— Pewnie chciałbyś teraz odpocząć, ale wiesz jak to jest w klanie... Wróg śpi na wrogach. Moje uszy są jednak dość czujne i wyłapują wiele z klanowych plotek. Chciałbym abyś obserwował Małą Róże. Ale tak, by się nie zorientowała. Coś knuje. Wcześniej też chodziły słuchy, że ma jakąś śmieszną grupkę, która jest za przywróceniem praw kotkom, co jest absurdalne, bo sam wiesz, że nikt ich tutaj nie dyskryminuje. Jednak każda ideologia może być zagrożeniem, jeżeli nie pokrywa się z naszą wiarą. Zbadaj tą sprawę i dowiedz się, ile kotów ją popiera.
Van skinął głową na słowa swojego mentora, obracając się, gdy kolejne kroki rozniosły się za ich plecami. Tuż obok do Jastrzębiej Gwiazdy kierowała się już Irgowy Nektar.
— Możesz już iść. — miauknął lider, teraz zwracając wzrok na matkę Goryczkowej Łapy i Stokrotkowej Łapy.
Mroczny Omen wyszedł z legowiska zgodnie z poleceniem. Długo trawił przekazane informacje. Mała Róża? Zawsze była niewygodna i szemrana w ich społeczności, a już zwłaszcza każdy wiedział o jej obsesji na punkcie dyskryminacji kotek przez kocury, która w ogóle nie istniała. Absurd tej sytuacji już wystarczył, by van zaczął się zastanawiać, czy kotka ma zdrowo w głowie. Ale teraz... Jastrzębia Gwiazda powiedział mu o grupie. Grupie, którą muszą tworzyć jakieś inne koty.
Pierwsze, co zrobił, to zmrużył oczy, kierując wzrok na legowisko wojowników. Musiał zaobserwować, z kim najczęściej rozmawiała. I, o dziwo, nie zawsze były to kotki.
* * *
Widział, jak oczy Rysiej Pogoni nurkują w głąb legowiska. Nie podobało jej się tu. Widać to było gołym okiem. Odwiedził ją z samego rana, tylko żeby zbyt szybko nie poczuła, że tylko ją wykorzystał. Niestety, musiał wciąż udawać, że ją kochał, a to było okropnie męczące. Jednocześnie był ciekaw tego, co zaszło w Klanie Klifu i miał w planach wyciągnięcie z niej tych informacji. Niezależnie, jak bardzo musiałby się wysilić, by je dostać.
— Coś nie tak, Rysiczko? — wymruczał w jej stronę. — Wiem, że obóz nie wygląda zachęcająco, ale powoli się z tego wykaraskamy. Sama zobaczysz.
— Po prostu... wyobrażałam sobie Klan Wilka trochę inaczej. — miauknęła. Syknęła z bólu, owijając brzuch kremowym ogonem. — Cholera, ciąża jest bardziej bolesna, niż myślałam.
— Zobaczysz, że będziemy mieli wspaniałe dzieci — odparł, ocierając się koniuszkiem ogona o jej futro. — Zostaną wojownikami na naszych oczach i będą wiodły świetne życie. Z naszymi genami nie mogą wyjść słabe.
Oczywiście, wierzył, że JEGO kocięta będą silne po JEGO krwi. Z niego nie mogło wyjść paskudne dziecko. Wychowa je na porządnych kotów. Miał nadzieję, że Ryś tego nie spieprzy. Nie będzie się wtrącała w jego wychowanie.
* * *
Skierował wzrok na wychodzącą z legowiska Małą Różę. Wciąż pamiętał o swojej misji i nie zamierzał zawieść ani razu. Wstał, powoli otrzepując się ze ściółki kryjącej jego posłanie. Chłód jaskini wbił się w niego, gdy tylko opuścił Legowisko Wojowników.
Nie zwracał uwagi na otoczenie. Punktem, w który się wpatrywał, ciągle pozostawała Mała Róża. I to właśnie sprawiło, że w którymś momencie przypadkowo natknął się na znajome futro.
— Nie umiesz chodzić? — syknęła Zakrzywiona Ość. Wszystko w niej sprawiało, że ciężko było mu zachować spokojny wyraz pyska. Mroczny Omen jedynie wbił wzrok w jej oczy, jak gdyby wypowiadał jej wyzwanie.
— Jestem zajęty, nie mam czasu na kocięce kłótnie. — miauknął. — Dziwnie widzieć cię bez towarzystwa Osta.
— Dla ciebie Ostowego Pyłu — warknęła. — Nie jesteś jego kolegą, by mówić do niego w pierwszym członie.
— Och, moja nieuwaga. Dziękuję za upomnienie — miauknął, a spokojny głos musiał jeszcze bardziej zirytować liliową. Była pewna siebie i nie dawała się ponosić emocjom. Oboje samotników nie należeli ani do głupich, ani słabych i tego van zdążył się już przekonać. Zresztą, rany zadane przez tą dwójkę długo mu się goiły. Nie chciał zakorzeniać tej nienawiści jeszcze bardziej, mimo że on też życzył tej idiotycznej dwójce jak najgorzej.
— Nie musisz zgrywać oazy spokoju. — prychnęła liliowa, mrużąc oczy. — Jakoś dziwne, że tak cię nie ponosi, ale zabić kota, chociaż nie musiałeś, byłeś w stanie.
— Odważne słowa. — odparł chłodno. Na jego pysk wkroczył ten sam chytry uśmieszek, gdy hardo wpatrywał się w kotkę, zastanawiając się, kiedy rzuci się na niego z pazurami. — Gdybym go wtedy nie zabił, pewnie wrócilibyście i znowu naruszalibyście nasze granice. Zrobiłem, co słuszne. Ale jak widać, nie przewidziałem tego, że dołączycie do klanu. Rozgośćcie się. Nie skrzywdzę współklanowiczy.
— Chowaj ten swój uroczy głosik. — chrapliwy głos sprawił, że oba koty się odwróciły. Ostowy Pył dołączył do swojej... partnerki. Czy czymkolwiek dla siebie byli. Vana to nie obchodziło. — Nas nie obchodzi, czy jesteś Wilczakiem, czy nie. I uważaj, co mówisz do Ości.
Jedyne, co Mroczny Omen zrobił, to zmrużył oczy. Samotnicy musieli się wycofać, gdy tylko zaczął wyruszać patrol, do którego należeli. Podejrzewał, że nie mieliby nic przeciwko zaatakowaniu go, gdyby nie byli w centrum obozu. Musiał uważać.
Wciąż starał się nie zostawać z nimi sam na sam. We dwójkę byli od niego silniejsi. Miał tylko nadzieję, że któregoś razu uda mu się sprowokować ich wystarczająco, by zaatakowali go na oczach klanu. Zdawało się to nierealne... Ale cóż, wiedział, że szybko się ich nie pozbędzie. Życzył im wszystkiego, co najgorsze.
Dopiero, gdy liliowa i czekoladowy odeszli, posyłając mu groźne spojrzenia, prychnął, wysuwając i wsuwając pazury. Zaprzepaścili jego szansę. Wepchnęli się mu przed nos, a miał Małą Różę już na haczyku. Musiał to zrobić od nowa. Zobaczyć, z kim najczęściej rozmawiała. I liczyć, że był to ktoś na tyle łatwowierny, by zdradzić mu wszystko, co chciał wiedzieć.
* * *
— Jak ci idzie trening? — miauknął swoim typowym zimnym głosem do Krzaczastego Szczytu. Kremowy nie dawał sobie ani chwili przerwy. Póki nie był na patrolu, czy treningu ze Stokrotkową Łapą, wciąż szkolił sam siebie. Podobało mu się to, że jego uczeń nie był tchórzem i głupcem, jak reszta. Mógł być z niego dumny, bo w końcu przynosił mu dobrą opinię
— Dobrze. I wyczerpująco — odparł.
— Jaka jest Stokrotkowa Łapa? — zapytał. Van był ciekaw, czy uczennica jego dawnego ucznia również nadawała się na materiał na silnego wojownika. Jastrzębia Gwiazda wyszkolił Mroka na silnego wojownika, tak jak Mrok wyszkolił Krzaka na równie silnego kota. I miał nadzieję, że kremowy też poradzi sobie w roli mentora. Dobrze byłoby mieć kolejnych dumnych wojowników w tej wylęgarni półgłówków. Zwłaszcza teraz, jak już pozbył się Gepardziej Cętki.
— Dużo śpi. Ale jak już trenujemy, to wkłada w to sporo wysiłku. Poza tym, jest trochę, ee, specyficzna. Bo gada o duchach i krwawych rzeczach. Zresztą, jak już opowiada jakieś historie, to zawsze są krwawe.
Mroczny Omen podniósł brew. No to nieźle. Irgowy Nektar chyba aż za dobrze poradziła sobie z wychowaniem dzieci na popierających Mroczną Puszczę.
Skinął głową i odszedł od swojego ucznia, nie przeszkadzając mu dalej w treningu. Musiał skupić się teraz na tym, co faktycznie miał zrobić. A tak się złożyło, że Mała Róża nie została wybrana na żaden patrol. Miał okazję trochę ją podśledzić.
Usiadłwszy w cieniu jaskini, spojrzał się na znajomą sylwetkę Małej. Był gotów podejść do każdego możliwego kota, gdyby tylko w ten sposób mógłby dostać jakąś informację. Zmrużył oczy, widząc, jakimi kotami się w tej chwili otaczała. Wydrzy Las i Chabrowy Szept.
Nawet nie mógł uwierzyć, że miałaby do swojej grupki zrekrutować jakiegokolwiek kocura. Ciężko było mu określić, czy mogliby do niej należeć. Bardzo możliwe, że rozmawiała z nimi tylko dlatego, że musiała, miała do nich jakąś sprawę, albo Wiśniowy Świt poleciła jej coś zrobić razem z nimi.
Przeniósł wzrok na swoje łapy, nim znowu zwrócił wzrok na koty. Nic się nie zmieniło. Może oprócz tego, że Wydrzy Las opuścił dwójkę, kierując się do swoich własnych znajomych. Wątpił, czy taki ponury kocur jak on byłby w stanie dołączyć do kręgu Róży. Szczerze wątpił, czy kot o jakimkolwiek większym móżdżku byłby w stanie dołączyć do grupki tego bachora. Może Żonkil? Modliszka?
Prędzej by uwierzył, że Mała Róża przekabaciła na swoją stronę młode koty, niż starszych członków Klanu Wilka.
* * *
Powtarzał w głowie swoje obserwacje. Nie chciał jeszcze iść z nimi do Jastrzębiej Gwiazdy. Miał za mało informacji. Zdecydowanie za mało. To tak, jakby wrócił z pustymi łapami.
Przełożył łapę za łapę, leżąc niedaleko sterty. Obserwował czujnym wzrokiem Małą Różę. Cholera, nie spodziewał się, że to będzie tak trudne.
Pokręcił głową. Nieważne. Dotrzyma zadania. Jakaś głupia rozpuszczona kotka nie była lepsza od niego.
— Czego się gapisz? — prychnęła. Koniuszek ogona Małej zabił nerwowo.
— Nie mam prawa? — odparł spokojnie, żeby jeszcze bardziej ją zirytować. Miał misję. Niech mu tego nie utrudnia.
— Kocury — prychnęła. — Zazdrościsz mi płci, dlatego tak się we mnie wpatrujesz? Nie jesteś wart, żeby na mnie patrzeć.
— Jeśli uważasz, że nie powinienem się patrzeć, to zgłoś to do Jastrzębiej Gwiazdy. — odparł, wbijając w nią wzrok. Uśmiechnął się, gdy kotka wyglądała, jakby powstrzymywała się przed uderzeniem go w pysk.
— Do tego twojego mentora? — parsknęła, wysuwając i wsuwając pazury. — Myślisz, że jak lider ci ufa, to jesteś lepszy i ważniejszy od innych i wszystko ci wolno? Jesteś taki słaby, że kryjesz się władzą. Obrzydliwe, że w tym klanie najlepszą pozycją szczycą się kocury.
— Jestem pewien, że Jastrzębia Gwiazda ucieszyłby się, mogąc usłyszeć twoje słowa.
W jednym momencie zesztywniała, a potem przewróciła oczami.
— Nie boję się ciebie, dzieciaku — powiedziała, jak gdyby wcale nie byli w podobnym wieku. Odwróciła się, gdy podeszła do niej Modliszka. Odprowadził kotki wzrokiem, gdy odeszły, mówiąc coś do siebie.
Zastrzygnął uszami. Szkoda, że nie powiedziała nic więcej. Patrzył się tam, gdzie kotki zniknęły. Czemu Mała Róża musiała otaczać się tyloma kotami? Może Modliszkowy Skok coś wiedziała, albo sama w sobie należała do grupki Róży, o której mówił mu Jastrząb? Nic by się od niej nie dowiedział, ale mógł zapytać Krzaczasty Szczyt. On się z nią wychowywał.
* * *
Czuł, jak wiatr przeszywa od stóp do głów małe ciałko ledwo dorastającego kocięcia. Stał przed kotami z rodzimej sekty. Czuł zamach - gwałtowna bryza zimnego powietrza. Zęby zacisnęły się na jego uchu i rozerwały je, a krew skapała na białe łapy. Zęby już nachylały się ku jego ogonowi, gdy polanę przeszył ryk drapieżników. Głośny tupot potężnych łap sprawił, że ziemia aż zadrżała, jakby zwiastując masakrę, która miała się rozegrać za parę uderzeń serca. Potem widział już tylko krew rozbryzgującą się na każdą możliwą stronę i kończyny szarpane bezlitośnie przez borsuki.
Obudził się, czerpiąc powietrze. Świt zastał go dość wcześnie. Rozejrzał się po legowisku wojowników. Co za durnota, żeby śniła mu się sytuacja sprzed tylu księżyców. Zasługiwali, by tak skończyć. Skoro nie przeżyli, to był tego powód. Byli słabi. Zbyt słabi, by uciec albo wygrać walkę. Żałosne.
Wstał. Nie miał czasu na leżenie. Nie miał czasu na zajmowanie się głupstwami. Spojrzał szybko na kociarnię. Odwiedzał ostatnio dzieciaki, a były jeszcze małymi niezdolnymi kulami żałości. Musiał w wolnej chwili ich odwiedzić. I miał nadzieję, że się nie zawiedzie. Nie pozwoliłby żadnemu bachorowi zbeszcześcić swojego imienia, dlatego miał nadzieję, że każde z nich okaże się mieć silny charakter.
Dowiedział się dużo od Papli. Nie musiał się nawet starać - zgrywać słodkiego, niewinnego wojownika, który jest po prostu ciekaw jej relacji. Nie musiał nią manipulować ani pogrywać sobie z jej myślami. Łatwo było z niej to wyciągnąć.
A z kogo jeszcze łatwo było coś wyciągnąć? Ano z Borówkowego Krzewu. Każdy wiedział, że ta obrzydliwa feministka uwielbiała żreć jak nikt inny. Od Papli dowiedział się, że należała do grupy Małej Róży. Planował dać jej najtłustszą zwierzynę, jaką znajdzie na stercie, a może byłaby w stanie mu coś zdradzić.
Im więcej, tym lepiej.
Właściwie, jeśli miał być szczery, od razu dałby jej jakąś zatrutą zwierzynę, tak jak Gepardowi, ale dużo wiedziała i w tym wypadku jej wiedza była potrzebna. Powinna mu przecież wszystko zdradzić, jeśli ją poczęstuje, co?
Podszedł do sterty i złapał w zęby najtłustszą i największą zwierzynę, jaką tylko udało mu się wypatrzeć. Teraz łatwiej było o dobre pożywienie. Czasy głodu minęły.
Wypatrzył kotkę, gdy kończyła rozmawiać z Chabrowym Szeptem. Odwróciła się w tym samym czasie, w którym do niej podszedł. Prawie dotknęli się nosami. Posłała mu długie spojrzenie.
— Co chcesz? — miauknęła i już czuł, jak jej źrenice wędrują w kierunku tłustego ptaka.
— Przyniosłem dla ciebie jedzenie. — miauknął. Ta wydawała się lekko zaskoczona, ale bez żadnego wahania już otworzyła pysk, by wziąć od niego coś, co kochała najbardziej, jednak odsunął pysk, kładąc truchło u swoich łap. — Może dałbym ci ją po krótkiej rozmowie? Mam do ciebie kilka drobnych pytań.
Borówka oblizała pysk, nie spuszczając wzroku ze zwierzyny.
— Jasne, mów, co chcesz usłyszeć.
Zastanowił się, jak sformułować pytanie. Owinął lekko ogon wokół swoich łap. Walić prosto z mostu? W końcu Borówka dostała jedzenie, powinna wyćwierkać wszystko jak wróbelek czy inny irytujący ptak.
— Słyszałem o towarzystwie Małej Róży. Może mogłabyś mi powiedzieć, kto do niej należy? — spytał.
Borówka zmrużyła oczy. Spojrzała raz na niego, a raz na piszczkę u jego łap.
— To najpierw daj mi jedzenie.
Mógłby zacząć nalegać, żeby to ona pierwsza zaczęła mówić, ale nie chciał jej zniechęcić. Podał jej zwierzynę, mając nadzieję, że go nie oszuka. Ta od razu zaczęła wsuwać, jakby w ogóle zapomniała o jego obecności.
— Wciąż tu jestem.
Ta spojrzała się na niego, jakby w jej czymś przeszkodził i przewróciła oczami.
— Dobra. Do grupy Małej Róży należę ja, Chabrowy Szept i Modliszkowy Skok.
Wszyscy przodkowie z góry mogliby potwierdzić, że cud tylko sprawił, że Omen powstrzymał się przed rzuceniem się jej na gardło. Nie dowiedział się niczego nowego. Znał już każdego z tych członków, zdradziła mu to wcześniej Papla.
— A dlaczego nie lubicie kocurów?
— Mała Róża twierdzi, że kocury mają zawyżone prawa i dyskryminują kotki, które są sprowadzane do tych gorszych i słabszych. Nienawidzi kocurów i jest przekonana, że nie są tak godni jak kocice. Zresztą, chyba domyślasz się tego po tym, jaka jest dla kotek, a jaka dla kocurów, prawda? No, poza tym nie lubi się spoufalać z kocurami, więc nawet nie wiem, co Chaber tam robi. Ale tak czy tak... czas kotek nadchodzi. — miauknęła i błyskawicznie ugryzła się w język.
Podniósł brew. Jak pierwsza część jej wypowiedzi była oczywista i zaczynała go już nudzić, tak jej ostatnie słowa przywróciły go do baczności. "Czas kotek nadchodzi".
Co miała przez to na myśli?
Rzucił jej krótkie spojrzenie, ale nie mógł się rozproszyć tą informacją. Pytał dalej.
— Więc?... Jakie macie plany? — kontynuował.
Borówkowy Krzew rzuciła mu tylko nieufne spojrzenie i zmrużyła oczy.
— Nie interesuj się tym. — miauknęła, po czym zajęła się konsumpcją posiłku.
Miał ochotę ją spoliczkować, ale powstrzymał swoje zapędy i tylko zadrgał koniuszkiem ogona.
— To może powiesz mi, gdzie się zgromadzacie?
— Oczywiście. — rzuciła bez chwili zawahania. Ten już podniósł wzrok, ale kotka zdążyła dokończyć swoją wypowiedź. — Jeśli przyniesiesz mi więcej jedzenia.
Po czym jedynie oblizała wargi, dogryzając kości swojej zwierzyny.
— Zrobię to.
To musiało ją uszczęśliwić, bo się uśmiechnęła. Wstała i odwróciła się, pozostawiając go samego.
Przykucnął. Oblizał wargi i wyskoczył, wbijając pazury w najgrubszą wiewiórkę, jaką udało mu się wytropić. Dyszał i już się zmęczył, a łapy odmawiały mu posłuszeństwa, jednak czego się nie robi dla dawki informacji? Zawrócił się, odnosząc już trzecią wiewiórkę pod łapy Borówkowego Krzewu. Rzucił jej spojrzenie spode łba, w którym tkwił wręcz ukryty przekaz, żeby lepiej powiedziała, co miała powiedzieć. Tyle to nie żarło nawet kocię.
— Przyniosłem ci jedzenie, więc dotrzymaj swojej części umowy.
Borówkowy Krzew tylko spojrzała się na jego wiewiórkę, a później na dwie pozostałe piszczki, jakie jej upolował. I jedyne co zrobiła, to zaczęła jeść, bruzgając się szkarłatną krwią. Otworzył lekko pysk, zniesmaczony, ale Borówka nawet nie przejęła się, że wciąż przy niej jest.
— Dostanę swoje informacje?
— Za tyle zwierzyny? — siostra Małej Róży parsknęła. — Nic ci nie powiem za trzy piszczki. Przynieś więcej.
Mroczny Omen wysunął pazury, ale schował je błyskawicznie, próbując się opanować. Co za nadęta ropucha! Specjalnie przegrzebywał dla niej cały ten cholerny teren, żeby przynieść jej te trzy idiotyczne truchła... Idiotka! I myślała, że on się tak da oszukać? Kretynka. Nie będzie specjalnie dla niej latał przez pół terytorii.
— Prosiłaś o więcej jedzenia, masz więcej jedzenia. Więc czego oczekujesz? — miauknął, zachowując spokojny i przyzwoity ton.
— Nie mówiłam , ile dokładnie chcę, a to jest za mało.
— Mam specjalnie dla ciebie szwendać się po lasach? — prychnął. Polizał sierść na piersi, żeby wygładzić futro. Nie chciał się denerwować. Nie chciał tracić dla niej nerwów. — Wybacz, Borówkowy Krzewie, ale las nie obfituje w aż tyle zwierzyny, żebym miał ci ją przynieść.
— Cóż, twoja strata. Nic się nie dowiesz.
Zmrużył oczy. Jak mógł się dać oszukać temu lisiemu łajnu? Idiotka zaraz wyżre całą zwierzynę z lasu. Ale musiał spełnić jej prośbę, jeśli chciał się więcej dowiedzieć. I oby było warto.
Jedynie skinął spokojnie głową i odwrócił się, z tyłu głowy pragnąc jej przywalić. Sam na pewno z tym nie da rady.
— Niczego nie obiecuję, ale może uda mi się przynieść tobie tyle zwierzyny, ile chcesz. — miauknął, ale sam wątpił w swoje słowa, czego po sobie nie pokazał.
***
Zbliżał się już zmierzch, gdy ruszał w kierunku legowiska Jastrzębiej Gwiazdy. Próbował pytać się jeszcze Chabra, jednak ten nie odpowiedział na jego pytanie i nie chciał mu nic zdradzić. Póki co jego jednym źródłem informacji mogła być Borówka - od Papli wyciągnął wszystko, co wiedziała. Niedaleko odpoczywała Wiśniowy Świt i skinęła mu głową, gdy przechodził obok niej, krótko dając znać, że Jastrząb jest w środku.
— Witaj, Jastrzębia Gwiazdo. — miauknął w wejściu. — Dowiedziałem się sporo rzeczy o stowarzyszeniu Małej Róży.
Gdy tylko zobaczył skinięcie głowy mentora, wszedł do środka i usiadł, oplatając łapy ogonem.
— Do grupy Małej Róży należy Borówkowy Krzew, Modliszkowy Skok i Chabrowy Szept. Dowiedziałem się też, że Papla musi mieć z nimi jakiś kontakt, bo sporo o nich wie. Wiem też, że Mała Róża próbowała przekabacić na swoją stronę Motyli Trzepot, chociaż jej to nie wyszło. Przekupiłem Borówkowy Krzew za jedzenie i zdradziła mi... Dość oczywiste przekonania Małej Róży, ale nie zdążyła ugryźć się w język. Stwierdziła, że "czas kotek nadchodzi". — zameldował. Zdanie Borówkowego Krzewu można interpretować na różne sposoby, jednak przy zapędach Małej Róży...
Obawiał się, że uciszenie ich nie będzie tak łatwe, jak uciszenie Gepardziej Cętki. Jego śmierć można było usprawiedliwić starością, ale gdyby nagle zginęła cała grupa młodych, zdrowych kotów? To zdecydowanie byłoby zbyt podejrzane. Podejrzewał, że Jastrzębia Gwiazda nie zdecyduje się na taki krok, ale kto wie? Ciężko było to przewidzieć.
<Jastrząb?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz