- Dzień dobry Szepczący Wietrze i Gardeniowy Płatku przywitała się szylkretka. Ryk siedział przy swej partnerce zatroskany i przytknął swój nos do jego nosa. Podeszłyśmy do Gardeniowego Płatka. Nie podejrzewałam, że między nią a Wąsatym Pyskiem zaiskrzy. A tu co! Już niedługo będą mieli wspólne kociaki, nie mogłam się doczekać, kiedy tyle puszystych kulek zaleje obóz. Puszyste kulki (kociaki) są prześliczne, przepiękne i przeładne.
- Jak się czujesz? - spróbowałam jakoś zagadnąć liliową kotkę.
- Dobrze, ale bardzo boje się porodu - gdy to mówiła ciarki przeszły po jej plecach. Brzuch Gardenii był już bardzo duży. Wyglądała na trochę wychudzoną i zmęczoną, najprawdopodobniej nie spała przez ostatnie księżyce - Burzowe Futro, że to może nastąpić lada moment.
- Nie martw się, wszystko będzie dobrze - pocieszyła Nocna Burza i liznęła królową w ucho, a ta się rozpromieniła, lecz w jej oczach nadal było widać strach. Pożegnałyśmy się z przyszłymi matkami, wracając do obozu. Gdy rozmawiałyśmy w kącie, nagle rozległ się przerażający krzyk Gardenii, Burzowe Futro zerwała się do Żłobka, my pobiegliśmy za niej.
- Co się dzieje - spytała spanikowana medyczka.
- Ja chyba rodzę - powiedziała przerażona.
- Spokojnie, nie masz się czego bać... - uspakajała medyczka. Ból wyraźnie narastał, wszyscy zostali wygonieni ze żłobka, tylko Turkwia Łapa nie wiedział co począć, została uczniem medyka, zaledwie kilka dni temu, a już musiała przyjmować poród. My również zostałyśmy, próbując uspokoić Gardeniowy Płatek, na której pysku malował się przeraźliwy strach, jak i ból.
- Gdzie jest Wąsaty Pysk? - spytała szybko - potrzebuje go teraz...
- Jest na polowaniu - powiedział zmartwiona.
- Ja po niego pobiegnę! - zaproponowała szybko Noc i popędziła do lasu. Ja zostałam, z tego, co wiem, poród nie jest taki straszny... Przynajmniej tak się mi wydawało. Minęło trochę czasu, a Noc nie powracała. Liliowa rodziła, wyglądając za rudą posturą. Pierwszy kociak był już na świecie.
- Liż go - nakazała Burzowe Futro. Przekaz wydawał się skierowany do mnie. Lizałam energicznie małą pointkę, oblepiona w jakimś paskudztwie. Wreszcie Wąs wleciał z impetem do żłobka, podchodząc do partnerki, a za nią biegła nasza siostra.
<Nocna Burzo? Gdy Gardenia ma tokofobie>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz