Zachwycona pięknem porannej rosy, osadzonej na źdźble trawy, miała resztę świata w głębokim poważaniu. Niemalże od rana siedziała na środku obozowiska i wpatrywała się bezczynnie w ten okaz przyrody. Słońce tego dnia było bardziej łaskawe, nie grzało tak mocno, jak miało w zwyczaju przez parę ostatnich dni. Korony drzew poruszał delikatny wiatr, niosący dodatkową ulgę.
Miała dzisiaj w sobie naprawdę spory zapas pozytywnej energii. Nie wiedziała, co ją tak napawało do ciągłego uśmiechu, ale przynajmniej szczerząc się do każdego, wyrabiała sobie dobrą opinię. Zdarzyło jej się ostatnimi razy wybuchnąć publicznie złością, ale póki trzymało się jej miano kochanej i bezproblemowej, była usatysfakcjonowana.
Rozejrzała się dookoła, a jej wzrok padł na interesujące wydarzenie, mające miejsce przy legowisku lidera. Naprzeciwko Jastrzębiej Gwiazdy stanęła dwójka medyków, a trójłapy opowiadał o czymś z wielkim ożywieniem. Nastawiła ucha, ale była za daleko, by usłyszeć temat ich rozmowy. Pozostało jej przyglądać się ekspresji liliowego kocura, a następnie reakcji jego rozmówcy, który w przeciwieństwie do uzdrowiciela, był bardzo spokojny. Skinął głową, a gdy Motyl przyjrzała mu się uważniej, ten spojrzał wprost na nią.
Zastygła w bezruchu, kiedy gestem łapy przywołał ją do siebie. Miała pełno obaw, ale skryła swój strach w głębi duszy, a następnie, z bijącą od niej pewnością siebie, podeszła do burego. Starała się przez cały czas sprawiać wrażenie wesołej i opanowanej, choć drżące wibrysy nie pomagały jej sprawiać takiego wrażenia.
- Motyla Łapo - zaczął Jastrząb, lecąc wzrokiem po obozie w poszukiwaniu jeszcze jednego kota. Już po chwili po prawej stronie szylkretki znalazł się jej ojciec, Dymne Niebo. - Potrzebuję waszej dwójki, aby eskortować bezpiecznie Potrójny Krok do Klanu Burzy - oznajmił.
- A co się stało? - spytała instynktownie kotka, patrząc z zaciekawieniem na medyka.
- Muszę skonsultować się pilnie z Jeżową Ścieżką - rzekł, jakby zirytowany, że w ogóle raczyła się odezwać, zamiast od razu pędzić do wyznaczonego miejsca. - Już. Idziemy. Nie mam czasu.
I bez czekania zaczął kuśtykać w stronę wyjścia z obozu. Rudy wojownik ruszył za nim, natomiast szylkretka podniosła uśmiechnęła się jeszcze do Deszczowej Chmury, licząc, że chociaż on jej coś powie.
- Ktoś zachorował na coś dziwnego i Potrójny Krok musi to przegadać z kimś "równie doświadczonym co on" - przytoczył jego wypowiedź. - Powodzenia w podróży! - dodał pogodniej.
- Dziękuję - odparła i pożegnawszy się z nim i z liderem, dołączyła do tej małej grupy.
Z pewnością nie spodziewała się takiego obrotu spraw na ten dzień. Miała zamiar skupić się dzisiaj na odpoczynku, a dopiero pod wieczór zabrać się za jakieś ćwiczenia, kiedy będzie już chłodniej. Miała pewne wątpliwości, czy taką niewielką gromadką dadzą sobie radę, ale postanowiła zostać optymistką. Szli dłuższą chwilę przez otwartą przestrzeń, gdzie w okolicy nie znajdowało się zbyt wiele drzew, przez co słońce zaczęło ją przypiekać. Długie futro w taką porę wydawało się utrapieniem.
- Nie wierzę, że wysłał ze mną tylko jednego wojownika i zwykłą uczennicę - wymamrotał Trójka, przerywając panującą ciszę. Nie kierował tego do nich, a mimo to Motyla Łapa poczuła się zobowiązana do wdania się w dyskusję.
- Coś się stało? - spytała szylkretka, słysząc jego niezadowolenie. Jastrzębi Podmuch mówiła o medyku wiele dobrego, toteż Motyl, chcąca dbać tak samo jak ona o relację z Gwiezdnymi, powinna zadbać o lepsze stosunki z ich uzdrowicielem, znanym z ogromnej wiary w przodków.
- On kompletnie nie dba o moje zdrowie! Nie dacie rady mnie ochronić, jeśli wyskoczy na nas borsuk ze wścieklizną - stwierdził gorzko. - Widać, że młody i głupi, chce się mnie pewnie pozbyć, a tyle dla tego klanu zrobiłem. Powinien jako eskortę wysłać co najmniej pół klanu - dodał z ponurą miną.
- Może wie, że Klan Gwiazd ma cię w opiece i nie potrzebujesz dookoła siebie żywych kotów, skoro masa przodków jest cały czas przy tobie? - podsunęła, starając się zaimponować jakkolwiek tej starej marudzie.
- Oczywiście, że Gwiezdni są tu z nami, nie ma nawet sekundy, w której śmiałbym w to wątpić - rzucił, spoglądając z zainteresowaniem na uczennicę. - Kto wie, w jaki sposób myśli Jastrzębia Gwiazda. Nie wydaje mi się jednak, by rozważał to w taki sposób - przyznał z żalem.
- Nie masz o co się martwić! - miauknęła wesoło. - Jesteś bezpieczny. Dopełnię wszelkich starań, żeby nikt nie skrzywdził tak wielkiego i ważnego wysłannika Klanu Gwiazd jak ty! - powiedziała a z determinacją w głosie.
- Zobaczymy, czy będę taki bezpieczny, jak zjedzą nas psy - mruknął smętnie. - Cóż, skoro tak myślisz, to jest szansa, że wyrośnie z ciebie coś dobrego - rzekł od niechcenia.
Motyla Łapa uśmiechnęła się z satysfakcją. Chyba udało jej się choć trochę trafić w czuły punkt kocura. Jej urokowi osobistemu nie oprze się nawet największy gbur ze wszystkich klanów. Takiego sukcesu może pozazdrościć jej każdy.
- Nie wierzę, że zostawiłem klan pod opieką Deszczowej Chmury, ostatnio nic mi nie pomaga! Obija się, tak samo, jak jego uczennica. Wszyscy wiemy, jak źle może skończyć kotka na stanowisku medyka. Na pewno złamie kodeks! - marudził pod nosem, sam do siebie, choć szylkretka wszystko słyszała. - Jeszcze ten mój kręgosłup, przestanie zaraz działać i chodzić nie będę w stanie, a nikt mi nie pomoże, bo nikt nie docenia mojej ciężkiej pracy! - syknął.
Gderał tak, dopóki nie uderzył w nich charakterystyczny zapach burzaków. Przekroczyli granicę i gdzieś w połowie trasę zostali zatrzymani przez patrol. Potrójny Krok bez wahania przedstawił swoje intencje i czwórka nieznajomych z niechęcią zaakceptowała to uzasadnienie i doprowadziła ich aż pod samo legowisko medyków.
Kiedy liliowy zniknął w środku, ona pozostawiona z ojcem na zewnątrz, gapiła się na przebieg życie w obcym miejscu. Nikogo nie znała i nawet nie zauważyła żadnej ciekawej persony, z którą mogłaby wejść w dyskusję. Rozmyślała nad tym, ile czasu jeszcze minie, nim w końcu ją mianują.
- W-wszystko w porządku? - zapytał ją ojciec, przypominając o swojej obecności.
- Oczywiście. Jastrzębia Gwiazda chyba nareszcie zaczął mnie doceniać, skoro zostałam tu wysłana - odparła zadowolona, uśmiechając się do rudego. Ten od razu odwzajemnił jej gest.
- M-myślę, ż-że za n-niedługo zostaniesz m-mianowana - mruknął, chcąc okazać rodzicielskie wsparcie. - Z-zasługujesz na to.
- Mam nadzieję, bo to trwa już zdecydowanie za długo, a radzę sobie przecież lepiej niż Jad i Listek. A oni mieli już nawet własnych uczniów! - stwierdziła z żalem. - To trochę niesprawiedliwe. - Zrobiła skruszoną minę, chcąc wzbudzić w ojcu litość.
- W ż-życiu s-spotka cię wiele n-niesprawiedliwości, ale gdy n-nauczysz się znosić w-wszelkie u-upadki, n-nic nie będzie s-stanowiło dla ciebie w-większego problemu - rzekł, rozglądając się z niepokojem po obozie. - D-dużo w-wojowników się na nas patrzy, co nie? Chyba j-jesteśmy w c-centrum u-uwagi - zaśmiał się, chcąc rozluźnić sytuację, ale widać, że sam mocno zestresowany.
- Pewnie podziwiają moje piękne futro - odparła natychmiastowo. - Sam przyznasz, że przeciętniaki z nich. Zero wdzięku - prychnęła głośno, co spotkało się z zirytowanym warkotem przechodzącej obok kotki. Nie skrytykowała jednak jej słów, tylko skrzywiła się i poszła dalej.
- U-uważaj na to, co m-mówisz. N-nie chcemy p-problemów - ostrzegł ją Dymne Niebo, na co tylko lekko się zaśmiała.
- Nie musisz mnie pouczać, tato - miauknęła spokojnie. - Nic złego się nie stanie.
Miała dzisiaj w sobie naprawdę spory zapas pozytywnej energii. Nie wiedziała, co ją tak napawało do ciągłego uśmiechu, ale przynajmniej szczerząc się do każdego, wyrabiała sobie dobrą opinię. Zdarzyło jej się ostatnimi razy wybuchnąć publicznie złością, ale póki trzymało się jej miano kochanej i bezproblemowej, była usatysfakcjonowana.
Rozejrzała się dookoła, a jej wzrok padł na interesujące wydarzenie, mające miejsce przy legowisku lidera. Naprzeciwko Jastrzębiej Gwiazdy stanęła dwójka medyków, a trójłapy opowiadał o czymś z wielkim ożywieniem. Nastawiła ucha, ale była za daleko, by usłyszeć temat ich rozmowy. Pozostało jej przyglądać się ekspresji liliowego kocura, a następnie reakcji jego rozmówcy, który w przeciwieństwie do uzdrowiciela, był bardzo spokojny. Skinął głową, a gdy Motyl przyjrzała mu się uważniej, ten spojrzał wprost na nią.
Zastygła w bezruchu, kiedy gestem łapy przywołał ją do siebie. Miała pełno obaw, ale skryła swój strach w głębi duszy, a następnie, z bijącą od niej pewnością siebie, podeszła do burego. Starała się przez cały czas sprawiać wrażenie wesołej i opanowanej, choć drżące wibrysy nie pomagały jej sprawiać takiego wrażenia.
- Motyla Łapo - zaczął Jastrząb, lecąc wzrokiem po obozie w poszukiwaniu jeszcze jednego kota. Już po chwili po prawej stronie szylkretki znalazł się jej ojciec, Dymne Niebo. - Potrzebuję waszej dwójki, aby eskortować bezpiecznie Potrójny Krok do Klanu Burzy - oznajmił.
- A co się stało? - spytała instynktownie kotka, patrząc z zaciekawieniem na medyka.
- Muszę skonsultować się pilnie z Jeżową Ścieżką - rzekł, jakby zirytowany, że w ogóle raczyła się odezwać, zamiast od razu pędzić do wyznaczonego miejsca. - Już. Idziemy. Nie mam czasu.
I bez czekania zaczął kuśtykać w stronę wyjścia z obozu. Rudy wojownik ruszył za nim, natomiast szylkretka podniosła uśmiechnęła się jeszcze do Deszczowej Chmury, licząc, że chociaż on jej coś powie.
- Ktoś zachorował na coś dziwnego i Potrójny Krok musi to przegadać z kimś "równie doświadczonym co on" - przytoczył jego wypowiedź. - Powodzenia w podróży! - dodał pogodniej.
- Dziękuję - odparła i pożegnawszy się z nim i z liderem, dołączyła do tej małej grupy.
Z pewnością nie spodziewała się takiego obrotu spraw na ten dzień. Miała zamiar skupić się dzisiaj na odpoczynku, a dopiero pod wieczór zabrać się za jakieś ćwiczenia, kiedy będzie już chłodniej. Miała pewne wątpliwości, czy taką niewielką gromadką dadzą sobie radę, ale postanowiła zostać optymistką. Szli dłuższą chwilę przez otwartą przestrzeń, gdzie w okolicy nie znajdowało się zbyt wiele drzew, przez co słońce zaczęło ją przypiekać. Długie futro w taką porę wydawało się utrapieniem.
- Nie wierzę, że wysłał ze mną tylko jednego wojownika i zwykłą uczennicę - wymamrotał Trójka, przerywając panującą ciszę. Nie kierował tego do nich, a mimo to Motyla Łapa poczuła się zobowiązana do wdania się w dyskusję.
- Coś się stało? - spytała szylkretka, słysząc jego niezadowolenie. Jastrzębi Podmuch mówiła o medyku wiele dobrego, toteż Motyl, chcąca dbać tak samo jak ona o relację z Gwiezdnymi, powinna zadbać o lepsze stosunki z ich uzdrowicielem, znanym z ogromnej wiary w przodków.
- On kompletnie nie dba o moje zdrowie! Nie dacie rady mnie ochronić, jeśli wyskoczy na nas borsuk ze wścieklizną - stwierdził gorzko. - Widać, że młody i głupi, chce się mnie pewnie pozbyć, a tyle dla tego klanu zrobiłem. Powinien jako eskortę wysłać co najmniej pół klanu - dodał z ponurą miną.
- Może wie, że Klan Gwiazd ma cię w opiece i nie potrzebujesz dookoła siebie żywych kotów, skoro masa przodków jest cały czas przy tobie? - podsunęła, starając się zaimponować jakkolwiek tej starej marudzie.
- Oczywiście, że Gwiezdni są tu z nami, nie ma nawet sekundy, w której śmiałbym w to wątpić - rzucił, spoglądając z zainteresowaniem na uczennicę. - Kto wie, w jaki sposób myśli Jastrzębia Gwiazda. Nie wydaje mi się jednak, by rozważał to w taki sposób - przyznał z żalem.
- Nie masz o co się martwić! - miauknęła wesoło. - Jesteś bezpieczny. Dopełnię wszelkich starań, żeby nikt nie skrzywdził tak wielkiego i ważnego wysłannika Klanu Gwiazd jak ty! - powiedziała a z determinacją w głosie.
- Zobaczymy, czy będę taki bezpieczny, jak zjedzą nas psy - mruknął smętnie. - Cóż, skoro tak myślisz, to jest szansa, że wyrośnie z ciebie coś dobrego - rzekł od niechcenia.
Motyla Łapa uśmiechnęła się z satysfakcją. Chyba udało jej się choć trochę trafić w czuły punkt kocura. Jej urokowi osobistemu nie oprze się nawet największy gbur ze wszystkich klanów. Takiego sukcesu może pozazdrościć jej każdy.
- Nie wierzę, że zostawiłem klan pod opieką Deszczowej Chmury, ostatnio nic mi nie pomaga! Obija się, tak samo, jak jego uczennica. Wszyscy wiemy, jak źle może skończyć kotka na stanowisku medyka. Na pewno złamie kodeks! - marudził pod nosem, sam do siebie, choć szylkretka wszystko słyszała. - Jeszcze ten mój kręgosłup, przestanie zaraz działać i chodzić nie będę w stanie, a nikt mi nie pomoże, bo nikt nie docenia mojej ciężkiej pracy! - syknął.
Gderał tak, dopóki nie uderzył w nich charakterystyczny zapach burzaków. Przekroczyli granicę i gdzieś w połowie trasę zostali zatrzymani przez patrol. Potrójny Krok bez wahania przedstawił swoje intencje i czwórka nieznajomych z niechęcią zaakceptowała to uzasadnienie i doprowadziła ich aż pod samo legowisko medyków.
Kiedy liliowy zniknął w środku, ona pozostawiona z ojcem na zewnątrz, gapiła się na przebieg życie w obcym miejscu. Nikogo nie znała i nawet nie zauważyła żadnej ciekawej persony, z którą mogłaby wejść w dyskusję. Rozmyślała nad tym, ile czasu jeszcze minie, nim w końcu ją mianują.
- W-wszystko w porządku? - zapytał ją ojciec, przypominając o swojej obecności.
- Oczywiście. Jastrzębia Gwiazda chyba nareszcie zaczął mnie doceniać, skoro zostałam tu wysłana - odparła zadowolona, uśmiechając się do rudego. Ten od razu odwzajemnił jej gest.
- M-myślę, ż-że za n-niedługo zostaniesz m-mianowana - mruknął, chcąc okazać rodzicielskie wsparcie. - Z-zasługujesz na to.
- Mam nadzieję, bo to trwa już zdecydowanie za długo, a radzę sobie przecież lepiej niż Jad i Listek. A oni mieli już nawet własnych uczniów! - stwierdziła z żalem. - To trochę niesprawiedliwe. - Zrobiła skruszoną minę, chcąc wzbudzić w ojcu litość.
- W ż-życiu s-spotka cię wiele n-niesprawiedliwości, ale gdy n-nauczysz się znosić w-wszelkie u-upadki, n-nic nie będzie s-stanowiło dla ciebie w-większego problemu - rzekł, rozglądając się z niepokojem po obozie. - D-dużo w-wojowników się na nas patrzy, co nie? Chyba j-jesteśmy w c-centrum u-uwagi - zaśmiał się, chcąc rozluźnić sytuację, ale widać, że sam mocno zestresowany.
- Pewnie podziwiają moje piękne futro - odparła natychmiastowo. - Sam przyznasz, że przeciętniaki z nich. Zero wdzięku - prychnęła głośno, co spotkało się z zirytowanym warkotem przechodzącej obok kotki. Nie skrytykowała jednak jej słów, tylko skrzywiła się i poszła dalej.
- U-uważaj na to, co m-mówisz. N-nie chcemy p-problemów - ostrzegł ją Dymne Niebo, na co tylko lekko się zaśmiała.
- Nie musisz mnie pouczać, tato - miauknęła spokojnie. - Nic złego się nie stanie.
***
Czekali dosyć długo, nim Potrójny Krok wrócił do nich. W pysku trzymał dwie podejrzane rośliny, ale nic na ich temat nie mówił.
- Idziemy - wymamrotał, nie do końca zrozumiale, ale kiedy ruszył w stronę terytorium Klanu Wilka, pojęli o co chodzi. Motyl nie zaczepiała już nikogo, tylko z wyniosłą postawą opuściła obóz burzaków, wiedząc, że o takiej piękności jak ona nikt nie zapomni.
- Udało ci się załatwić wszystko, co chciałeś? - spytała, gdy znaleźli się bliżej znanych terenów.
- Tak - mruknął, kiwając głową. Najwyraźniej nie miał ochoty na rozmowy, bo przyspieszył. Jak na starszego kota o trzech łapach, miał niezwykle godne podziwu tempo chodu. Szylkretka musiała zasuwać na tyle prędko, że gdy dotarli do obozowiska, była z lekka zziajana i zawstydzona.
Potrójny Krok nie podziękował im nawet ze eskortę, tylko zniknął w swoim leżu. Spojrzała rozbawiona na ojca, a ten uśmiechnął się do niej, cicho szepcząc, że już taka natura ich medyka.
- Idziemy - wymamrotał, nie do końca zrozumiale, ale kiedy ruszył w stronę terytorium Klanu Wilka, pojęli o co chodzi. Motyl nie zaczepiała już nikogo, tylko z wyniosłą postawą opuściła obóz burzaków, wiedząc, że o takiej piękności jak ona nikt nie zapomni.
- Udało ci się załatwić wszystko, co chciałeś? - spytała, gdy znaleźli się bliżej znanych terenów.
- Tak - mruknął, kiwając głową. Najwyraźniej nie miał ochoty na rozmowy, bo przyspieszył. Jak na starszego kota o trzech łapach, miał niezwykle godne podziwu tempo chodu. Szylkretka musiała zasuwać na tyle prędko, że gdy dotarli do obozowiska, była z lekka zziajana i zawstydzona.
Potrójny Krok nie podziękował im nawet ze eskortę, tylko zniknął w swoim leżu. Spojrzała rozbawiona na ojca, a ten uśmiechnął się do niej, cicho szepcząc, że już taka natura ich medyka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz