Myszek kiwnął zawstydzony łbem. Dziwnie się czuł po nocy spędzonej z kotką. Tak inaczej. Sam nie wiedział jak to nazwać.
— Dziękuję. — mruknął niepewnie.
Wpatrywał się w kotkę jeszcze uderzenie serca, nie wiedząc czy coś jeszcze powiedzieć. Powinien? Nie miał pojęcia. Nigdy jeszcze nie był tak blisko z... kotką. Przełknął ciężko ślinę.
— Do zobaczenia! — miauknął i pędem ruszył przed siebie.
Wolał nie widzieć zapewne zażenowanego pyska Ryjówki. Młodsza kotka musiała niańczyć go jak kocie. Pewnie go nienawidziła. On siebie też. Był taki tchórzliwy. Niepewny siebie. Niemęski. W jej oczach był tylko denerwującym rzepem na ogonie.
Westchnął, gdy zbliżył się do obozowiska. Czekała go jeszcze rozmowa z Miętową Gwiazdą.
* * *
*po wygnaniu Mlecznego Płatka*
Mysi Krok wpatrywał się w swoje łapy przerażony. Nie spał już drugi wschód słońca. Nie wierzył w to co się stało. Nie umiał. Nie mógł.
Zabił.
Czuł krew na swoich łapach. Słyszał nadal wrzaski. Nerwowe drżenie serca. Nierówny oddech. Nie wiedział co zrobić. Nie umiał nic zrobić. Chciał umrzeć, ale śmierć przerażała go za bardzo. Nie poniósł kary. W ślipiach pozostałych był niewinny. Tylko on był świadom swojej zbrodni. Powinien się przyznać...? Zerwał się na łapy, ale po uderzeniu serca usiadł. Pokręcił łbem.
Nie. Miętowa Gwiazda go zabije. Rozszarpie. Wypatroszy. Widział szaleństwo. Płonące szaleństwo i furię w zielonych ślipiach rudego lidera.
— Mysi Kroku, dlaczego to zrobiłeś...? — rozległ się za nim.
Słoneczna Polana spoglądała na niego zmartwiona. Myszek zamarł.
— Ja... J-ja nie ch... chciałem! — zaczął nerwowo, jąkając się.
Łzy zaczęły moczyć futro kremowego kocura.
— Na... na-naprawdę! Przy... przyrzekam! Ja... ja naprawdę nie chciałem...
Wojowniczka podbiegła do niego. Przywarła do boku dawnego mentora.
— Nie martw się, Mysi Kroku. Mroźny Oddech zrozumie. Nie będzie ci miała za złe tego jednego patrolu. Wszyscy jesteśmy w szoku tym co się stało. Dobrze, że winny poniósł konsekwencje.
Mysi Krok pokręcił łbem, płacząc. Mleczny Płatek. On poniósł jego karę. To Mysi Krok powinien ją dostać. To on powinien zostać wygnany. To on zawiódł. To on zabił.
— Może prześpij się...?
Sen? Nie mógł. Raz próbował. Zajęczy Omyk i jej kocięta nawiedzały go. Oskarżali. Grozili. Płakali. Gąsieniczka i Potoczek. Z ich małych zgniłych łebków leciały krwawe łzy. Wyciągały do niego kościste łapki. Zajęczy Omyk powtarzała w kółko, że zabił dwa małe niewinne kocięta. Kocięta, które miały przed sobą całe życie.
—...N-nie... j-ja muszę... m-muszę się przejść... — wydukał cicho zapłakany.
Nie mógł tu zostać. Nie zasługiwał na to wszystko. Powinien zdechnąć w męczarniach. Jak Zajęczy Omyk i jej kocięta. Wybiegł z obozowiska. Gnał przed siebie. Nie wiedział gdzie. Nie mógł się zatrzymać. Nie mógł myśleć. Ciche szepty we łbie podpowiadały mu zakończenie swojego życia. Sam nie wiedział, czy należały do niego. Ale brzmiały tak właściwie.
— Co ty tu robisz, mysi móżdżku? — znajomy głos miauknął.
Mysi Krok zatrzymał się. Odwrócił niepewnie za siebie.
Ryjówka.
— Ryjówko... — miauknął żałośnie, zanosząc się ponownie płaczem.
Kotka spoglądała na niego zdezorientowana.
— Znowu czegoś się przestraszyłeś? — zapytała zażenowana.
Kocur pokręcił łbem. Sam nie wiedział co powiedzieć.
Co powinien?
Czy powinien?
Nerwowo drżąc, stał przed coraz bardziej zirytowaną kotką.
— No więc? Nie mam całego dnia na ciebie. — mruknęła.
Myszek spojrzał niepewnie w jej ślipia.
— Za... za-zabiłem... k-kogoś...
<Ryjówko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz