Gdy klan obiegła wiadomość o śmierci Orlikowego Szeptu i jego ukochanego, Narcyzowego Pyłu, zastępczyni musiała zaszyć się chwilę w cieniu i przyjąć do świadomości wieść o śmierci kiedyśnego zastępcy Piaskowej Gwiazdy - a także jej dziadka, ojca Niebiańskiego Kwiatu i Świerszczowego Skoku.
Była zła na to, że koty musiały opuszczać ten świat. Ona sama nie była już taka młoda, jak kiedyś. I żałowała, że cała młodość przeminęła jej przed nosem za panowania Piaskowej Gwiazdy. Pieprzona, fałszywa, zdradziecka idiotka.
Czarna wyszła z obozu, by się przewietrzyć. Niedługo i tak musiała zabrać Zwęgloną Łapę na trening. Właśnie. Zwęglona Łapa. Czarna nie mogła znać odpowiedzi na pytanie, ile łączyło go z jej mentorem, ale wierzyła całym sercem, że to on. Jak mogłaby przyrzec, że nie rozumiała Gwiezdnych Umarlaków i ich podejścia do życia, tak była im wdzięczna za zesłanie Węgielka.
— Uważaj. Kamienna Agonia idzie — usłyszała niezadowolony odgłos z pyska Bladego Zmierzchu. — Pewnie znowu ma zły dzień.
— Jej zły dzień trwa zawsze. Pewnie nawet po śmierci będzie się darła — prychnęła Szczypiorkowa Łodyga i podniosła uszy, gdy zastępczyni po prostu przeszła obok dwóch kotek i reszty wracającego do obozu patrolu, czując, jak pod futrem trzęsie się i buzuje.
Nie miała zbyt dobrej reputacji w klanie, to fakt. Musiała się opanować. Chociaż furia i złość narastała w jej sercu coraz to silniej, gdy słyszała, jak Szczypiorkowa Łodyga tylko czeka, by sprowokować ją do wybuchu wściekłości. Nie powinna sobie na to pozwalać. Mimo wszystko, czarna wiedziała, że Zajęcza Gwiazda miał rację. Jej ego trochę spadło od czasów porządnego kopa w dupę od Piaskowej Gwiazdy. Od piekła, które zgotowała jej i jej rodzinie.
— Tak po prostu przeszłaś? I co, nie naplujesz mi w twarz ani nic? — miauknęła Szczypior, a widząc jak czarna wysuwa i wsuwa nerwowo pazury, uśmiechnęła się sardonicznie.
— Nie mam powodu... by się denerwować — zielonooka przełknęła z trudem te słowa.
Tępa szuja. Idiotyczna marionetka Piaskowej Gwiazdy.
Zostawiła patrol za sobą. Gdy się odwracała, widziała tylko ten uśmiech dawnej uczennicy Piaskowej Gwiazdy. Jak gdyby liczyła, że czarna rzuci jej się na pysk.
Już wystarczyło, że Jastrzębia Gwiazda doprowadzał ją do szału.
***
Wracała z królikiem w pysku i ociekającą z jej brody krwią. Gdy dostrzegła brata podeszła do niego. Był trochę przygnębiony i mu się nie dziwiła. Najpierw matka, potem ojciec, a teraz, do cholery, dziadek?
Przynajmniej mu przodkowie raczyli dać normalną śmierć, a nie popierdolone morderstwo czy publiczną egzekucję.
Walić starość. Walić śmierć ze starości. Była wściekła, że w ogóle istniało coś takiego. Po co koty umierały, skoro równie dobrze mogłyby żyć wiecznie, dopóki coś ich nie zabije?
Próby zozumienia tego wprawiły ją w tylko większą dezorientację.
— Powinniśmy chyba odwiedzić Niebiański Kwiat. Pewnie jest zrozpaczona po śmierci Orliczka — mruknął Gliniane Ucho.
— Pewnie? Raczej z pewnością — syknęła cicho zielonooka.
Kotka nie chciała sobie nawet wyobrażać śmierci Nieba. Ona też nie była już taka młoda. Czarna nie chciała, by zginęła. Nie, gdy czekało ich jeszcze tyle chwil. Kamienna Agonia liczyła, że cioci uda się dożyć do końca kadencji Zajęczej Gwiazdy.
— Mam nadzieję, że Niebo jeszcze długo z nami zostanie — mruknęła w końcu, gdy rodzeństwo szło w kierunku liliowej.
— Ja też.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz