Jabłkowa Bryza poczuł, jak jego serce rozpada się na maleńkie kawałeczki. Kocięta nie powinny patrzeć, jak ich rodzice pokutują za popełnione grzechy. Kocięta nie powinny oczekiwać na matkę, która próbowała zadośćuczynić zabójstwo.
- Mama ma b-bardzo ważną pracę do wykonania - stwierdził szybko, opiekuńczo owijając ogon wokół syna. Chciał ochronić go przed zimnem i złem tego świata. Nie mógł go zawieść. - Jeśli nie chcesz wychodzić na zewnątrz, może pobawimy się w coś razem? - zaproponował nieśmiało, uśmiechając się delikatnie.
Nie mógł pokazać Rudzikowi, jak bardzo miał ochotę przeklinać niesprawiedliwy los.
***
*zaraz po śmierci Rzecznej Łapy*
Chciał krzyczeć. Wbijał pazury w suchą ziemię i błagał Klan Gwiazdy, by to wszystko okazało się tylko głupim snem. Łzy spływały mu po policzkach. To było takie niesprawiedliwe, to nie powinno spotkać jego dziecka. Dygotał, wtulony w futro Orzechowego Zmierzchu.
- M-muszę stąd wyjść - wydukał, czując, że zbiera mu się na wymioty. Nie potrafił zapewnić bezpieczeństwa swojej kruszynce. Zawiódł. Zawiódł wszystkich. Był porażką.
Na miękkich łapach wytoczył się z legowiska medyka. Świeże powietrze, tak różniące się od odoru ziół, uderzyło go w pysk. Łapczywie nabierał oddechy. Tonął w natłoku własnych myśli, które krzyczały zbyt głośno, by mógł je zignorować. Obóz był zbyt pełny i zbyt jasny, a jednocześnie zbyt pusty i mroczny, bo nie było w nim Rzecznej Łapy. Wszyscy żyli własnym życiem, nie zwracali uwagi na tragedię, która właśnie się wydarzyła. Jabłkową Bryzę wypełniła wściekłość. Przeorał pazurami ziemię, wydając z siebie skowyt bólu.
Nagle jego spojrzenie spotkało się ze wzrokiem Kurkowej Pieśni. Przez chwilę wpatrywali się w siebie bez ruchu - oboje wypełnieni cierpieniem i żalem do tego okrutnego świata. Byli w tym razem.
To przyniosło częściowe ukojenie.
***
*po mianowaniu Ptasiego Jazgotu na wojowniczkę*
Jabłkowa Bryza przedzierał się przez tłum otaczający Ptasi Jazgot, ściskając w pysku niedawno zerwany kwiat. Nerwowo rozglądał się dookoła, szukając wzrokiem skrytego wśród członków Klanu Nocy wojownika. Po chwili namierzył przyjaciela i powolnym krokiem zaczął zmierzać w jego kierunku.
- Tym razem nie przyniosłeś mi róży? - Kurkowa Pieśń zmierzył go podejrzliwym spojrzeniem, zauważając podchodzącego kocura.
- Nie wiedziałem, że Ptasi Jazgot ma zostać dzisiaj mianowana. - Poczucie winy uderzyło w Jabłkową Bryzę. Pochylił głowę, kładąc przed rudzielcem zmiętego chabra. - Chociaż pewnie i tak nie byłbyś zadowolony z róży.
- Twoje kwiaty są niczym w porównaniu do Sarenki i Żabki. Nie chcę ich - burknął chłodno wojownik, wbijając spojrzenie w ziemię. Liliowy wydał z siebie cichy pomruk żalu. Mógł pomóc Kurce, ratując Sarenkę i Wrzosową Polanę. Mógł ochronić go przed bólem.
- Przepraszam - mruknął, zwieszając głowę. Kurkowa Pieśń rzucił w jego kierunku krótkie spojrzenie, a point miał wrażenie, jakby jego ślepia na chwilę wypełniły się współczuciem. Być może było to tylko przewidzenie, jednak ten krótki błysk znaczył dla Jabłuszka więcej niż tysiąc słów. - Czy możemy chociaż pójść razem na polowanie? Jak za dawnych czasów?
Rudzielec przez chwilę wpatrywał się w niego niezdecydowany. Jabłkowa Bryza był gotowy na odrzucenie, na nienawiść, na zmieszanie z błotem - mógł poświęcić swoją godność, bo pocieszenie przyjaciela było dużo ważniejsze.
- Jestem okropnym przyjacielem. Nie wiem, czemu się ze mną zadajesz. Wszystko psuję - jęknął po chwili, kuląc się. Liliowy natychmiast zerwał się, by zaprzeczyć, lecz zanim zaczął mówić, rudzielec mruknął cicho. - Możemy iść, jeśli chcesz.
Poczuł, jak ciepło wypełnia jego serce. Wciąż była nadzieja. Miał o co walczyć.
Z pomrukiem radości wtulił głowę w futro Kurkowej Pieśni, obiecując sobie, że pewnego dnia sprawi, że ponownie będzie pachniało jaskrami.
***
Czasami Jabłkowa Bryza budził się tylko po to, by odkryć nieobecność Kurkowej Pieśni w legowisku wojowników. Strach wtedy ściskał mu gardło, a futro samo z siebie stawało dęba. Jego myśli krzyczały. Kurka zamierzał go zostawić tak jak wszyscy inni, Kurka chciał zrobić sobie krzywdę, Kurka… Czasami udawało mu się uspokoić i wrócić do snu. Rudzielec był przecież dorosły, potrafił do siebie zabrać. Musiał mu zaufać. Musiał respektować jego prośby. Jednak częściej nie potrafił się zmusić do wtulenia się w miękkie futro Orzeszki i powrót do świata snów. Zrywał się wtedy na równe łapy i, nie mogąc złapać oddechu, wybiegał z legowiska wojowników.
Zawsze znajdywał Kurkę w tym samym stanie - pochylonego nad grobami bliskich. Za
każdym razem łamało mu to serce.
Prawda była taka, że Jabłkowa Bryza żył dla innych. Nigdy nie liczyły się jego emocje, pragnienia, czy durny strach. Zawsze chodziło o innych. Tak musiało być. Trwał w tym dziwnym układzie, przynosząc złamanemu Kurce mieczyki, zbierając dla Orzeszki, która miała krew na łapach, piękne stokrotki i zanosząc na groby zmarłych świeżo zerwane narcyzy.
Nie było tak, że tego całkowicie nienawidził. Kiedy był z bliskimi, czuł się bezpiecznie. Wszystko było w porządku, nic złego nie mogło im się stać. Nie ważne jak bardzo Kurka by go nienawidził, Jabłko czuł spokój, gdy był przy nim.
Dlatego właśnie również tej nocy pobiegł na poszukiwanie wojownika.
- Kurko, proszę, wróć ze mną do legowiska - mruknął cicho, trącając przyjaciela nosem. Rudzielec odwrócił się natychmiast, sycząc głośno. Serce Jabłkowej Bryzy ścisnęło się z bólu - oczy młodszego kocura były wypełnione łzami.
- Nie możesz się odczepić?! - warknął. Point cofnął się, zaskoczony nagłym wybuchem.
- Nie mogę - stwierdził cicho. - Jesteś dla mnie ważny, nie zostawię cię.
- Gdybym naprawdę był dla ciebie ważny, nie wybrałbyś Orzechowego Zmierzchu - wypalił rudzielec, wpatrując się na niego ze złością. Jabłkowa Bryza poczuł, jak serce podchodzi mu do gardła. - Gdybym był dla ciebie ważny, nie zostawiłbyś mnie - syknął, wściekle wymachując ogonem.
Point wpatrywał się w przyjaciela z bólem. Chciał powiedzieć tak wiele rzeczy, chciał wyznać, jak bardzo mu na nim zależy, jak bardzo go kocha, ale nie wie jak to okazać.
Jednak nie potrafił wydobyć z siebie głosu, więc po prostu zrobił to, co umiał najlepiej - uciekł. Odchodząc, słyszał jak oddech Kurki uspokaja się, jakby cała wściekłość zaczęła z niego opadać. Nie potrafił jednak się odwrócić.
I wtedy właśnie wleciał z impetem na wychodzącego z legowiska wojowników Rudzikowy Śpiew.
< Rudziku? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz