Wpatrywał się w swoje łapy, nigdy nie sądził, że skończy w taki sposób. Jakoś tak... zawsze obstawiał, że wpadnie we wnyki albo zginie na wojnie. A tymczasem proszę - coś, co wydawało się być niegroźne postawiło go na granicy życia i śmierci. Zwinął się w kłębek, przymykając ślepia. Ponownie wstrząsnął nim dreszcz oraz ból, gdy zaczął wypluwać krew ze swojego pyska podczas kolejnych spazmów kaszlu.
Nie miał nawet siły brać ziół, robił to jednak dla Żabki, z którą chciał się jeszcze chociaż raz zobaczyć. Kochał ją z całego serca i nie wyobraził sobie odejść bez pożegnania.
Wiele nocy przepłakał z tego powodu.
Bał się, po prostu się bał.
Może to była ironia, bo jednak czasem zastanawiał się jak zginie, a teraz gdy przyszło co do czego - był przerażony niczym małe kocię. Leszczynowej Bryzy jednak nie obchodziło to ani trochę.
Potrójny Krok cały czas powtarzał, że ma jeszcze szanse, że wyjdzie z tego.
On jednak już dawno stracił nadzieję. Był słaby, nie miał siły wyjść nawet na zewnątrz i załatwić swoich potrzeb.
Kolejny raz jego ciałem wstrząsnął potężny atak krwawego kaszlu.
Niemalże cała klatka piersiowa wraz z pyszczkiem i łapami była ubrudzona krwawą-glutowatą mazią. Jakoś tak nie myślał, by się umyć...
Pociągnął nosem, zwijając się ponownie w ciasną kulkę.
Ile to jeszcze będzie trwać? Jak długo będzie się męczył?
— Potrójny Kroku... — zaczął cicho, spoglądając zamglonymi ślepiami na medyka — Zawołasz do mnie Żabkę? — poprosił słabo, czując, jak w jego ślepiach zbierają się łzy. Kocur otworzył pysk, chcąc zaprotestować, jednakże widząc stan w jakim był rudy - bąknął coś pokroju "byle na chwilę", po czym zniknął na moment.
Leszczynek nastawił uszu, zaś jego pysk ozdobił słaby, ledwie widoczny uśmiech, gdy znajoma mordka pojawiła się w wejściu do legowiska.
— Hej Żabko... — miauknął, przyglądając się jej oczarowany — Pięknie w-wyglądasz — sapnął, nim zaniósł się obrzydliwym kaszlem. Ubrudził przy tym legowisko, jednakże nie to było teraz najważniejsze.
Kotka jakby wystraszona, podeszła bliżej, ostrożnie stykając się z nim nosami. Rudzielec zamruczał słabo, przymykając ślepia na moment. Chciał płakać, jednakże całą siłą jaka mu została powstrzymywał się, by tego nie robić.
Czuł, jak jego oddech powoli słabnie.
Czyli miał rację, nie zostało mu zbyt wiele czasu.
— Kocham cię, wiesz?
Żabka kiwnęła łebkiem, mrucząc. Ten widok tak bardzo rozgrzał mu serce... Przytuliła się do niego, szepcząc, że też go kocha.
W odpowiedzi Leszczynek liznął ją po czole, poprawiając przy okazji kwiatek, który miała za uchem.
Uśmiechnął się pogodnie.
Jakoś tak... z każdym uderzeniem serca stawał się bardziej senny. Sekunda po sekundzie powoli opadał na legowisko, aż ostatecznie - nie miał siły unieść nawet głowy.
— D-dzięk-kuję Żabko... Z-za w-wszystko... — wymamrotał między spazmami kaszlu. W ślepiach zatańczyły mu łzy. To było jasne - umierał, nie było już odwrotu — N-nie t-tak miało t-to wyjść... N-nie t-tak... — miauknął, zaczynając składać zdania bez składu i ładu. Czuł jak na jego policzek kapią łzy, nie jego a czyjeś.
Czuł się okropnie, że musiała to widzieć ale... ale chciał ten ostatni raz się w nią wtulić... Starsza chyba wyczuła jego intencje, powoli ułożyła się obok, pozwalając, by wojownik wtulił się w nią, zwijając w kłębek niczym małe kocię.
Zamknął niebieskie ślepia, czując jakby coś ciężkiego opadało na jego ciało. Powoli, powolutku zapadał w głęboki sen, zaś jego serce zwalniało.
Ostatni oddech.
Ostatnia łza.
Ostatnie bicie serca.
Nim przekroczył próg śmierci zdołał wyszeptać ciche "Kocham cię" a rozlegający się na niebie krzyk dzikich gęsi przywiódł rozkoszne wspomnienia.
Zasnął z uśmiechem na pyszczku ale i wyrzutami sumienia.
Nie tak chciał umrzeć.
Nie tak to miało wyglądać.
Nie tak...
Mimo radości z ponownego spotkania najbliższych - spoglądał poprzez wyrwę w chmurach na łkającą kotkę. Obiecał sobie, że będzie nad nią czuwał do dnia, aż do niego nie dołączy.
Żegnaj Żabko, dziękuję za wspólną przygodę...
Żegnaj Leszczynku :(
OdpowiedzUsuńTo jest zbyt smutne
OdpowiedzUsuń