Kotka czuła, jak futro jej drży. Czuła pewną bliskość z przodkami. Jednoczesną ekscytację, ale i pewien rodzaj strachu, który sprawiał, że jej serce biło szybciej, a ciało drżało. Tak długo czekała na ten moment, tak długo wyczekiwała swojego mianowania, które pozwoli jej poznać tajemnice Klanu Gwiazdy i zostać łącznikiem między mityczną krainą umarłych przodków, a pełną cierpienia, bólu, ale też i szczęścia i radości krainą kotów, które jeszcze nie umarły - a to wszystko u boku Jeżowej Ścieżki. Pewne przywiązanie do mentora kazało jej utrzymać go jak najdłużej przy życiu. Robić wszystko, by oboje dożyli szczęśliwej starości. A jednocześnie, wiedziała, że to nie jest możliwe. Mimo to, kotka kochała mentora, był jej najlepszym przyjacielem i dobrym, mądrym doradcą.
- Przysięgam, Jeżowa Ścieżko - Miauknęła Wiśniowa Łapa drżącym, ale jednak przelewającym się pewnością i spokojem tej decyzji głosem.
- Zatem mocą Klanu Gwiazdy nadaje ci imię medyka. Wiśniowa Łapo, od tej pory będziesz znana jako Wiśniowa Iskra. Klan Gwiazdy docenia twój spokój i oddanie, oraz wita cię jako pełnoprawnego medyka Klanu Burzy.
Wiśniowa Iskra. Jej oczy błysnęły, gdy usłyszała to imię. Spojrzała się w kierunku Jeżowej Ścieżki, a on tylko skinął głową. Kotka zbliżyła się do świętego Kamienia i przymknęła oczy, gdy czubek jego nosa zetknął się z zimną nawierzchnią skałki. Zadrżała, przerażona i zafascynowana bliskością do świętych przodków. Jeżowa Ścieżka ułożył się obok niej, powtarzając jej ruchy. Położył swój ogon na ogonie uczennicy, a właściwie - medyczki, chcąc wesprzeć ją, gdy oboje już zasną.
Szylkretowa kotka zamknęła oczy, poddając się błogiemu nastrojowi snu. Nie wiedziała, co ją czeka. Czy przodkowie ześlą jej święty sen, czy może po zaśnięciu ukaże się jej nicość, a żadnego snu nie będzie? Bała się w głębi serca, mimo, iż starała się zachować spokój i szacunek należny Klanowi Gwiazdy.
Jej futro niespokojnie się zjeżyło. Jeżowa Ścieżka musiał to zauważyć, jednak skinięciem głowy nakazał jej milczenie. Wiśnia starała się uspokoić, jednak bała się, że sen w ogóle nie nadejdzie. Nie chciała tego. I tak została mianowana nie dość, że przez tyrankę - to jeszcze, łamiąc kodeks medyka i manując ją o wiele zbyt wcześnie, niż powinna.
Może przodkowie uznali, że ktoś, kto stał się uczennicą medyka w ten sposób nie zasługuje na sen. Nie zasługuje na mianowanie i na ich uwagę. Może powinna wybrać drogę wojownika.
Czekała, stając się bardziej niespokojna z każdym uderzeniem serca. Jeżowa Ścieżka pogrążył się już we śnie, a ona, z pyskiem dotykającym chłodnego kamienia, nie potrafiła w niego zajść.
Dopiero teraz kotka zmusiła się do spokoju i ponownie przymknęła ślipia. Chciała, by tylko spokój pozostał w jej sercu. To było jej mianowanie.
* * *
Widziała znajomą polanę, której otwarta przestrzeń byłaby wręcz przytłaczająca, gdyby kotka się na niej znalazła. Niebo przerywały pojedyncze gwiazdy rozłożone w różnych miejscach na ciemnym sklepieniu, chociaż mimo to wspomniana polana wydawała się dość jasna. Oświetlona blaskiem gwiazd, który zawsze świecił jaśniej w nocy; dobrze pamiętała taki widok ze swojego pierwszego i jedynego zgromadzenia, albo w nocy w obozie, gdy przygotowywała się do snu. Choć przez wiele uderzeń serca pusta sceneria błoni nie zmieniała się, w końcu rozległ się głośny skowyt.
Na polanę gwałtownie wbiegła cała wataha wilków. Szare łapy niebezpiecznych stworzeń wydawały huk za każdym razem, gdy uderzały w trawiastą powierzchnię leśnej łąki. Odgłosy dobiegające z wilczych pysków i biegnących łap wzbudziły kamienną lawinę, która na początku wydawała się pozornie mała, a po paru niewielkich kamyczkach zsuwających się po stromych skałach, zsuwać zaczęły się też i większe odłamki, tocząc się wprost na otwartą polanę i stworzycieli zamieszania.
Powietrze znów przeciął głośny wilczy skowyt, łącząc się z hukiem skał i tupotem łap. Skalne odłamki odrywające się od zbocza niemal toczyły się do łap wielkich psów. Parę z nich zostało zgniecionych, a wtórowało temu kolejne, bardziej zdesperowane, głośne i długie wycie, po pewnym czasie nabrzmiewające podwójnym echem, gdy cała gromada stworzeń dołączyła do swoich poprzedników.
* * *
Wiśniowa Iskra wzięła gwałtowny wdech, gdy obudziła się, mentalnie wciąż widząc polanę ze snu. Spojrzała się niepewnie w prawo i uspokoiła, widząc mentora, który już wybudził się ze snu. Ich ogony wciąż były splecione. Wciąż czuła otuchę i troskę płynącą od mentora. Zastąpił jej ojca, którego nigdy nie miała okazji osobiście poznać. Wspierał ją.
Teraz była już pełnoprawną medyczką. Jednak otrzymanie tak ważnej posady wiązało się również z brzemieniem. Teraz może poznać tajemnice Klanu Gwiazdy, którymi ich przodkowie postanowili podzielić się z klanowymi szamanami.
Medyczka nie potrafiła otrzeźwieć. Nie potrafiła ponownie włączyć swojego umysłu i uświadomić mu, że wróciła. Wciąż czuła scenerię swojego snu, która za każdym razem, gdy zamykała powieki, powtarzała się - i tak w kółko.
Miała sen. A więc przodkowie jednak jej nie porzucili. Wciąż tu byli. Przyjęli ją do grona medyków.
Spojrzała się w oczy czekoladowego.
- Miałam sen - Wyszeptała. Jej serce biło jak szalone. - Miałam sen. - Powtórzyła.
Ulga ogarnęła całe jej ciało.
Tak się martwiła.
Klan Gwiazdy ją przyjął. Dał jej sen. Dał jej cudowny sen. Mogła być pewna, że wybranie ścieżki medyka było rozsądnym wyborem.
Ona kiedyś chciała być wojowniczką?
Nie wyobrażała sobie tego.
Urodziła się, by być następczynią Jeżowej Ścieżki. Klan traktował ją już jako medyczkę, mimo, iż dopiero teraz dostąpiła zaszczytu mianowania. Szkoliła się dłużej. Miała już trochę księżyców na karku. Wciąż była młoda, ale przez dwadzieścia trzy księżyce - dopiero teraz mogła poznać, jak to jest być pełnoprawną medyczką.
Na zewnątrz wciąż panowała ciemność, a niebo rozświetlały gwiazdy. Chociaż obóz był cichy o tej porze, ona czuła się szczęśliwsza i żywsza, niż nigdy dotąd.
Uśmiechnęła się do Jeżowej Ścieżki. Mentor odwzajemnił życzliwość.
- Musimy to uczcić, nie uważasz? - Miauknął i wstał, ogonem wskazując jej, by poszła z nim. Przynieśli sobie zające i ułożyli się obok legowiska medyka, wpatrując się w ciemne, gwieździste sklepienie, które było tak spokojne tej nocy. - Byłaś świetną uczennicą, Wisienko. Jestem dumny.
Kotka położyła się obok mentora i wzięła mały kęs zwierzyny. Nie była głodna. Była zbyt szczęśliwa, by czuć głód. Zbyt podekscytowana.
- Dziękuję, Jeżowa Ścieżko - Odparła, obdarzając mentora spokojnym i ciepłym spojrzeniem. Ciepłe spojrzenie u tej medyczki nie było powszechnym zjawiskiem. Ale czekoladowy na nie zasługiwał.
Na chwilę nastała cisza. Wiśniowa Iskra podniosła momentalnie wzrok.
- Jeżowa Ścieżko... - zaczęła spokojnie. - Dlaczego nadałeś mi imię Iskra?
<Jeżyku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz