Przeciskał się między zgromadzonymi kotami. Wszechobecny, metaliczny zapach krwi wywoływał w nim dreszcze. Ogon drgał na dźwięk każdego szeptu, unoszącego się wśród członków klanu.
Co się stało? Czemu nikt nie chciał udzielić mu odpowiedzi? Dlaczego każdy posyłał mu pełne współczucia spojrzenia? Takie same, jak kiedyś rzucali Kuklikowi. Ale Agrest przecież nie stracił całej rodziny.
Schylił się, by wyjść na sam początek tłumu. Nieomal udało mu się dostrzec, wokół czego inni się zebrali, kiedy czyjaś łapa zasłoniła mu cały widok. Najeżył się. Dlaczego nie… Przerwał swoje myśli, czując nagłe ciepło, wtulające się w jego bok. Obrócił się i niemalże sapnął z zaskoczenia. Gronostaj? Brat cicho łkał, kurczowo trzymając się jego futra. Co…
Momentalnie skierował wzrok na kocura po swojej drugiej stronie.
— O co chodzi? Co się stało?
— Drewno… nie żyje — wyszeptał Komar.
Co?
Nie.
Z sykiem odepchnął niebieską łapę i ominął wojownika, zostawiając brata w tyle. Uwolniony spod kontroli, od razu pożałował swojej decyzji. Całe jego ciało znieruchomiało.
Głowa. Głowa Drewna. Oderwana od reszty ciała. Szkarłatna ciecz sącząca się z jej szyi. Zielone ślepia patrzące wprost na niego. Niegdyś wiecznie owładnięte gniewem, teraz wypełnione czystym przerażeniem.
Cofnął się, jak gdyby został porażony. Nie. To nie mogło się wydarzyć. To nie było prawdziwe.
Odwrócił się, chcąc spojrzeć na Gronostaja. Brat zawsze przechwalający się swoimi osiągnięciami, teraz leżał skulony i ronił łzy we własne łapy. Nie. To nie był on. Po prostu nie mógł być.
To wszystko… to tylko zły sen. Tak. Koszmar. Zwykły koszmar. W rzeczywistości nigdy nie miały miejsca takie sytuacje. Nie podczas jego życia.
Skoro to sen, jedyne co musiał zrobić, to się obudzić. Zmarszczył brwi w skupieniu.
Obudź się. Obudź się. Obudź się.
Nic się nie wydarzyło. Nadal tkwił w tym samym miejscu.
Obudź się. Obudź się. Obudź się.
Wciąż bez zmian. Zacisnął zęby. Jeśli ten sposób nie zadziałał, wypróbuje inny. Może na początku powinien poszukać czegoś w stylu portalu? Przejścia pomiędzy światem realnym, a snów? Tak, to miało sens. Znajdzie je i wtedy wszystko się skończy.
Przepychał się przez chmarę futer, nie dbając, czy przypadkiem kogoś nie potrąci. Serce łomotało mu w klatce piersiowej. Tak bardzo chciał stąd uciec.
Przystanął na chwilę, gdy wydostał się z tłumu. Gdzie najlepiej powinien pójść? Legowisko uczniów wydawało się najrozsądniejszą opcją. To tam zasypiał, tam śnił i tam się budził.
Wpadł do niego, dysząc, jakby właśnie obiegł cały las. Rozejrzał się w poszukiwaniu jakiegokolwiek elementu, niepasującego do rzeczywistości. Nic. Wszystko pozostawało na swoim miejscu. Zadrżał od wzrastającej w nim paniki. A co jeśli nie znajdzie wyjścia? Co, jeśli tak naprawdę nie ma stąd wyjścia? Utknie tutaj na zawsze. Już nigdy się nie obudzi.
Potrząsnął głową. To dopiero pierwsze miejsce, do którego wszedł. Nawet jeżeli mu się nie uda, nie ma powodu do zmartwień. Musi tylko poczekać, aż ktoś lub coś ze świata realnego wyrwie go z tego koszmaru. Nie mógł przecież zasnąć na wieki.
W następnej kolejności udał się do legowiska medyków. To tam znajdowały się wszelakie substancje na sen.
W połowie drogi musiał się zatrzymać, by złapać oddech. Naraz poczuł się tak bardzo osłabiony. Miał wrażenie, że lekki podmuch wiatru zdołałby go przewrócić. Wszystko wokół zaczęło wirować. Czy to on się obracał, czy ziemia wokół niego? Zupełnie stracił kontrolę nad łapami. Osunął się na trawę, myśląc tylko o jednym.
Wydostać się. Musiał się stąd wydostać.
[5% przyznane]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz