Chociaż Jaśmin dało radę zachować spokój przy rozmowie z Iskrzącym Krokiem (wkrótce Iskrzącą Gwiazdą), to dopiero przy spotkaniu ze Rdzawym Futrem dało upust emocjom i zaczęło krzyczeć w niebogłosy. Głos ten był przepełniony paniką i bezradnością, aniżeli entuzjazmem, którym powinno się chełpić po wspaniałej wiadomości, jaką otrzymało od nowej przywódczyni klanu.
Nie, nie u nich. Nie, jeśli od początku wyczuło ogromną odpowiedzialność w swojej nowej roli.
— Jaśminku, czy ty masz gorączkę? — zapytała zatroskana kotka.
— Raczej załamanie nerwowe — Szynszylowe wtuliło się w futro ukochanej.
— Co się stało? — poklepała partnera łapą po głowie.
Milczało przez chwilę. Pospiesznie zbierało w sobie myśli, jakby nie mogło tego zrobić wcześniej. Ułożyło je w odpowiedź dla niej i miało nadzieje, że jak najbardziej sensowną.
— Staram się być kimś silnym, Futerku. Służyć naszej społeczności pazurem i przykładem, ale... Chyba nie tego się spodziewałom. Spadła na mnie odpowiedzialność, którą boję się w ogóle podnosić. Mogłobym coś spieprzyć i zawieść Iskrę, klan i ciebie.
— Proszę, przejdź do rzeczy... — ponagliła.
— Iskierka wybrała mnie na zastępcę lidera.
Rdzawe Futro zaśmiała się i ponownie poklepała swoją drugą połówkę po głowie. Myślała wręcz przeciwnie.
— Głuptasie! Nie masz się czego bać. Zacznijmy od tego, że zawsze będę z ciebie dumna. Poza tym, to nie może być ciężkie, co nie? Nie masz czego spieprzyć. Lider ma gorzej.
"Lider ma gorzej" - zabrzmiało odważnie, acz zawsze była taka szczera.
— Okej — mruknęło Jaśmin. — Tyle że Iskra nie jest w stanie pełnić swoich obowiązków przez jakiś czas i będę miało więcej na głowie.
— Słuchaj, skarbie — zaczęła. — Na razie skup się na tym, co jest potrzebne na ten moment. Trzeba pogrzebać zmarłych.
— No tak, będzie trzeba odwiedzić Bluszczyka w tej sprawie — stwierdziło. — Oczywiście, że pójdę.
— Możesz też porozmawiać z innymi. Zapytaj się Sroczego Pióra czy czegoś nie potrzebuje. W końcu Jemioła była jego mamą.
— O ile będzie chciał rozmawiać.
— Oj tam, chociaż spróbuj. A jeśli nie, to zostaje Zajączek. Na pewno jest w szoku po tym, co się działo z jej ojcem przez cały czas, kiedy Lis... no wiesz.
— W skrócie, podsuwasz mi pomysł, żeby odwiedzić bliskich ofiar Lisa-śmierdziela.
— Nie tylko. Moim zdaniem powinnoś porozmawiać z innymi kotami o jakichś poprawach dla klanu czy coś tam.
— Chyba masz rację — przytaknęło wojowniczce. — To nie może być takie trudne, prawda?
— I o to chodzi! — krzyknęła entuzjastycznie Futerko.
— Może pójdziesz ze mną? Zaczniemy od Bluszcza i organizacji pochówku. Jego również musimy wesprzeć z powodu Jemioły...
Ruszyli w drogę. Dobrze by było mieć to za sobą, jednak rozmowa z Rdzawą bardzo podniosła Jaśmina na duchu.
***
Nie trzeba było długo szukać Bluszczowego Pnącza. Właściwie, wyszedł im naprzeciw i natychmiast zaczepił znajome mordki.
— Jaśminowy Śnie! — miauknął wesoło i klapnął sobie przy krzaku. — Nie miałem okazji pogratulować wam roli zastępcy. Cieszę się, że
Iskrzący Krok wybrała akurat was, z pewnością poradzicie sobie w tej
roli.
Ah, czyli pacjentka już się wygadała. Cudownie.
— Dzięki... — mruknęło z uśmiechem, choć miało ochotę zapaść się pod ziemię.
— Eee... jak to się mówi... Jemioła umarła, no i...
Rdzawe Futro zarobiła pazurami w ogon za swój niewyparzony język.
— Futerko, proszę... W każdym razie, przykro nam z powodu Jemioły. Była cudowną kotką...
Tak właśnie starli Bluszczykowi uśmiech z twarzy. Medyk zamilknął. Jaśmin wiedziało, że źle przekazało swoje współczucie i troskę.
— Przepraszam — powiedziało cicho, po czym przeszło do zmiany tematu. — Powinniśmy odprawić uroczystości pogrzebowe. Czy zechciałbyś nam w tym pomóc?
— Oczywiście — przytaknął kocur. — Ale potrzebuję silnych łap do przeniesienia i pogrzebania ciał. W sumie, zapytaj Niedźwiedziego Pazura i Dzikiego Kła czy mogliby pomóc.
Jaśminowy Sen przytaknęło. To wcale nie był głupi pomysł...
— Niedługo wrócimy.
***
Para się rozdzieliła. Rdzawe Futro miała odwiedzić Dziki Kieł, zaś Jaśminowy Sen obrało za cel swojego szwagra, Niedźwiedzi Pazur. Ta mała, ciapowata larwa, która jakimś cudem wzbudziła litość w ich siostrze, nie dała się znaleźć przez dłuższy czas. W końcu okazało się, że arlekin dopiero wracał z wyprawy po zwierzynę. Chociaż Jaśmin wolałoby, żeby upolował więcej niż jednego wróbelka...
— Jaśminie! — krzyknął entuzjastycznie, wierząc, że szanowny szwagier za nim przepada. W międzyczasie Jaśmin nie potrafiło określić, co czuje w stosunku do Niedźwiadka. Może niechęć? Tak, Piegusek bywała jędzowata, acz zasługiwała na kogoś lepszego.
— Niedźwiedzi Pazurze — spojrzało na marne jadło, które musiało chwilę poczekać na trawie. — Nie było cię stać na więcej?
— A, to... eee... — Wojownik speszył się. — To dla Piegowatej Mordki. Jest na mnie zła, ale nie chce powiedzieć o co. Myślisz, że jej się spodoba...
Szynszylowe przewróciło oczami bezdusznie.
— Zanieś to jej, a potem odszukaj mnie i Bluszczowe Pnącze. Potrzebujemy cię przy grzebaniu zmarłych.
— Co... znaczy... eee... tak, jasne, przyjdę...
— Musisz, Niedźwiedziu. Twój zastępca ci każe.
Okej, musiało przyznać, że zaczęło się odnajdywać w tej roli. Może faktycznie nie będzie tak źle.
***
Nim zakopano poległych, rozpoczęło się czuwanie, w którym brał udział każdy, kto chce. Odbywali je w milczeniu. Był to również czas na rozważania. Jakie błędy popełnili, że to się stało? Jak uniknąć czegoś podobnego w przyszłości? W końcu byli wolni, ale za jaką cenę? Nic nie przychodziło do głowy - tylko tyle, że muszą coś zrobić. Jakoś wyciągnąć wnioski... Iskrząca Gwiazda będzie miała trudne zadanie, a Jaśminowy Sen powinno jej pomóc. Jest dużo do zrobienia.
Nigdy więcej takich ofiar...
— Płoń, rzeźniku, płoń. — Nie powiedziało tego na głos, acz miało na myśli Lisią Gwiazdę, którego nie mógł spędzić z myśli, kiedy patrzył na zastygniętego Miętową Gwiazdę. Ciekawe, czy choć na chwilę odzyskał świadomość. Jaśmin nie umiało wyobrazić sobie wielkości tego uczucia - tej bezradności, kiedy ktoś porusza twoim ciałem, niczym marionetką, tak mimowolnie. Związane łapy, dusza utkwiła w bezruchu. Nie było ratunku.
Przynajmniej teraz mogli go godnie pożegnać.
Zakopywanie trwało całą noc, właściwie to do późnego ranka. Po tym Bluszczowe Pnącze, Niedźwiedzi Pazur, Dziki Kieł i Jaśminowy Sen rozeszli się.
***
— Infekcja — podsumował Bluszczyk po oględzinach Gawroniego Skrzydła.
— Mam wrażenie, że to ucho mi płonie — mruknęła szylkretka. — I słabo słyszę...
Do legowiska medyka weszło Jaśminowy Sen. Medyk chętnie skorzystał z okazji, że ich widzi.
— Oh, Jaśminie, dobrze, że jesteś! Podasz mi skrzyp?
Wojownik rozpoczął poszukiwania ziela, próbując przy okazji zagadać pana swej nory.
— A gdzie jest Cicha Łapa?
— Wysłałem ją po zioła — odparł, po czym przyjął ziele skrzypu od przyjaciela. Ten je przeżuł na papkę i nałożył do środka ucha. Gawronie Skrzydło zadrżała.
— Co za śmieszne uczucie — Szylkretka zachichotała. — Jak długo muszę czekać, żeby przestało boleć?
— Niedługo — odparł pogodnie medyk. — Jakby nie pomogło, daj znać.
— Dobrze! Dziękuję! — Uradowana wojowniczka pokuśtykała do wyjścia. — Do widzenia, Bluszczyku i Jaśminie!
Jaśmin kiwnęło głową na pożegnanie i zwróciło się do przyjaciela.
— Przyszłom sprawdzić, czy czegoś nie potrzebujesz i jak się czujesz.
(wyleczona Gawronie Skrzydło)
<Bluszczyku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz