Dlaczego nie mogły zostać takie małe, niezdarne i ciche?
To pytanie bury zadawał sobie za każdym razem, gdy po całym dniu pilnowania, żeby któreś z dzieci nie rozwaliło sobie łba padał na mech. Nie miał pojęcia skąd brały tyle siły. Truskawek, Wiewiórek i Kalinka nie potrafili usiedzieć więcej niż parę uderzeń serca w jednym miejscu, a razem stawali się istnym tornadem przewracającym wszystko na swojej drodze. Do tego rudy pręgus z jakiegoś powodu uznawał go za bohatera i nie odstępował na krok gdy tylko wojownik był w legowisku. Mimo że obiecał sobie że będzie pomagał Iskierce jak tylko może, często wymykał się na polowania. W lesie miał ciszę i spokój. Ciszę i spokój! (Nie przyznawał się do tego ale czasami zdarzało mu się zasnąć gdzieś w środku polany. Naprawdę nie rozumiał skąd kocięta miały tyle siły skoro budziły się równo o świcie.
Oczywiście, że kochał swoje dzieci. Nie tylko dlatego, że musiał, bo były jego. Po prostu łatwiej było je kochać w spokojnym lesie.
Wydawało mu się, że dopiero co położył łeb na miękkim mchu. Coś ukłuło go w pysk. Machnął łapą przez sen, chcąc odgonić natrętną muchę. Chyba się udało i ponownie zapadł w sen. Aż…
Zerwał się, gdy coś uderzyło go w głowę. Wysunął pazury, nieprzytomnym wzrokiem rozglądając się dookoła. Tuż przed jego nosem szczerzyły się dwa rude pyszczki.
– Bo mi się chciało pić tato! – miauknął Truskawek.
Bury nie miał siły ani ochoty się nad tym zastanawiać. Po prostu westchnął. Podniósł się, uspokoił mruczącą przez sen Iskierkę i spojrzał w roześmiane niebieskie ślepia.
– Poczekajcie tutaj – miauknął, wlekąc się w stronę wyjścia z legowiska. – Zaraz coś przyniosę.
Przetarł ślepia, ale mgła zasnuwająca mu widok nie zniknęła. Westchnął, gdy uderzył w niego chłód poranka. Po jego głowie krążyły różne, bardzo niecenzuralne myśli. Możliwe że podobne do tych, które nawiedziły Iskierkę podczas porodu.
Przejechał językiem po zębach. Dziąsła go bolały. Dziwne. Powinien na wszelki wypadek podejść do medyka.
Rozejrzał się za jakimś mchem z wodą. Był. Całe szczęście. Jeszcze chwila i będzie mógł wrócić do snu. Zrobił krok w jego stronę, gdy nagle…
– Cii! Bo usłyszy!
– Sam bądź “cii!”. Widzisz, prawie nas…
Kocurki zamarły, gdy spoczął na nich zmęczony wzrok burego.
– Mieliście czekać w legowisku – miauknął błagalnie.
<Truskawku? :P>
"Tato tato"
OdpowiedzUsuń"co? Znów chcę ci się pić?"
"Nie, Kalinka się pali"
błagam nie xDDDDDD
Usuń