BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

23 stycznia 2022

Od Plusk CD Bzu

Medyczka ponownie zmierzała do Klanu Burzy. Nie chciała tam iść. Mimo tego, że nikt jej tam nie wyzywał, nie atakował, to wciąż była zniesmaczona i przejęta wszystkimi krzywymi spojrzeniami na nią, w końcu dla nich była obcym kotem. Jeżowa Ścieżka i Wiśniowa Iskra byli miłymi osobnikami, ale czuła napięcie. Nie była jednym z nich. Bardzo chciała przestać chodzić na te treningi. Być może wyglądała na szczęśliwą i zadowoloną, nauczyła się udawać. Przytłoczenie towarzyszyło jej przy każdej czynności.
Do jej uszu dobiegł dźwięk kroków. Odwróciła głowę. To była Skowronek i... Bez.
- Ooo, Bzie? - zapytała z lekkim zająknięciem i sztucznym uśmiechem na pysku. - O, i Skowronku... czy wszystko w porządku?
- Yyy... chciałam iść polować z Bzem, ale wygląda na to, że źle się czuje. Mogłabyś zobaczyć, co mu dolega?
Skowronek. Fretka. Dzieci jej zmarłego przyjaciela, Raroga. Zostały osierocone. Nie mają ani mamy, ani taty. To było niesprawiedliwe i okrutne. Skowronek mogła tutaj nie przychodzić, nie przypominać. Nikt mógł za nią nie iść. Jeszcze Bez, przypominający o Niezapominajce. Wszystko łączyło się w jedną całość - zniszczenie przez dwunożnych. Jak mogła być wcześniej pieszczoszkiem i żyć z nimi?
- Tak, zaraz go zbadam. Dziękuje, że go przyprowadziłaś. - odpowiedziała.
Córka Raroga skinęła głową i wyminęła Plusk, wybiegając z tymczasowego obozowiska. Wówczas Bez, miał minę jakby miał się zaraz popłakać. Jakby królik ugryzł go w brzuch. Jakby miał się złamać na pół. Ruda zawirowała ogonem w powietrzu, pokazała kierunek do medycznego legowiska wojownikowi.

***

Van wierzgał się jak robak na nagrzanej powierzchni w medycznym legowisku. Uciskał się łapami w brzuch. Nic nie mówił, bo nie mógł. Mimo tego, że odczucia rudej co do niego były mieszane - smutek mieszał się ze złością, z tyłu przebiegało też to miłe uczucie, lecz było bardzo przytłumione i rozmyte - był współczłonkiem Owocowego Lasu, znajomym... musiała mu pomóc. Jednak pomóc kotu głuchemu było sporym wyzwaniem.
- To chyba zatrucie pokarmowe... musiał zjeść coś szkodliwego, jeszcze jest taki zgięty, uciska brzuch... podam mu wrotycz.
Kotka przeskoczyła do kąta, w którym trzymała medykamenty. Teraz wystarczyło jej znaleźć roślinę o małych, okrągłych żółtych kwiatach. Nie zajęło jej to zbyt wiele czasu, leżała między kilkoma patykami. Potrzebna rzecz szybko znalazła się w jej pyszczku. Chciała jak najszybciej podać ją niebieskiemu.
Wrotycz poturlany został pod nos pacjenta, a Plusk postukała w niego łapą, powąchała go tak, aby zrozumiał, co ma z nim zrobić.
Udało się.
Zjadł. Z kwaśną miną, ale zrobił to. Sukces.
Mogła go teraz odprowadzić do legowiska wojowników, zaraz powinien dojść do siebie.
Tak samo, jak pacnęła łapą wrotycz, tak samo pacnęła kocura. Wstał, wciąż się jednak nieco chwiejąc. Wyszedł za medyczką z legowiska, szedł już pewniej, niż wcześniej. Zrobił kilka niepewnych kroków po suchej trawie. Oba koty dotarły do miejsca sypiania wojowników.
- W-wojownicy? Bez wraca do waszego legowiska, ale niech nie przepracowuje się, prawdopodobnie ma zatrucie pokarmowe. Niech dojdzie do siebie.
Kilka kotów, w rozmaitych barwach skinęło głowami.
Teraz mogła spokojnie zmierzać do Klanu Burzy.

***

Bardzo dobrze ci dzisiaj poszło. - powiedziała ciepłym tonem Wiśniowa Iskra. - Świetnie rozpoznajesz rośliny i wiesz, do czego służą. Myślę, że niedługo będziesz mogła być medykiem w Owocowym Lesie. To tyle na dzisiaj, możesz wracać do domu.
Jej futro było naświetlone przez zachodzące słońce, oczy w złocistym kolorze dodawały jej uroku. Wyglądała cudownie.
- D-dziękuje. To bardzo miłe. Nie mogę się doczekać. - powiedziała z uśmiechem ruda.
Szylkretowa radośnie pomachała ogonem i odeszła w kierunku medycznego legowiska swojego klanu.
Plusk wypełniło teraz szczęście. Tak jak rano nie chciała tutaj przychodzić, tak teraz była radosna i dumna z siebie, chciała powtórzyć spotkanie. Niesamowicie polubiła szukanie i nazywanie różnych ziół z medyczką, sprawiało jej to ogromną frajdę. Z obozowiska wyszła z szerokim uśmiechem. Dzisiaj kotka skończyła trening zdecydowanie szybciej, więc mogła sobie pozwolić na nieco późniejszy powrót do Owocowego Lasu. Zatrzymywała się przy każdym kwiatku, tarzała się w trawie, czy nawet odpoczywała w blasku słońca. Słuchała ciekawych melodii nuconych przez ptaki, obserwowała motyle przelatujące nad głową.

***

Wszystkie te przyjemne czynności trwały, aż wszystko przykrył mrok, któremu towarzyszyła mgła. Wtedy nie było już tak kolorowo. Ptaki nagle ucichły, motyle przestały trzepotać skrzydłami, kwiatów nie było na horyzoncie. Do uszu wlatywał stłumiony świst wiatru, wyjątkowo silnego jak na lato. Wkrótce, w dźwięku wichru zaczęło przeplatać się warczenie zwierzęcia. Sierść na grzbiecie kotki zjeżyła się, a ona poczuła przerażenie. Przez mgłę nie wiedziała, gdzie dokładnie jest. Gdzie uciekać, gdzie się chować.
- K-k-kto tu... j-jest?... - zapytała.
Czuła grozę. Uczucie szpon przy gardle. Wilka stojącego nad nią. Ostrzące się na nią kły. Potwory tuż za nią. Dwunożnych. Lisy. Kolendra niedawno zginęła, była mamą Kuklika. Lisy ją zamordowały. Czy dla Plusk spisany był ten sam los? Miała za chwilę zginąć w paszczach rudych lisów? Leżeć bezradnie w morzu krwi? Umrzeć, zniknąć, pozostawić Owocowy Las?
Usiadła w trawiastym pustkowiu i zaczęła płakać. Ogarnęły ją czarne myśli i panika. Miała ochotę obudzić się i powiedzieć sobie, że był to tylko zły sen.
Pogrążona w morzu rozpaczy wystawiła pazury, przyjrzała się im. Mogłaby nimi walczyć, gdyby poszła w ścieżkę wojowników. Ale wybrała bycie medykiem, codzienne zajmowanie się ziółkami. Na ten moment żałowała tego. Zarówno ucieczka jak i walka była teraz ryzykowna. Lisy mogły czaić się wszędzie, a walczyć nie umiała.
Uniosła głowę w górę, wciągnęła nosem zapach. Nie wyczuła nic podejrzanego. Może niepotrzebnie panikowała?
Mimo tego, wcześniejszy warkot dalej wzbudzał niepokój. Co mogło tak warczeć? To nie mógł być pies. Znała zapach psów. Cała ta sytuacja pozbawiona była sensu.
Czując się już nieco pewniej, wstała, rozprostowała łapy i zaczęła się rozglądać. Starała się chodzić jak najciszej. Cichutko, jak mysz.

***

Gdy przeszła już pewien odcinek, obserwowała coś w mgle, wykonujące niepokojące ruchy. Szarpało coś, gryzło. Złotooka chowała się za wyższymi kłębkami trawy.
- Co mam z tym zrobić?! - wydał się wrzask.
Plusk zamarła. Położyła uszy, schowała ogon pod brzuch. Położyła się na wysuszoną trawę, a ona chrupnęła.
Została zauważona.
Uciekać, czy chować się dalej?
Co robić, co robić?
To coś szło w jej stronę.
Słyszała tupot.
Napięcie rosło.
Jej oczom ukazał się kot. Całkiem wysoki, pręgowany. Nie był straszny.
- A ja tak panikowałam! Dziękuję, losie, że to tylko kot! Tak bardzo dziękuje! Tak bardzo się cieszę, że to nie lis! - krzyczała, niemal opadając z ulgą pod łapy nieznajomego.
- O czym ty mówisz...? - syknął, odsuwając się.
- Bardzo się cieszę, że nie jesteś lisem, który tylko czekał, by mnie zabić! - zawołała z uradowaniem.
- Jakim lisem? Nie mam pojęcia, o czym mówisz, ale odczep się ode mnie. - warknął, odwracając się.
- Poczekaj, poczekaj... co ci się stało w łapę? Jesteś ranny? - ujrzawszy łapę kocura, mieszkanka Owocowego Lasu się zaniepokoiła.
Kot miał zakrwawioną łapę. Świeżą, nową ranę. Krew wciąż spływała po niej.
- Nie jestem ranny. Odejdź! - krzyknął, napinając się.
- Nie chce ci zrobić krzywdy. Jestem medykiem, czyli mogę tobie pomóc. Mogę obejrzeć-
- Nie gadaj tyle! Bądź cicho! Poradzę sobie sam! - kocur uniósł się krzykiem, jego futro zjeżyło się.
Ruda odsunęła się. Kocur zaczął sapać, jakby miał się jej rzucić do gardła. Wpadł w szał.
- J-jesteś z Klanu Burzy? - zapytała, nieco bojąc się jego reakcji.
- Tak, jestem... - usiadł, zawinął ogonem krwawiącą kończynę - A teraz zjeżdżaj stąd, bo takich jak ty nie darzę sympatią!
Zielonooki kocur nie wyglądał na przyjaznego. Nieustannie krzyczał i syczał. Czy powinna była teraz iść, jak powiedział, czy zostać i opatrzyć mu ranę?
Nie była w stanie go tak zostawić, lecz jednocześnie bała się podejść bliżej.
- Nie możesz udać się do Jeżowej Ścieżki lub Wiśniowej Iskry? Oni napewno ci pomogą.
- Jeżowej czego?! - wykrzyknął, miażdżąc zdrową łapą wystającą obok trawę.
- Nie znasz... medyka swojego klanu?
- Masz mnie, nie jestem z tego klanu, czy czegoś tam. Nie wiem, o co chodzi z tą Jeżową. Jestem włóczęgą!
- O-ojej. - zająknęła się, cofnęła na bezpieczną odległość od kocura. - Nie wiem, czy dobrze orientuje się w terenie, ale zgaduję że jesteśmy na wybrzeżach terenu Klanu Burzy. Jeżeli znajdą cię tutaj, mogą chcieć cię zabić. Są niebezpieczni. Wyglądasz na bardzo... wychudzonego, do tego jesteś ranny i niesprawny do walki. Pójdź ze mną, a będziesz bezpieczny. Proszę...
- Bredzisz. Skąd mam wiedzieć, że nie współpracujesz z nimi i nie zaciągasz mnie w pułapkę.
- Zapewniam cię. Nie zrobiłabym tego. Chcę tylko opatrzeć ci ranę. - rzekła, wpatrując się w łapy pręgowanego.
- Pójdę, ale pod warunkiem że później dla mnie zapolujesz. Będę jadł, ile będę chciał. - odpowiedział z pogardą, przewracając oczami.
- Ja nie poluję. Mamy w Owocowym Lesie stos na zwierzynę, napewno znajdzie się coś dla ciebie.
- Mam nadzieję... - syknął przez zęby.
Ruda uśmiechnęła się. W końcu mogła komuś pomóc. Może rola medyka nie była wcale taka zła?
- Musimy przejść przez rzekę. Dasz radę?
- Mam pływać?! - wzdrygnął się, podnosząc łapę.
- Nie. Będziemy przeskakiwać po kamieniach. Też nie lubię wody.
Kocur pomachał głową, przedrzeźniając medyczkę. Koty pobłądziły chwilę we mgle. Kotka szybko jednak wyczuła drogę do Owocowego Lasu.

***

Stali u progu wejścia do tymczasowego obozowiska Owocowego Lasu. Bury kocur rzucał medyczce, która zasłaniała go własnym ciałem podejrzliwe spojrzenia.
- Błysk! - zawołała Plusk, mając nadzieje że liderka wysunie się z legowiska.
Tak też się stało. Bura sylwetka wypełzła z posłania i zaczęła biec w kierunku złotookiej.
- Plusk, dobrze że wróciłaś. Ale dlaczego tak późno? Ten trening trwał aż tyle? - zapytała.
- N-nie do końca. Później się zgubiłam i znalazłam-
- Kim jest kot z tyłu? - przerwała jej - Nie pachnie znajomo.
- To włóczęga.
- Przyprowadziłaś samotnika?! To niebezpieczne! - warknęła Błysk, jej sierść uległa zjeżeniu.
Ruda nie wiedziała, co ma odpowiedzieć. Jednocześnie była z siebie zadowolona - pokonała długą drogę, za zadanie postawiła sobie uratowanie kocura, a jednocześnie miała wyrzuty sumienia, mogła sprowadzić niebezpieczeństwo. Mętlik, zakłopotanie, gryzienie się z własnymi myślami i czynami.
- P-przepraszam... ja nie chciałam go zostawić... koty z Klanu Burzy mogły by go zabić...
- W porządku. - powiedziała, już nieco spokojniejszym tonem. - Każda para łap się przyda. Opatrz jego ranę, a potem przyprowadź go do mnie.
- Dobrze. miauknęła z ulgą. - Chodź, zobaczę, co dokładnie stało ci się w łapę. Moje legowisko jest tutaj.
Kotka wskazała ogonem posłanie zrobione z licznych gałęzi i liści. Obrośnięte było nieco mchem, wokół niego wystawały kłosy świeżej trawy. Nie wyglądało zbyt estetycznie, zdecydowanie wolała swoje legowisko z prawdziwego Owocowego Lasu. Zniszczonego przez dwunożnych.
Bury kocur stanął przed posłaniem, uniósł głowę. Plusk zdążyła wejść do środka przed nim.
- Pokaż mi tę łapę. Mam nadzieje że rana nie jest zakażona.
- Idę, już idę... niecierpliwa jesteś. - jęknął, kuśtykając na trzech łapach. - Co będziesz mi robić? Odgryziesz mi ją? A tak... zapomniałem... boisz się mnie. Uciekniesz?
Plusk przecząco pomachała głową. Irytowało ją zachowanie kocura. Mogłaby odpowiedzieć mu czymś równie głupim, może w końcu byłby cicho, ale nie miała tyle odwagi. Wcześniej, kiedy się przed nim chowała o mało nie dostała zawału serca. Wciąż czuła przed nim strach.
- M-muszę zawiązać ją pajęczyną. Wysuniesz ją w moim kierunku? - zapytała, nieco wahając się samodzielnie podnieść kończynę. - Jak masz na imię?
- Różyczka. - powiedział poważnym tonem, zamiatając ogonem po ziemi.
- Napraw-
- Chyba oszalałaś! Żartowałem. Mam na imię Wiatr. Twoje imię mnie nie interesuje, nawet się nie przedstawiaj. - przerwał jej.
- W porządku, Wietrze... a teraz nie ruszaj się.
Kotka zaczęła przykładać białą sieć do burej łapy. Nie był to w żadnym stopniu przyjemny widok. Bordowa ciecz skołtuniła sierść, oblała białe szpony. Buremu wbił się kawałek gałęzi w poduszkę. Powoli wyjęła go, pośpiesznie przyłożyła pajęczynę, by zatrzymać krwawienie po wyjęciu. Kocur wierzgał się i syczał. Wkrótce udało się zabezpieczyć uraz.
- Czy już jest lepiej? - miauknęła.
- Można tak powiedzieć. Czy mogę już stąd wyjść?  Z tego całego Owocowego Lasu? - fuknął z poirytowaniem.
- Jeszcze nie. Musisz udać się do Błysk. Pokażę ci, gdzie jest.
Koty wyskoczyły z legowiska, podreptały w kierunku legowiska liderki. Bura podniosła głowę z spoczynku ujrzawszy medyczkę, a następnie żwawo podniosła całe ciało.
Błysk otworzyła pysk, zaczęła rozmawiać z kocurem. Nie słuchała tego, co dokładnie mówiła. Była zmęczona tym dniem. Trening, przyprowadzenie samotnika... sen sam nasuwał się jej na oczy. Ze zwieszoną głową ponownie zmierzała do swojego legowiska. Kilka kroków po krótkiej, zielonej trawie wystarczyło by się tam znaleźć. Weszła, zakręciła się dwa razy wokół własnej osi i zamknęła oczy.

***

Osobliwe szmery niedaleko legowiska wybiły ją z stanu spoczynku. Sennie zamrugała oczami, ziewnęła przeciągle. Wstała, była dwoma łapami poza legowiskiem. Ze zmrużonymi ślipiami wypatrywała źródła dźwięków. Oślepiał ją blask księżyca. Był środek nocy.
Niespodziewanie wydał się trzask złamania gałązki.
Wyskoczyła, zaczęła węszyć.
Za jej legowiskiem znajdowała się jakaś sylwetka. Widać było jej cień. Jej ogon latał na różne strony. Czyżby włóczęga coś kombinował?
Ruda zaczaiła się. Szła powoli, bezszelestnie. Ostrożnie stawiała łapy.
Ku jej zdziwieniu, nie był to nikt inny jak Bez. Trzymał w pysku drobny patyk. Zobaczywszy ją od razu wypuścił go. Jednym susem zjawił się u jej boku, obwąchał ją.
Na pysku medyczki pojawił się lekki uśmiech. Nos kocura ją łaskotał. Prędzej czy później miała zamiar go przeprosić za atak, za złość wyładowaną na nim. Wykonała więc skok do tyłu, kręcąc ogonem w powietrzu. Czekała na jego ruch.
Wyglądał na trochę zdezorientowanego, mimo tego przeskoczył w jej kierunku z szybkością.
Może znowu miało być tak, jak dawniej? Miło, wesoło?

***

Plusk była przemęczona. Większość nocy spędziła na zabawie, a nie spaniu, a teraz nad jej głową stały trzy koty. Bez, Mrówka i Krecik. Nie wiedziała, czemu van tu przyszedł. Bawić się dalej? Czuł się dobrze, nie potrzebował więcej ziół.
Za to kotki potrzebowały pomocy.
Ruda wstała, ziewnęła i podeszła do stosu z przeróżnymi ziołami.
Niebieski śledził jej kroki, zrobił to samo.
Czego mógł chcieć?

< Bez? >

Wyleczeni: Bez, Mrówka, Krecik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz