Kiedy wszedł do obozu, a zaraz za nim patrol, w którym znajdował się nielubiany przez Dziczą Łapę Deszczowe Futro, kocur o burym futrze z białymi łatami obrał kierunek do legowiska, by dać swoim łapom chwilę wytchnienia. Nie było to możliwe, bowiem od razu podeszła do niego jego siostra z prośbą o to, aby razem z nią i synem Żurawinowego Krzewu udali się pod Płaczącego Strażnika. Gdy ta wspomniała o niebieskofutrym, Dzicza Łapa lekko się skrzywił, jednak nie mógł jej odmówić. Otarł się o nią swoim bokiem, mrucząc cicho, po czym we trójkę udali się do miejsca, w którym spoczywała matka rodzeństwa. Nie spodziewał się, że to, co tu usłyszy, tak bardzo nim wstrząśnie. Kiedy Oszroniona Łapa skończyła opowiadać o tym, w jaki sposób jest traktowana przez Jagodową Gwiazdę, coś pękło w Dziku. Przez dłuższą chwilę z lekko uchylonym pyszczkiem wpatrywał się w ziemię przed jego łapami, ciągle powtarzając w głowie słowa wypowiedziane przez kotkę. Nim się zorientował, ruszył szaleńczym biegiem w stronę obozu, ignorując nawoływania Oszronionej Łapy. Nie miał pojęcia o tym, co się wkoło niego działo. Po prostu pędził przed siebie, mając w głowie jedno – zabić Jagodową Gwiazdę. Skrzywdzić go tak, jak to zrobił jego siostrze, a nawet bardziej, by poczuł to tak, że sam z siebie będzie chciał umrzeć i znaleźć się w Miejscu, Gdzie Brak Gwiazd, byleby nie tu, nie z Dziczą Łapą, którego otumaniała w tej chwili niedająca się poskromić żądza mordu i krwi. Niefortunnie dla niego, Gołębia Łapa akurat wracał do obozu z kilkoma listkami między swoimi zębami, zapewne niosąc je dla Dryfującego Obłoku, by choć trochę odciążyć go od pracy. Omijanie go nie wchodziło w grę, dlatego burofutry najzwyczajniej w świecie uderzył w czarno-biały bok, turlając się razem z nim na środek obozu. Kiedy tylko się zatrzymali, a Dzicza Łapa rozpoznał w kocie jednego z kocurów, które zadawały się z Oszronioną Łapą, gniew jeszcze bardziej zawrzał w jego żyłach.
– ...i ty śmiesz nazywać się jej przyjacielem? Bezużyteczna i marnotrawiąca jedzenie strawo dla wron?! Jesteś wart mniej nawet od lisiego łajna! – wycedził przez zęby, a następnie splunął prosto na pysk ucznia. W jego brązowych ślepiach szalały gorące płomienie nienawiści oraz gniewu, a także bólu. Czuł się tak, jakby to on był przez ten cały czas raniony przez Jagodową Gwiazdę, a może i nawet gorzej. Czemu akurat padło na jedynego kota, na którym mu szczerze zależało? Gdyby nie to, że w tym momencie czarny przywódca pojawił się w zasięgu jego wzroku, Dzicza Łapa mógłby skrzywdzić leżącego pod nim Gołębią Łapę, albo nawet gorzej. Gdy tylko ich spojrzenia się skrzyżowały, brązowooki wyskoczył przed siebie z nadzwyczajną prędkością. Krew dudniła mu w uszach tak, jakby zaraz miały one pęknąć. Zdawało mu się, jakby jego serce chciało wydostać się z klatki piersiowej, bowiem biło ono tak szybko. Jednym sprawnym ruchem dostał się do barku Jagodowej Gwiazdy, zahaczając na nim swoje pazury i wbijając je tak głęboko, jak to możliwe. Wiek robił swoje, a zmysły niebieskookiego nie były tak wyostrzone jak kiedyś, dlatego nie zdążył zareagować na atak. Mimo to, bardzo szybko udało mu się odepchnąć od siebie Dziczą Łapę, przy okazji przygniatając go do ziemi swoimi przednimi łapami. Wyglądał tak, jakby wreszcie mógł wyzbyć się stłamszonych w nim emocji wobec innych kotów, którymi gardził z całego serca. Ostatnimi czasy nie wychodził z obozu, więc nie miał jak się wyżyć – oprócz, oczywiście, treningów z Oszronioną Łapą. Kąciki jego warg drgnęły delikatnie ku górze, a szaleństwo w ciemnoniebieskich oczach dodało Dziczej Łapie siłę, która brała swoje źródło wyłącznie z nienawiści. W momencie, w którym Jagodowa Gwiazda zbliżał się do ucznia, by go ugryźć w szyję, ten wysunął do przodu swój pysk i złapał za czarne ucho, niemalże od razu odrywając je i rzucając gdzieś na bok. Czarnofutry syknął z bólu, wbijając pazury jeszcze głębiej w ciało buro-białego. Krew spływająca z rany zmusiła go do zamknięcia jednego oka, co Dzicza Łapa od razu wykorzystał. Rył tylnymi łapami w brzuchu Jagodowej Gwiazdy jak w ziemi, starając się zadać mu jak największy ból. Ten jednak, nieoczekiwanie, wydał z siebie rechot i przeniósł kończynę na szyję leżącego pod nim kocura, po czym zacisnął na niej pazury.
– Jesteś o sto księżyców za młody, aby choć trochę dorównać mi siłą, chwaście – wysyczał do ucha Dziczej Łapy, a jego uścisk wzmocnił się.
Brązowooki nie mógł oddychać, więc z braku powietrza powoli zaczynał opadać z sił, a jego drapnięcia stawały się wolniejsze i słabsze. Obraz rozmywał mu się przed oczami, nie wiedząc, czy to z powodu traconej krwi, czy z niedostatku tlenu. Ostatkami tego, co mu pozostało, musnął lekko pazurami łapy napastnika, bardziej go łaskocząc, niżeli zadając obrażenia.
– N... ie... -oty... kaj... mo... oje... j sio... st.....
Przed tym, jak całkowicie stracił jakiekolwiek czucie, zobaczył jakiś szary kształt, a ciężar zniknął z jego ciała. Niestety, nie wystarczyło to, by Dzicza Łapa się ocknął, dlatego jego głowa bezwiednie opadła na ziemię. Nie znaczyło to, że umarł. Za nic w świecie nie odszedłby z tego świata, wiedząc, że ten kocur nadal tu jest i stanowi zagrożenie do Oszronionej Łapy. Nawet, gdyby to się stało – wróciłby tu jako niespełniona dusza, nękając Jagodową Gwiazdę do momentu, w którym sam będzie chciał zakończyć swój marny żywot.
< Deszczowe Futro? Oszroniona Łapo? >
Klepie!
OdpowiedzUsuńjaki z ciebie wojownik skoro nie potrafisz nawet gołą dupą jagodziany zabić
OdpowiedzUsuńNareszcie.
OdpowiedzUsuń