierworodnego po jakimś idiotycznym ptaszku? Co to miało do rzeczy? Takie imię prędzej by śmieszyło, niż kojarzyło się z czymś silnym. To on chciał nazwać pierwszego z urodzonych kociąt.
— Daj spokój, Słoneczko — rzekł do niej słodziutko. Tak słodziutko, by zgodziła się na wszystko, co mówił. Bo była tak słaba i nie zauważała manipulacji. Ale mu to było na łapę. Póki nie sprawiała problemów, tolerował jej towarzystwo, nawet teraz. — Naprawdę chcesz, by twoje dziecko nosiło takie imię? Masz tyle innych do wyboru. Tyle silnych. Powinien nazywać się Chłód. To imię godne prawdziwego wojownika.
Widział, jak Rysia Pogoń otwiera usta, ale zamknęła je równie szybko. Miał ochotę uśmiechnąć się lekko z satysfakcji. Nawet nie próbowała się z nim kłócić? Mu to pasowało.
* * *
Więc, na świecie dreptały już jego kocięta. Wspaniałe przedłużenie krwi, które, miał nadzieję, będzie silne i będzie przekazywać jego geny dalej. Zamierzał wychować ich na godną reprezentację Klanu Wilka - najlepszego klanu w lesie.
Tak. Zdążył już w sobie zakorzenić zagorzałą dumę z klanu, w którym spędził większość swojego życia. Inne klany, powiedzmy, go nie obchodziły. Uważał Wilczaki za najgodniejszą i najwspanialszą reprezentację i nie wyobrażał sobie musieć wychowywać się wsród takich śmierdzących Burzaków, Klifiaków czy Nocniaków.
Miał nadzieję, że jego potomstwo będzie mieć podobne zdanie.
W większości nie było go nawet przy porodzie swojej pseudo-partnerki. Oczywiście, podał jej kupkę wilgotnego mchu, posiedział z nią trochę, ale wrócił dopiero, gdy się urodziły. Bo prawda była taka, że w dupie miał Ryś i miał nadzieję, że nie będzie wtrącać się w jego rodzicielstwo. Nie chciał, żeby wychowała jego dzieciaki na podobne sobie, naiwne, idiotyczne i podatne na manipulację kulki lisiego łajna. Nie była godna nawet nazywać się ich matką czy jego partnerką, ale musiał zgrywać jakiekolwiek pozory.
Ruszył w kierunku kociarni. A przynajmniej komory w jaskini, która teraz robiła za kociarnię. Chciał zobaczyć się ze swoimi dziećmi. Zobaczyć, jacy są, czy ich charaktery zaczęły się już kształtować. Czy byli mięczakami, czy wręcz przeciwnie. Nie chciał się na nich zawodzić.
Wszedł do środka. Ustał, a jego chłodny wzrok przeleciał po każdym kącie legowiska. Zatrzymał się na szylkretowej kotce. Bo to ona - Łasica - właśnie rzuciła na niego spojrzenie.
<Łasica? Poznaj swojego ojca>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz