Kolejny nowy dzień z życia młodego członka Klanu Klifu - Wiewiórki, zaczął się całkiem interesująco. Rudy kociak wraz ze swoją szylkretową siostrą - Kalinką, postanowili pobawić się w nic innego, jak Klan. Był to pomysł jego siostry, a Wiewiórka jej nigdy nie odmawia. Oczywiście, to nie była ich pierwsza zabawa, ale tak jak zwykle, to Kalinka była przywódczynią, a Wiewiórek był zastępcą. Reszta kociąt nigdy nie chciała się z nimi bawić - głównie przez to, że Kalinka ustalała zasady i za każdym razem to ona była Kalinkową Gwiazdą. Sam Wiewiór nazywany był podczas zabawy różnie, czasem to Wiewiórczy Ogon, albo Wiewiórcze Serce. Otóż tym razem, na drugi człon swojego imienia, kocurek wybrał sobie "Wiewiórczy Krok", aby jego imię brzmiało jak imię jego matki, Iskrzącego Kroku.
Kalinka przypadła do ziemi - Uważaj Wiewiórczy Kroku! Wrogowie z Klanu Nocy! - syknęła do brata i wijąc się po ziemi jak wąż, zaczęła iść w stronę Truskawka. Skoczyła na niego po chwili i zaczęła się szamotanina.
Ostatecznie Truskawek odskoczył - Przestań!! - krzyknął na Kalinkę - Nie bawię się z wami!! Jesteś jakaś dziwna! Mysi móżdżek! - splunął na nią i poszedł jak najdalej od nich, jeżąc sierść na grzbiecie.
Wiewiórka tylko odprowadził brata wzrokiem, a Kalinka zniesmaczona wypięła język - Niektórzy po prostu nie potrafią się bawić - stwierdziła - Chodź Wiewiórczy Kroku! Pójdziemy na zewnątrz, tam będzie o wiele mniej takich zrzęd! - powiedziała, po czym nawet nie czekając na odpowiedź brata, wyskoczyła ze żłobka, zajmując pozycję gdzieś przed nim.
Cętkowanemu kocurkowi oczywiście w żadnym stopniu, nigdy to nie przeszkadzało, w końcu to Kalinka zawsze decydowała o tym, co będą robić w każdy dzień, przez cały dzień, nigdy nie było sytuacji, że to on by decydował, więc nawet bez żadnego protestu, jakby taki już miał nastąpić, wyszedł od razu za nią.
Przed żłobkiem bawili się bardzo dużo czasu, co bardzo podobało się Wiewiórce, ponieważ zawsze trudno było mu opanować swoją wieczną energię przeszywającą go od łap do końcówek uszu, a dzisiejszy dzień spędził w ciągłym ruchu.
- - -
Kiedy w końcu po długim czasie zabawy, zbierali się z powrotem do żłobka, aby zapewne iść już spać, rudy wpadł na pewien wyjątkowo dobry pomysł. Zrobi swojej mamie prezent! Karmicielka na pewno się ucieszy. Doskoczył do jednej ze ścian obozu i zaczął przeszukiwać małe kamyczki, których było tam naprawdę sporo. Oglądał każdy z nich po kolei, patrząc, który jest najpiękniejszy z nich wszystkich. Wybrał jeden z nich - dość jasny, mógł stwierdzić, że praktycznie biały, z kształtem przypominającym kulkę mchu. Przecież każdy lubi kulki mchu. Zaczął go powolutku przesuwać w stronę żłobka, przed którym czekała jego siostra.
- Co ty robisz? - zapytała zaciekawiona Kalinka - Chcesz się tym bawić?? Oo chętnie zrzuciła bym to komuś na głowę, nikt się tego nie będzie spodziewać - stwierdziła
- Nie nie - od razu odpowiedział, niemal krzykiem Wiewiórka - To dla mamy!
Już bez zbędnych rozmów, kocięta wróciły do miejsca, w którym miały się pojawić kupę czasu temu.
Cętkowany ledwo, ale podniósł kamyk, który znalazł specjalnie dla mamy i podszedł do Iskrzącego Kroku, kładąc podarunek przy jej łapach, podnosząc łepek do góry i uśmiechając się do matki
- Proszę mamo! To dla ciebie! - powiedział dumny z siebie
<Iskrzący Krok?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz