Różnica była jednak taka, iż tamci sobie radzili. Wiedzieli, co kiedy powiedzieć i jak pokierować kimś niedoświadczonym, by ten zrozumiał temat. Rudzik momentami podejrzewał, że to on zawodzi i każde niepowodzenie cynamonowego przypisywał sobie jako winę. Zapewne nie powinien być wobec siebie aż tak surowy, nikt przy pierwszych treningach nie jest idealny. Mimo tej myśli nie mógł pozbyć się przeczucia, że inny wojownik z klanu lepiej poradziłby sobie na jego miejscu.
Rudy wierzył w młodzieńca bardziej, niż ktokolwiek inny byłby w stanie. Złota Łapa miał w sobie zapał do pracy i nie poddawał się, choć czasami wyglądał na bliskiego rozpaczy, gdy odnosił porażkę, szczególnie przy polowaniach. Musiał jednak dać sobie radę. Skoro taki Rudzik został mianowany, to on tym bardziej na to zasługuje.
Nawet teraz gdy uczeń skradał się w stronę innej myszy, widać było na jego mordce pełne zdeterminowanie, choć drżenie jego ciała zdradzało, że nie był pewny swych czynów.
Rudzikowy Śpiew przełknął ślinę, powstrzymując się od głośniejszego słowa otuchy. Lekko uchylił pysk, niemalże szeptem podpowiadając „teraz”. Skok jednak nie nastąpił, cynamonowy parł dalej w przód, przez co cętkowany miał ochotę zakryć łapą oczy, byleby nie widzieć kolejnej porażki jego wychowanka, która była tylko i wyłącznie błędem dorosłego wojownika.
Zaledwie na moment zmrużył ślepia, bo już po chwili usłyszał głośny pisk. Zdezorientowany zerwał się ze swojego miejsca i od razu zamarł w bezruchu, widząc miotającą się bezsilnie pod pazurami srebrnego mysz. Złoty stał nad nią dumnie, patrząc na rudego z iskierkami radości w błękitnych ślepiach.
- Widziałeś? - spytał niebieskooki, wciąż drżąc z ekscytacji.
- T-t-tak... - wymamrotał niemrawo w odpowiedzi, starając się ukryć własne niedowierzanie. Przecież nie wątpił w umiejętności swego wychowanka, to z niego był słaby nauczyciel, więc najwyraźniej w tym młodym duchu było więcej siły, niż się spodziewał. - J-ja... N-nie w-wiem, c-co p-powiedzieć. J-jestem d-dumny - mruknął, ale zdał sobie sprawę z tego, jak pesymistycznie zabrzmiał. Zachrypł na moment i wziął głębszy oddech, nim znów uchylił pysk. - J-jestem ogromnie dumny, t-to chyba szczęście od Klanu G-gwiazd, że zesłali m-mi t-takiego mądrego i szyb-bko u-uczącego się u-ucznia - dodał, odrobinę pewniej i optymistyczniej. Im więcej będzie się krzywił, tym gorsze samopoczucie wywoła u stojącego przed nim osobnika. A nie o to chodziło.
- Chodź - rzucił niespodziewanie, choć nie zabrzmiało to jak rozkaz. - Z-zaniesiesz t-to d-do s-stosu. N-nim d-dojdziemy d-do o-obozu, p-powiem c-ci trochę, o t-twoich b-błędach, d-d-dobrze? - wyjąkał, ale energiczne skinienie głową ucznia dodało mu pewności.
Ruszyli. Złota Łapa trzymał w pyszczku swą samodzielnie upolowaną piszczkę, a rudy wlókł się przy jego prawym boku, niemalże cicho mrucząc z zadowolenia z tego sukcesu.
- C-cieszę się, ż-że r-robisz p-postępy - zaczął ostrożnie, próbując podejść do tematu od jak najdelikatniejszej strony. - B-brakuje m-mi j-jednak w twoim s-stylu s-skradania w-większej... k-kontroli. U-udało ci się d-dzisiaj, ale n-na przyszłość, k-kiedy t-twoja o-ofiara r-ruszy, chociażby g-głową, skacz. J-jak cię zauważy, n-no to n-niestety ucieknie. A t-tak zwiększają c-ci się szansę na z-złapanie jej. - Uśmiechnął się, kończąc swoje krótkie pouczenie. - P-poza tym... N-naprawdę b-było dobrze.
<Złota Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz