Pora zielonych liści nawet na moment nie łagodniała aby ulżyć udręczonym drakońskimi upałami kotom. Złota Łapa miał wrażenie, że wszystko idzie wręcz na opak - gorąc tylko przybrał na sile odbierając jakiekolwiek chęci do treningu, polowań czy też życia.
Dlatego jakimś cholernym cudem ubłagał Rudzikowy Śpiew na dzień wolnego. Rudy kocur zawsze był dla niego dobry, sam uczeń nigdy nie doświadczył z jego strony ostrej reakcji na cokolwiek a jednak... było mu głupio prosić o dzień przerwy. Wiedział, że wiek maksymalny ucznia zbliżał się wielkimi krokami, jednak nic na to nie umiał poradzić, że kilka rzeczy zwyczajnie mu nie szło...
Poza tym, gorąc był tylko jednym z powodów, dla którego poszedł z taką prośbą do mentora, do tego tym mniejszym.
Cynamonowe futro przemknęło przez obóz starając się być wręcz niewidzialnym. Kocur kulił uszy za każdym razem gdy słyszał szepty na swój temat czy też widział jak niektóre koty mamrocząc coś między sobą, wskazują na niego łapą.
Uspokoił się dopiero, gdy nalazł się na drugim brzegu rzeki, bezpiecznie daleko od reszty członków klanu nocy. Cóż... tak przynajmniej myślał.
Zamroczyło go, gdy oberwał kamieniem w głowę.
Znajomy zapach dotarł do jego nosa.
— B-bażancia Łapa? — miauknął, obserwując wyłaniającego się kocura zza trzciny, tuż za nim podążyła Popielaty Świt wraz ze Stokrotkową Łapą. Napięta atmosfera dała mu się we znaki, czuł, że coś jest nie tak i zaraz stanie się coś niedobrego.
— Nie, sam cholerny, święty klan gwiazdy — odwarknął, odsłaniając kły — I Bażancie Futro, jak już, nie każdy jest takim cielęciem jak ty.
— Zbożowa Gwiazda powinna się ciebie pozbyć, ciebie i pozostałych morderców.
Stokrotka, którą zawsze kojarzył jako dobrą i miłą kotkę teraz wyglądała tak, jakby miała rzucić mu się do gardła i rozszarpać.
Przełknął ślinę, cofając się.
— Patrzcie tylko, takie wielkie bydle a się nas boi — Złoty skulił uszy, słysząc raniące słowa Bażanta. Przecież... przecież on nic im nie zrobił! Nic a nic, dlaczego więc tak się do niego odnosili? Jakby zabił im kogoś bliskiego...
Zamarł na kilkanaście uderzeń serca, nie potrafiąc nawet obronić się, kiedy starszy kocur uderzył go z całej siły w łeb, rozcinając brew oraz ucho.
Obwiniali go za czyny Puszystego Futra.
Oni i reszta klanu nigdy mu tego nie zapomną.
Kotka już raz zabiła, więc czy... czy on będzie taki sam?
Zachłysnął się własną śliną, kiedy zęby Stokrotki zacisnęły się na jego ogonie, szarpiąc go. Nie był w stanie słuchać bolesnych słów Bażanta, które były tylko i wyłącznie potwierdzeniem tego, kim był - mordercą. Kulił się więc, osłaniając pysk oraz brzuch. Zdołał jedynie rzucić błagalne spojrzenie Popielatemu Świtowi, która to jedynie zmarszczyła brwi, odwracając głowę w drugą stronę. Kotka stała w bezruchu przez dobrą chwilę, jednak drgnęła na ostre warknięcie kocura.
Złota Łapa czuł, jak całe ciało pali go od ran zadanych przez trójkę kotów, mimo, że w większości były to tworzące się dopiero siniaki. Najbardziej jednak bolało go to, jak go postrzegają. Zbożowa Gwiazda faktycznie powinna go wygnać.
Pokręcił łbem, próbując wyrwać się z tej patowej sytuacji. Znowu jednak oberwał z całej siły, tym razem jednak w kręgosłup.
Coś chrupnęło a Złoty wydał z siebie przeraźliwy krzyk konającego zwierzęcia, który spłoszył napastników.
Tylne łapy odmawiały mu posłuszeństwa, nie miał nawet siły aby przeczołgać się w jakieś inne miejsce. Każde draśnięcie czy uderzenie bolało go tysiąckroć bardziej niż normalnie a kapiąca z poranionego pyska krew przysłaniała mu widok.
Nie mając siły po prostu leżał i czekał, sam nie wiedział jednak czy na ratunek, czy pomoc.
Pojawienie się Wrzoścowego Cienia rozwiało wszelkie wątpliwości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz