Jastrzębi Podmuch czuła, jakby to w nią uderzył piorun.
Lodowatka. Jej córeczka.
Drżała. Dyszała ciężko. Po jej policzkach spływały łzy.
Dlaczego? Czy się myliła? Dlaczego to się stało? Lodowatka… Jej mała córeczka… Pełna życia. Radości. Nie zasłużyła na to. Jastrząb nie zasłużyła! Dlaczego ją straciła?! Dlaczego?!
Khy khy.
Drobne ciałko wstrząsane spazmami kaszlu.
“To wszystko jej wina”. “Przez nią chorują”. “Powinna zauważyć, że jej dziecko jest chore!”
Nie. Nie mogła w to wierzyć. Nie chciała. Lodowatka była niewinna. Ona była niewinna. To co się stało było bezsensowne i losowe. Nie mogła, nie…
Błysk. Grzmot. Cisza.
Kara nadeszła.
Trzęsła się, dławiąc własnymi łzami. Nie chciała w to wierzyć, nie mogła. Jej córeczka, jej mała córeczka…
W głębi serca jednak wiedziała.
Lodowata Łapa była winna. I spotkała ją zasłużona kara.
Jak każdego, kto przeciwstawi się Klanowi Gwiazdy.
Drżała, gdy zmęczone płaczem płuca starały się chwytać powietrze. Coraz wolniej. Coraz spokojniej.
Każdy, kto sprzeciwił się Klanowi Gwiazdy, zasłużył na karę. Każdy.
I w to wierzyła Jastrzębi Podmuch. Dlatego gdy wyrównała oddech, otarła pysk wierzchem łapy, ostatni raz pociągając nosem. Chwiejnie ruszyła w stronę legowiska wojowników. Łapa za łapą. Coraz pewniej.
Lodowata Łapa sprowadziła niebezpieczeństwo na klan. I zasłużyła na karę.
Nie powinna płakać po kimś takim.
Zgłosiła się do pomocy w zbieraniu ziół. Klan potrzebował każdej pary łap, a od momentu jak opuściła legowisko medyka, towarzyszyło jej poczucie, że powinna coś zrobić. Dla klanu. Dla Gwiezdnych. Więc robiła.
Wierzyła, że epidemia to próba. I że Klan Wilka wyjdzie z niej zwycięsko.
Nawet jeśli każdej nocy z mroku dochodziły szepty i nikt nie potrafił spać spokojnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz