— Twoje rodzeństwo bardzo opóźnia się z treningiem. — miauknął w końcu Jastrzębia Gwiazda. — Pomyślałem, że możesz wiedzieć, czym to jest spowodowane.
Mroczny Omen miał ochotę prychnąć z pogardą. Więc jego rodzeństwo jest do tego stopnia bezużyteczne, że aż Jastrzębia Gwiazda musi zaprosić go na spacer, by to przegadać?
Zastanawiał się, na ile mógł zaufać mentorowi i jego bystrym oczom.
— Moje rodzeństwo nie należy do szczególnie umiejętnych — miauknął w odpowiedzi van. — Czasami zdarza mi się z nimi rozmawiać. Większość z nich woli dłużej leżeć w legowisku, niż trenować. Są też dość wrażliwi. To też może być powód, dla którego ociągają się ze szkoleniem. Wielokrotnie im mówiłem, żeby wzięli się w garść, ale widocznie nie posłuchali.
— Rozumiem. Mam jednak nadzieję, że wezmą się do pracy. Inaczej będę musiał wyciągnąć konsekwencje.
— Tak, Jastrzębia Gwiazdo — odparł kocur. Koniuszek jego ogona drgał na wietrze. — Przekażę im to.
* * *
— Mroczny Omenie, podejdź no tu — zawołał go jakiś czas później dawny mentor. Lider chrząknął, gdy van do niego podszedł. — Niedawno wrócił patrol.
Natknęli się na Dwunożnych. Nadal nie wiemy, gdzie jest ich obóz, dlatego znajdź ich i ich szpieguj. Cokolwiek wyda ci się podejrzane, zapamiętaj i mi zamelduj. Uważaj na siebie.
Mroczny Omen kiwnął głową.
— Tak jest, Jastrzębia Gwiazdo. — rzucił i odwrócił się, by wykonać polecenie.
Opuścił jaskinię. Uderzył w niego dość silny wiatr. Kocur zacisnął szczęki. To nie było przyjemne. Wytrzymanie w takich okolicznościach też nie należało do najłatwiejszych, zważając na to, że przez to co zaszło w Klanie Wilka, nie był syty. Mógłby nawet powiedzieć, że był osłabiony.
Jakiś czas od opuszczenia azylu, w jakim ukryły się przed Dwunożnymi i dzikami koty, dostrzegł wysokiego, umięśnionego Dwunożnego trzymającego w dłoni duży, podłużny, ciemny patyk, z którego wydobywał się skrzekot.
Wojownik przysiadł do ziemi i zaczął się skradać, śledząc Dwunogiego. Ten nawet nie zauważył. Mrok prychnął. Dwunożni byli tępi jak but. Idioci. Tylko siła ich chroniła.
Dwunożny zaprowadził go do swojego obozu. Ku zdumieniu vana, oprócz niego w obozowisku nikogo innego nie było.
Śledzenie szło mu dobrze. Ruszał cicho za Dwunożnym, śledząc każdy jego krok i zapach.
Do czasu, aż nie przyszło mu przeczołgiwać się przez gąszcz wysokich traw. Mroczny Omen był zirytowany i sfrustrowany, gdy po wyjściu z gęstych traw stracił Dwunożnego z oczu. Pieprzony Dwunożny. Był już blisko. Mógł być o krok od znalezienia siedliska Dwunożnych.
Szedł tak daleko, unikając kurczowo wykrycia, że Dwunożny znikł gdzieś za horyzontem.
Kocur zaweszyl chwilę w powietrzu i wszedł w krzaki, w których znikł Dwunożny, co poskutkowało wbiciem się kolczastych krzewów w jego futro. Syknął z bólu. No co jest, bogowie? Już go opuścili?
Nie chciał jednak się poddawać. Próbował odnaleźć zgubiony trop Dwunożnego, jednak na marne. Usłyszał szelest i ciężkie kroki. Położył uszy, uświadamiając sobie, że w jego kierunku idzie czterech Dwunożnych. Wszyscy uzbrojeni.
Kocur próbował uciec, jednak na marne. Natłok zapachów do tego stopnia go zmylił, że wpadł pod nogi jakiemuś Dwunożnemu. Cholera. Musiał się z tego jakoś wykaraskać.
Krzyknął z bólu i zaskoczenia, gdy szorstkie, chłodne dłonie Dwunożnego złapały go i podniosły. Po uderzeniu serca stracił grunt pod łapami. Syknął, próbował wiercić się i wyrywać.
Zaatakował. Wbił zęby w skórę Dwunożnego i wysunął pazury, wymachując na oślep łapami. Gryzł, drapał, wił się wściekłe, aż Dwunożny puścił go i schował się za swoim stadem, z całymi podrapanymi rękami, z których ciekła powoli krew. Wykorzystując okazję, próbował uciec, jednak drogę zagrodził mu kolejny Dwunożny.
Dwunożny zacisnął spust. Huk rozległ się wokół, a źrenice niebieskookiego zmniejszyły się do rozmiaru ziarenka piasku, osłupiałe przez głośny odgłos. Kula przeleciała mu nad barkiem. Poczuł piekący ból i krew tryskającą z jego ciała. Kula nie zrobiła mu większej krzywdy. Ledwo go drasnęła przy tym, co byłaby w stanie z nim zrobić. Dzięki bogom.
Próbował się wymknąć, ale znowu kolejny Dwunog zatarasował mu drogę ucieczki. Szykowała się kolejna tura. Był już wyczerpany i zmęczony tą nierówną walką. Kot nie miał niemal żadnych szans ze stworzeniami takimi, jak Dwunożni. Musiał wytrzymać. Musiał. Musiał wrócić żywy i pokazać tym dwunożnym idiotom, kto tu rządzi. Mimo, że jego łapy odmawiały posłuszeństwa.
Dwunożny próbował go zranić, ale schybił. Kocur wykorzystał to i rzucił się do ucieczki. Dwunożni pędzili za nim, ale odpuścili, widząc, że był szybszy. Mroczny Omen zacisnął zęby. Rana postrzałowa cholernie piekła.
* * *
Wrócił do obozu zmęczony, poraniony, sfrustrowany i wściekły na to, że nie udało mu się odnaleźć siedliska Dwunożnych. Syknął z bólu, gdy rana na jego barku zapiekła mocniej.
— Ci Dwunożni stają się irytujący — miauknął zirytowany Jastrzębia Gwiazda, gdy Mroczny Omen wrócił, zdając mu raport z tego, jak poszła misja. — Dobrze, że cię nie zabili. Musimy im pokazać kto tu rządzi. Jeszcze Klan Wilka nie poddał się całkowicie. Idź do medyków się kurować. Dwunożni zapłacą za to wszystko.
*
Zacisnął szczęki, gdy Deszczowa Chmura opatrywał jego ranę.
— Miałeś szczęście. — stwierdził asystent medyka.
— Najwidoczniej — mruknął Mroczny Omen, krzywiąc się za każdym razem, gdy rana zaczynała go natarczywie piec. Przeklęci Dwunożni.
Odwrócił głowę, gdy zauważył Jastrzębią Gwiazdę, idącego w ich kierunku.
<Jastrząb?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz