Wilcze Serce nie pojawił się w jego kolejnym śnie. Ani następnym, czy jeszcze kolejnym. Kawka sfrustrowany krążył po swoich terenach. Nie rozumiał czemu dopiero teraz tata go odwiedził. Czemu nie próbował ponownie nawiedzić syna w śnie. Może faktycznie nie dbał o niego. Kawka i tak czuł, że nigdy się dla niego nie liczył. Ani on, ani Mały Wilk. Obydwoje urodzili się jak zmarł. Gdy już był w Klanie Gwiazd i nie obchodziła go jego rodzina. Myśli kocura powędrowały ku Psiej Łapie. Może jego wolał nawiedzać ojciec. Syna ze swojego romansu. A może to Cętkowany Liść była jego romansem? Przykrywką wierności wobec klanu. Kawka wściekły kopnął leżący kamień. Ciężki głaz nie ruszył się ani mysią długość, a czarny pisnął z bólu.
— Na ostry i ciernie!
Coś poruszyło się w krzakach. Kawka prychnął. Może los postanowił ofiarować kolejną kaleką zdobycz. Nie zamierzał tym wzgardzić. A sprawdzić nie zaszkodzi. Włożył pysk w krzew. Cudem minął się z pazurami. Liliowa kupa futro oddychała nierówno. Znał ją.
Wariatka.
— Co ci?
Nie otrzymał odpowiedzi. Kotka charczała, kaszląc. Jej ślipia błądziły po zmieniających kolor liściach. Nie wyglądała za dobrze. Śmierdziała śmiercią. Wyglądała żałośnie i okropnie. Zupełnie jakby zaraz miała odejść na drugi świat.
— Nie znam się na ziołach, ale jak opiszesz mi je to mogę ci je przynieść. — zaproponował niepewnie kotce.
Liliowa zakaszlała. Zapach krwi nasilił się.
— Kolczasty... kolczasty krzew skradł gwiazdy... — wyszeptała. — Ptak o nieznanym imieniu... źródło zaranne... ocalałeś... nie po to, żeby żyć. Nieistotny promyk ciepła... on przyniesie nadzieję... nie przebaczaj... powita cię grono zimnych czaszek. Strzeż się pychy... ona... o-ona... — kaszel kotki się nasilił.
Liliowa zakaszlała. Zapach krwi nasilił się.
— Kolczasty... kolczasty krzew skradł gwiazdy... — wyszeptała. — Ptak o nieznanym imieniu... źródło zaranne... ocalałeś... nie po to, żeby żyć. Nieistotny promyk ciepła... on przyniesie nadzieję... nie przebaczaj... powita cię grono zimnych czaszek. Strzeż się pychy... ona... o-ona... — kaszel kotki się nasilił.
Jej brązowe ślipia wpatrywały się prosto w niego. Widział, jak powoli gasły. Jak powoli uciekało z nich życie. Aż cały blask i emocje zniknęły z nich. Ciało przestało się unosić. Cisza zapanowała dookoła nich. Jedynie bijące serce Kawki utwierdzało go w przekonaniu, że nadal żyje.
* * *
Słowa kotki nawiedzały umysł Kawki każdego wschodu słońca. Niczym modlitwę powtarzał je każdego wieczoru. Szedł w transie, stawiając niepewnie łapy przed siebie.
Świergot.
Uniósł łeb. Spojrzał na ptaka. Niebieski z brązowymi odznaczeniami. Nigdy wcześniej nie widział takie.
— Ptak o nieznanym imieniu... — miauknął do siebie.
Spojrzeli na siebie. Zwierzę utkwiło w nim wzrok i wniosło się ku niebu. Czarny obserwował go jeszcze uderzenie serce. Nie rozumiał nic. Nie był nawet pewny czy bełkot kotki miał jakiś sens. Może umierająca myliła rzeczywistość ze wymysłami swojego umysłu. Kawka spojrzał na łapy. Tak. To musiało być to. Musiał w końcu przestać szukać w tym drugiego dna. Przyspieszył krok. Musiał oczyścić umysł. Wybrać się gdzieś. Może do Burzowej Nocy? Tak dawno nie widział kotki. Cichy ból w klatce piersiowej sprawił, że Kawka poczuł już się kompletnie zagubiony.
Świergot.
Uniósł łeb. Spojrzał na ptaka. Niebieski z brązowymi odznaczeniami. Nigdy wcześniej nie widział takie.
— Ptak o nieznanym imieniu... — miauknął do siebie.
Spojrzeli na siebie. Zwierzę utkwiło w nim wzrok i wniosło się ku niebu. Czarny obserwował go jeszcze uderzenie serce. Nie rozumiał nic. Nie był nawet pewny czy bełkot kotki miał jakiś sens. Może umierająca myliła rzeczywistość ze wymysłami swojego umysłu. Kawka spojrzał na łapy. Tak. To musiało być to. Musiał w końcu przestać szukać w tym drugiego dna. Przyspieszył krok. Musiał oczyścić umysł. Wybrać się gdzieś. Może do Burzowej Nocy? Tak dawno nie widział kotki. Cichy ból w klatce piersiowej sprawił, że Kawka poczuł już się kompletnie zagubiony.
* * *
Jego plany się zmieniły wraz z obcą wonią na jego terenach. Ktoś beztrosko po nich chadzał, irytując Kawkę. Polował na jego zwierzynę. Spał jak u siebie. Czarny nie mógł tego tak zostawić. Zaczął tropić intruza. Nie zamierzał mu pozwalać na dalszą własnowolkę. Czuł jak powoli zbliża się do delikwenta. Przeskoczył konar. Gałązki pękły pod jego ciężarem zapowiadając jego nadejście.
— Okay, koniec twojego lenienia zada na moich terenach. — zaczął przemowę, wyciągając pazury.
Intruz nieco zaskoczony zerwał się na łapy. Wyglądał marnie. I dobrze. Kawka nie zamierzał walczyć. Nie miał siły na to. Nie mógł zostać ranny przed porą nagich drzew. Wystarczy, że przestraszy delikwenta. Zjeżył futro dla lepszego efektu.
Intruz odwrócił się w jego stronę. Niebieska para ślip utkwiła w nim spojrzenie.
— Nieistotny promyk ciepła, on przyniesie nadzieję... — mimowolnie wypowiedział te słowa, wpatrując się w kocura.
W swojego brata.
<braciak?>
— Okay, koniec twojego lenienia zada na moich terenach. — zaczął przemowę, wyciągając pazury.
Intruz nieco zaskoczony zerwał się na łapy. Wyglądał marnie. I dobrze. Kawka nie zamierzał walczyć. Nie miał siły na to. Nie mógł zostać ranny przed porą nagich drzew. Wystarczy, że przestraszy delikwenta. Zjeżył futro dla lepszego efektu.
Intruz odwrócił się w jego stronę. Niebieska para ślip utkwiła w nim spojrzenie.
— Nieistotny promyk ciepła, on przyniesie nadzieję... — mimowolnie wypowiedział te słowa, wpatrując się w kocura.
W swojego brata.
<braciak?>
O kurczę
OdpowiedzUsuń