Czarna zauważyła siwą, jednooką wojowniczkę - a teraz już wlaściwie karmicielkę. Jeszcze niedawno, gdy z nią rozmawiała, ledwo było widać ślady ciąży. Teraz Wilcza Zamieć miała napęczniały i duży brzuch, a zapach jej stresu łączył się z zapachem mleka.
- To już niedługo? - Miauknęła chłodno zastępczyni, stając w wejściu do żłobka.
Siwa kiwnęła lekko głową. Jej futro było zlepione od potu.
Kamienna Agonia nie dziwiła się, że Wilcza nie lubiła gnić w kociarni. Pomijając wszystko, co związane z niechcianym porodem, w środku było duszno, a pora zielonych liści wcale temu nie sprzyjała.
- Rozmawiałaś z Borówkową Mordką? - miauknęła zastępczyni. Siostra Zająca pokręciła głową.
- N-nie... - odpowiedziała głośno.
Cóż, nic tu po nią. Córka Króliczego Susu przejrzała spojrzeniem Wilczą i miała już się odwracać.
- Nie o-odchodź. P-proszę.. - Siwa zatrzymała ją w ostatniej chwili.
Kamienna Agonia wzięła długi wdech. Czekała ją kolejna przygnębiająca rozmowa. Ale co w takiej sytuacji miała innego zrobić, niż się po prostu zgodzić?
Czarna nie weszła do środka. Stojąc tuż w przejściu zwróciła się do towarzyszki.
- Jesteś głodna? - burknęła Kamień.
Siwa na chwilę zamilczała. Po chwili niepewnie pokręciła głową.
- N-nie... D-dzięki - wymamrotała.
Zastępczyni uniosła brew.
- Ciąża nie bez powodu nazywa się ciążą. Dzieciaki to cholerny ciężar, który żywi się tym, co ty sobie dostarczasz. A jak nie będą miały co żreć, to cię wykończą. I siebie przy okazji też. - stwierdziła. - nie potrzeba nam kolejnej śmierci, Wilcza. Powinnaś jeść, by mieć siłę. To, co się stało, już się nie odstanie. Musisz to przeżyć.
Czarna na chwilę zamilczała, po czym westchnęła.
- zaczynam brzmieć jak moja ciotka.
Wilcza skierowała spojrzenie na swoje łapy. Czarna podniosła do góry źrenice z zażenowania i wyszła ze żłobka, by wrócić z królikiem w pysku. Podrzuciła go pod łapy Wilczej i usiadła obok niej.
- dziwnie tutaj przebywać - po dłuższej chwili ciszy zielonooka się odezwała. - rzadko tu bywam. Zresztą i tak nie lubię tego miejsca. Nie da się tu oddychać, a jedyne, o czym myślę, gdy tu przebywam, to pieprzona Marchewa i Żar, jak był kociakiem, a ja musiałam przynosić mu jedzenie.
- T-też nie lubię... T-tego m-miejsca - miauknęła siwa.
- wyjdźmy stąd. - zaproponowała Kamień. - I tak nic nie mam dziś do roboty. A nie jestem chętna do słuchania narzekania rudzielców na to, że te ich "słodkie, piękne" czasy Piaskowej Gwiazdy przeminęły.
Zastępczyni spojrzała się na Wilczą Zamieć. Ciężarna kocica podniosła się, jednak ciężej, niż zazwyczaj.
- Klanie Gwiazdy. Faktycznie jest ci ciężko. - wypaliła Kamienna Agonia. Koniuszek jej ogona tańczył jak płomień.
- N-nie j-jest - Wilcza postawiła kolejny krok. - M-możemy s-stąd i-iść.
- nie chcę, żebyś padła. - mruknęła czarna. - na zewnątrz okropnie parzy. A ty szybko się męczysz. Nie będę cię ciągała przez pół terytorium.
- D-dam s-sobie radę - przekonywała ją Wilcza Zamieć. - N-nie chcę t-tu d-dłu...ż-żej s-siedzieć.
- gdybym ja się znała na tym, co trzeba robić z ciężarnymi kotkami - Kamienna Agonia wzięła wdech. - może dotlenienie ci nie zaszkodzi. Przyda ci się spokojny spacer. Zaraz wrócę.
Czarna wyszła z kociarni. Uderzyło w nią świeże powietrze i słońce, od którego jej czarne futro szybko się nagrzewało. Dojrzała brata leżącego obok legowiska Zajęczej Gwiazdy i podeszła do niego.
- Glina! - warknęła.
- to twój brat już nie zasługuje na twój spokój? - zażartował niebieski. - czego chcesz?
- przekaż Zającowi, że zabieram Wilczą na spacer. - miauknęła. - nie komentuj. Po prostu to przekaż.
- więc się pogodziłyście? To urocze - mruknął niebieski głosem aniołka.
- nie denerwuj mnie - burknęła zirytowana zastępczyni. - wiesz, co jej się stało. Potrzebuje spokojnego spaceru, by się dotlenić. Ja sama mam odruchy wymiotne od siedzenia w żłobku. Nie chcę, by Zając zaczął panikować albo złościć. Musi wiedzieć, że z Wilczą wszystko w porządku.
- to racja. - odparł Gliniane Ucho, drapiąc się za uchem. - dobra, powiem mu. Dla Wilczej... to musi być okropne doświadczenie?
- takie życie - parsknęła czarna. - już myślisz, że wszystko zaczyna się układać, a po uderzeniu serca los postanawia dać ci porządnego kopa w tyłek. Sami się o tym przekonaliśmy, Glina.
Odpowiedziało jej smutne westchnienie.
Te sytuacje, w których dostali wspomnianego kopa od losu, sprawiały też, że byli ze sobą związani. Jak rodzeństwo. Byli dla siebie złośliwi i droczyli się nawzajem, bo się kochali.
* * *
Czarna zaprowadziła Wilczą Zamieć nad rzekę. Co prawda dotarcie tam zajęło im dość długo, bo szły wolno, w tempie, który nie pozwalał siwej się przemęczać. Gdy ujrzały przed sobą chłodną wodę, beztrosko pryskającą na brzegi, zastępczyni położyła się na nagrzanej od słońca trawie.
Ta rzeka.
Ta sama rzeka, w której Kamienna Agonia dopuściła się morderstwa.
Wciąż widziała przeklęty wzrok Pszczelego Pyłka, gdy ta, dusząca się pod powietrznią wody, topiona przez czarną, spojrzała jej ostatni raz w oczy, zanim nurt cisnął jej bezwładne ciało na brzeg.
To było okropne miejsce, ale kotka nie chciała zabierać Wilczej do traktora. Obie jak nic pamiętały, co się tam wydarzyło. Na masce Toma wciąż widniały białe ryski, będące zamiennie pazurami drapieżnika, Wilczej i Kamień, gdy wślizgiwały się tam, próbując uciec przed kuną.
Ciszę przerywał tylko spokojny szum rzeki. Na płyciznę wyskoczyła ryba, począwszy wić się jak wąż, dusząc się na powierzchni. Po chwili jej ciało znieruchomiało, zastygając na ziemi, parę odległości lisa dalej od brzegu.
Natura była okrutna.
Los tej niewinnej ryby właśnie się zakończył.
Taką rybą byli właśnie Króliczy Sus, Świerszczowy Skok i Zwęglone Futro.
Króliczy Sus była rybą dla Piasek, Świerszcz dla samotnika, a Zwęglone Futro - dla ognia i żaru, który go pochłonął.
A Pszczeli Pyłek była taką rybą dla niej. Dla Kamiennej Agonii.
Świat dzielił się na słabszych i lepszych. Dwunożni polowali na psy, psy polowały na koty, a koty na gryzonie i mniejszą leśną zwierzynę.
Chociaż w klanach zdarzało się, że koty widziały zwierzynę pomiędzy sobą - zwierzynę, zamiast pobratymców.
- nigdy nie jadłam ryby. - mruknęła zastępczyni, świdrując wzrokiem martwego dorsza wyrzuconego na brzeg pod ich łapy.
- j-ja t-też nie - odparła Wilcza Zamieć.
Siwa mimo leżenia w chłodnym, ale nasłonecznionym miejscu, była spięta.
Czarna wstała i podniosła szczęką zwierzynę. Skrzywiła się na słony smak wodnego stworzenia.
Jak nocniaki mogły się tym żywić?
Położyła rybę obok Wilczej Zamieci, jeszcze raz ją wąchając.
- słyszałam, że mają dużo białka - burknęła kotka. - gdybym się tak nie brzydziła tym świństwem, to może bym zjadła.
Czarna popatrzyła się jeszcze raz na rzeczne fale, a potem na wyrzuconą przez nie zdobycz.
- dla nas ta ryba to nic. Jak się ściemni, wrócimy do obozu i zapomnimy. - wypaliła czarna oskarżycielskim tonem. - a ona właśnie straciła swoje życie. To jest dowód, jak bardzo świat jest brutalny. Tak samo będzie z każdym z nas.
Do kogo kierowała te słowa? Ciężko powiedzieć. Może do siły wyższej, która zgotowała jej ten los. Albo do Klanu Gwiazdy ze swoimi pretensjami. Albo do zmarłych rodziców, że ją opuścili.
Albo do siebie, bo była tak głupia, żeby na to pozwolić.
<Wilcza?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz