Ciemne niebo, które zwykle było rozświetlane przez bladą tarczę księżyca i gwiazdy, przybrało barwę gęstej smoły. Nie wiedział gdzie niosą go łapy i jak je zatrzymać - skręcona noga przestała boleć i była w pełni sprawna.
- Jałowa Łapo! Pomóż mi!
Spojrzał się w bok, mijając drzewo. Na niewielkiej polanie znajdowała się Miodowy Obłok, wrzeszcząca w agonii. Króliczy Sus bez resztek skruchy wydrapywała jej lewe ślepię, sprawiając, że łączkę pokryła rdzawa krew.
- Jałowa Łapo!
Krzyknęła ponownie, gdy bura ugryzła ją w gardło.
- N-nie mogę! - wrzasnął, starając się ruszyć czymkolwiek - choćby uchem. Jakby był przyklejony do ziemi. Zielone oczy kocura wpatrywały się w bicolorkę, która odchodziła, rechocząc szczęśliwie.
- Jałowy Pyle! - rozległ się kolejny płaczliwy głos. - Dlaczego mnie nie uratowałeś?
Odwrócił się w przerażeniu. Za nim stał brudny kot z wykręconą łapą. Dopiero gdy otworzył oczy rozpoznał, że tym kotem jest Jałowcowy Świt. Dawny mentor.
- Dlaczego mi nie pomogłeś?
Nie odpowiedział, wpatrując się w martwego.
- Dlaczego Jałowy Pyle? Dlaczego to zrobiłeś? Mogłeś. Mogłem żyć.
W jego uszach zadzwoniły ostatnie słowa kota.
Kocham was, nie płaczcie.
- Ja.. Ja...
- Ty mi nie pomogłeś. Zostawiłeś kota w potrzebie. Zginąłem. To twoja wina.
Kocur miał już wykrzyczeć głośne przeprosiny, jednak w ułamku sekundy czekoladowy zniknął.
Echo słów umarłego wojownika powoli gasło, odbijając się od gałęzi. Błagał, by to się już skończyło. Nie mógł znieść poczucia winy. Kulił się, czekając na najgorsze. Las jednak pozostawał taki sam jak wcześniej.
Podniósł ostrożnie głowę. Głucha cisza dzwoniła w jego uszach. Spokojne chmury sunęły po niebie, tak samo jak księżyc, a wiatr delikatnie muskał jego sierść. Odetchnął z ulgą, po czym jednak ciszę rozerwał jęk.
Najpierw jeden, cichy, potem następne, przecinane łkaniem i odgłosami pociągania nosem. Zastrzygł uchem i chcąc czy nie chcąc, poszedł w tamtą stronę.
Odgłosy płaczu były coraz głośniejsze i wyraźniejsze. W końcu, przy skale, znalazł płaczącą kotkę, opatuloną nocną kołderką. Serce mu zabiło szybciej, jednak ta nie zauważyła niebieskiego. Wciąż zalewała się łzami, ignorując cały świat.
Łapy poniosły go w jej stronę. Nie wydawał żadnego dźwięku, chodził lekko, odbijając się od źdźbeł trawy. Mimo wszystko nagle kocica się obróciła i wlepiła w niego całkowicie czarne oczy, z których leciały równie czarne łzy.
- Jałowy Pyle.
Nie odezwał się.
- Jałowa Łapo! Pomóż mi!
Spojrzał się w bok, mijając drzewo. Na niewielkiej polanie znajdowała się Miodowy Obłok, wrzeszcząca w agonii. Króliczy Sus bez resztek skruchy wydrapywała jej lewe ślepię, sprawiając, że łączkę pokryła rdzawa krew.
- Jałowa Łapo!
Krzyknęła ponownie, gdy bura ugryzła ją w gardło.
- N-nie mogę! - wrzasnął, starając się ruszyć czymkolwiek - choćby uchem. Jakby był przyklejony do ziemi. Zielone oczy kocura wpatrywały się w bicolorkę, która odchodziła, rechocząc szczęśliwie.
- Jałowy Pyle! - rozległ się kolejny płaczliwy głos. - Dlaczego mnie nie uratowałeś?
Odwrócił się w przerażeniu. Za nim stał brudny kot z wykręconą łapą. Dopiero gdy otworzył oczy rozpoznał, że tym kotem jest Jałowcowy Świt. Dawny mentor.
- Dlaczego mi nie pomogłeś?
Nie odpowiedział, wpatrując się w martwego.
- Dlaczego Jałowy Pyle? Dlaczego to zrobiłeś? Mogłeś. Mogłem żyć.
W jego uszach zadzwoniły ostatnie słowa kota.
Kocham was, nie płaczcie.
- Ja.. Ja...
- Ty mi nie pomogłeś. Zostawiłeś kota w potrzebie. Zginąłem. To twoja wina.
Kocur miał już wykrzyczeć głośne przeprosiny, jednak w ułamku sekundy czekoladowy zniknął.
Echo słów umarłego wojownika powoli gasło, odbijając się od gałęzi. Błagał, by to się już skończyło. Nie mógł znieść poczucia winy. Kulił się, czekając na najgorsze. Las jednak pozostawał taki sam jak wcześniej.
Podniósł ostrożnie głowę. Głucha cisza dzwoniła w jego uszach. Spokojne chmury sunęły po niebie, tak samo jak księżyc, a wiatr delikatnie muskał jego sierść. Odetchnął z ulgą, po czym jednak ciszę rozerwał jęk.
Najpierw jeden, cichy, potem następne, przecinane łkaniem i odgłosami pociągania nosem. Zastrzygł uchem i chcąc czy nie chcąc, poszedł w tamtą stronę.
Odgłosy płaczu były coraz głośniejsze i wyraźniejsze. W końcu, przy skale, znalazł płaczącą kotkę, opatuloną nocną kołderką. Serce mu zabiło szybciej, jednak ta nie zauważyła niebieskiego. Wciąż zalewała się łzami, ignorując cały świat.
Łapy poniosły go w jej stronę. Nie wydawał żadnego dźwięku, chodził lekko, odbijając się od źdźbeł trawy. Mimo wszystko nagle kocica się obróciła i wlepiła w niego całkowicie czarne oczy, z których leciały równie czarne łzy.
- Jałowy Pyle.
Nie odezwał się.
- Zginęłam. Przez ciebie. Zabiłeś mnie. To twoja wina.
Wbił wzrok we własne łapy, by nie patrzeć na pustkę ślepi kotki, jednak krzyknął przerażony, zerkając na krwawe ślady, które na nich miał.
Podniósł ponownie łeb. Tym razem to Różanecznik miała głęboką ranę na gardle.
- Broniłam mojego wnuka, którego kochałam. Odebrałeś mi życie, Jałowy Pyle. - powiedziała kotka, nie przestając ronić łez jedna po drugiej. - Sprawiłeś, że Rumiankowa Łapa jest sam. Moje kochanie. Obroniłam je za cenę życia.
Zaczął drżeć, nie mogąc wypowiedzieć choćby słowa. Moja wina. Zamordowałem. Jego wina...
- Zgiń w męczarniach, niczym my, Jałowy Pyle. Zdychaj jak chory królik! - warknęła nagle stara kocica. Zamachnęła się i uderzyła siarczyście kocura. Osunął się na ziemię i już nic więcej nie pamiętał.
Wbił wzrok we własne łapy, by nie patrzeć na pustkę ślepi kotki, jednak krzyknął przerażony, zerkając na krwawe ślady, które na nich miał.
Podniósł ponownie łeb. Tym razem to Różanecznik miała głęboką ranę na gardle.
- Broniłam mojego wnuka, którego kochałam. Odebrałeś mi życie, Jałowy Pyle. - powiedziała kotka, nie przestając ronić łez jedna po drugiej. - Sprawiłeś, że Rumiankowa Łapa jest sam. Moje kochanie. Obroniłam je za cenę życia.
Zaczął drżeć, nie mogąc wypowiedzieć choćby słowa. Moja wina. Zamordowałem. Jego wina...
- Zgiń w męczarniach, niczym my, Jałowy Pyle. Zdychaj jak chory królik! - warknęła nagle stara kocica. Zamachnęła się i uderzyła siarczyście kocura. Osunął się na ziemię i już nic więcej nie pamiętał.
***
Obudził się z wrzaskiem. Szybko zrozumiał, co się święci i przestał. Rozejrzał się po wszystkich kotach z legowiska medyka, czy oby na pewno nikogo nie obudził. Każdy z nich spał twardym snem, nawet ten kretyn Żar. Chrapał głośno. Przecież nawet jego krzyki były cichsze niż to, co robi jego gardło! Chętnie by je rozerwał, ale nie dziś. Jest środek nocy, a on jeszcze nie zwariował na tyle, by robić to samo co rudy niedawno.
Odetchnął, zachwycając się w duchu jedną z ostatnich ciepłych nocy.
Nienawidził koszmarów. Za każdym razem było w nich to samo, a jednak wciąż przerażało. Nie pozwalało mu zapomnieć o tym co zrobił.
To była ciemna, cicha noc. Pojedyncze chmurki sunęły po tarczy nieba. Szeleściła trawa pod wpływem lekkiego wiatru. A on dusił się ziołami ze skręconą łapą. Spacer dobrze mu zrobi.
Wyciągnął się na ziemi, rozbudzając. Ziewnął potężnie. Wciąż nie do końca potrafił się poruszać sprawnie z opatrunkiem. Raz po raz niemal się wywracał, stawiając kroki. Ahh, to przyjemne, czyste powietrze.
- D-dlaczego? - usłyszał cichy szmer spoza obozu. Machnął ogonem w zdenerwowaniu. To nadal sen czy..?
Chyba lepiej to sprawdzić.
Minął Ziemniaczka, który stał na warcie, czy też spał. Chrapał on na ziemi w najlepsze, śniąc pewnie o jakichś niezwykłych wydarzeniach. Ewidentnie każdy o czerwonej sierści nie trzyma języka za zębami nawet gdy śpi. Przestraszył się, gdy wychodząc z obozu rudy gwałtownie się poruszył. Wolał uciec, nim ten się obudzi.
Delikatnie stawiał łapy, by wydawać jak najcichsze dźwięki. Kto wie, może to jakiś agresywny włóczęga? Chociaż wątpił, wolał zachować szczątki ostrożności.
Jako że tereny Klanu Burzy nie należały do tych które są najlepszymi kryjówkami, nie umknęło mu w ciemności niemal całkowicie białe futro.
Czy oczy go nie mylą?
Czy to Głaz?
- Gła-głazik? - odezwał się niepewnie. Kotka odwróciła się natychmiast. Jej oczy były czerwone i mokre, a sama uczennica była przerażona obecnością innego kota.
- Kim jesteś? – wysunęła pazury, przybierając postawę bitewną. Najwyraźniej nie rozpoznała w nim swojego ojca.
- To ja, Jałowy Pył!
- T-tato?
Skuliła się. Nie wyglądała na Głaz jaką znał. Gdzie ta pewność siebie, poważna postura i silny głos? Teraz nie przypominała Głazowej Łapy, tylko mysz, kulącą się ze strachu przed łowcą.
- Coś się stało? – podszedł bliżej, utykając.
- Nic.
- Słyszałem jak płaczesz. – usiadł obok niej i owinął wokół córki ogon. Tak naprawdę to za bardzo się nie znał na życiu prywatnym kotki. Czy ma jakichś przyjaciół, wrógów, jak jej idzie nauka, co lubi, czego nie. To było przygnębiające.
- Myślisz, że Kamienna Agonia też czasem płacze gdy nikt nie widzi? – zmieniła temat, wpatrując się w niebo. Zrobił to samo, szukając gwiazd.
- Każdy to robi. Jestem pewien, że Kamień również. – uśmiechnął się lekko. Chwilę się zastanawiał, lecz po tym polizał szylkretkę po uchu. – Lepiej?
- Może.
- Jestem twoim ojcem, możesz mi powiedzieć wszystko. Chyba.
- Mam dość Marchewy. – pociągnęła nosem. – Jedyne co robi to na mnie warczy. - pokręciła łbem, widocznie myśląc nad tym, co powiedzieć potem. - Dlaczego tak właściwie się z nią związałeś? – spojrzała na niego, świdrując oczami. Nie to pytanie. Nie był gotowy, by powiedzieć jej prawdę. Choć szczerze, nigdy by nie był.
- To skomplikowane.
- Obłoczna Łapa mówiła mi, że jej wcale nie kochasz. Że powstaliśmy tylko, by cię zmusić do bycia z nią. T-to prawda?
Zaniemówił z otwartym pyskiem. Skąd ona mogła to wiedzieć? To było przecież wręcz niemożliwe. Po prostu.. jakim cudem?
- Tak?
Poczuł jak oczy mu się mimowolnie zaszkliły.
- T-to się z-zmieni, Głazowa Łapo. Obiecuję. – przytulił kotkę. To musiało być dla niej niszczące. Wychowywać się w niekochającej rodzinie, z okropną matką, w okropnym środowisku.
- Płaczesz? Myślałam, że kocury nie płaczą.
- Myślę, że każdy czasem płacze. Nawet najsilniejsi. - ponownie delikatny uśmiech pojawił się na jego pysku. - Wracaj do obozu. Potrzebujesz siły na trening jutro.
Poczuł jak oczy mu się mimowolnie zaszkliły.
- T-to się z-zmieni, Głazowa Łapo. Obiecuję. – przytulił kotkę. To musiało być dla niej niszczące. Wychowywać się w niekochającej rodzinie, z okropną matką, w okropnym środowisku.
- Płaczesz? Myślałam, że kocury nie płaczą.
- Myślę, że każdy czasem płacze. Nawet najsilniejsi. - ponownie delikatny uśmiech pojawił się na jego pysku. - Wracaj do obozu. Potrzebujesz siły na trening jutro.
Uczennica skinęła głową i zamruczała.
- Umiesz dojść do obozu z tą nogą? Jak ty to właściwie zrobiłeś?
- Opowiem ci jutro, gdy pójdziesz spać.
- Nie jestem dzieckiem.
- Jesteś.
- A ty jesteś głupi, bo Żar cię sklepał tak, że utykasz.
- Hej!
Kotka z drgającymi z rozbawienia wąsami odbiegła w stronę obozu.
Patrzył jak jej ogon znika gdzieś w zaroślach. Nie znał dobrze swoich dzieci. Chciałby wiedzieć więcej.
Westchnął głośno i kuśtykając również wrócił do obozu, by kontynuować, tym razem dobry sen. A przynajmniej na taki miał nadzieję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz