Kocurek zmarszczył nos skonsternowany, nie miał zielonego pojęcia co ma opowiedzieć starszemu, dlatego też poczuł się tak potwornie głupio. Poruszył swoim puchatym ogonkiem, ściągając brwi. Jesionowy Wicher opowiedział mu taką cudowną historię a on taki szajs odwala... na przodków...
Postanowił jednak opowiedzieć o jednym ze swoich treningów dodając do tego ociupinkę pikanterii i właśnie w taki sposób podczas swojego treningu stoczył walkę z dwunogami, którą wygrał oraz wyrwał skradzioną piszczkę z paszczy niedźwiedzia.
Oczywiście Jesionowy Wicher kiwał twierdząco głową, wybitnie wręcz udając, że jest okropnie zaskoczony takim obrotem spraw w historii Złotej Łapy.
Wkrótce jednak kocurek musiał uciekać do swoich dalszych obowiązków, jednym z nich był właśnie patrol wieczorny w towarzystwie Pędzącej Łapy oraz samego zastępcy, którego jeszcze nie tak dawno temu próbował wyrwać na kasztana.
* * *
Z każdym wschodem słońca polowanie szło mu coraz lepiej! Był z siebie niesamowicie dumny, szczególnie, kiedy słuchał pochwał od swojego ukochanego mentora - Rudzikowego Śpiewu. Wtedy był praktycznie wniebowzięty a jego ego rosło i rosło jak na drożdżach.
Niosąc w pysku upolowaną srokę wpadł do obozu, rzucając niedbale piszczkę na stos ze zwierzyną a następnie niczym huragan wparował do legowiska starszych tylko... nie zastał tam czekoladowego kocura i jego partnerki.
Ogon cynamona opadł na ziemię, zaś on sam skulił swoje uszy.
Dopiero teraz poczuł dziwnie smętną atmosferę oraz praktycznie opustoszały osób. Nie wiedząc co się dzieje - wyszedł przed legowisko starszych uważnie nasłuchując.
Chrzęst pazurów wbijających się w chropowatą korę drzewa wyrwał go z transu. Zbożowa Gwiazda wkroczyła do obozu ze spuszczoną kitą a wraz za nią powłóczyli się kolejni wojownicy.
Złota Łapa przemknął między nimi, by dotrzeć do miejsca, z którego wracali. Po drodze słyszał krótkie wymiany zdań między kotami a w jego ślepiach zbierały się łzy.
Jesionowy Wicher odszedł.
Zebrawszy po drodze kilka kwiatków nareszcie dotarł nad grób kocura, gdzie siedziała jeszcze jego najbliższa rodzina. Cichutko podszedł do kopczyka piasku, układając na nim trzymane w pyszczku roślinki.
— Dziękuję panie Jesionku — szepnął, przysiadając niedaleko by oddać szacunek zmarłemu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz