Ciernista Łodyga nie miała wielu księżyców, a mimo to doświadczyła wiele. Pochowała wielu. Już dawno temu zrozumiała, dlaczego starszych jest tak mało. Czemu tak niewiele kotów dożywa sędziwego wieku. Widziała rozpacz rodzin, po swoich młodych kociętach, kiedy jeszcze sama niepewnie stawiała kroki na ziemi. Rozpaczała, nie ukończywszy nawet piętnastu księżyców. Traciła kota za kotem. Brat. Uczeń. Mentorka. Przyjaciel. Siostra. A mimo to, nie spodziewała się. Nie wiedziała, że to właśnie ona będzie tą, która złamie serce jej dziecku przykrymi wieściami. Z ust burej kocicy wydobyło się ciężkie westchnienie, kiedy spojrzała w oko swojego okaleczonego dziecka. Nigdy nie była kocicą, która owija w bawełnę. Przecież to właśnie ona wytłumaczyła Ziółkowi, na czym polega śmierć. Powiedziała mu, że Rdzawy Ogon już nigdy nie wróci. Skoro wtedy przeszło jej to przez gardło, prawie trzydzieści księżyców temu, to teraz też będzie w stanie powiedzieć Fiołkowej Łapie, że utraciła połowę pyska.
— Kochanie... Widzisz tak, jak widzisz, ponieważ nie masz oka — powiedziała, na tyle spokojnie, na ile mogła. Bała się, o wiele bardziej, niż podczas licznych walk, jakie przeszła. Bała się, bo nie chodziło o nią i jej zdrowie. Chodziło o zdrowie i samopoczucie jej córeczki. Och, dlaczego pozwoliła jej trenować z tą wariatką?
Pozostałe oko Fiołkowej Łapy rozszerzyło się, a kotka z dozą zdziwienia i (o zgrozo) ekscytacji spojrzała na rodzicielkę.
— Naprawdę? Chcę to zobaczyć! — zawołała energicznie, co spowodowało, że jej matki spojrzały to po sobie, to na Burzowe Serce ze zdziwieniem i lekkim przestrachem.
— M-może to szok...? — zapytał niepewnie kocur, patrząc na swoja pacjentkę. On też nie wiedział, co się tutaj wydarzyło. Cierniu nie była pewna, czy powinna się śmiać, czy płakać, jakaś część kocicy poczuła jednak ogromną ulgę. Jej dziecko wróciło i nie rozpacza. Przynajmniej jak na razie. Nie chciała, aby Fiołek musiała przez całe swoje życie martwić się tym, co zrobiła jej pokraczna Żmijowa Łuska. Chciała, aby mogła żyć normalnie. Być szczęśliwa wśród kotów, które ją kochały. Żeby czuła się ze samą sobą w porządku.
— Chcę siebie zobaczyć — powtórzyła jeszcze raz z uporem koteczka. Brzoskwiniowa Gałąź spojrzała niepewnie na Burzowe Serce. Najbliższe źródełko wody, w którym kotka zobaczyłaby swoje odbicie, było kawałek stąd, a mała przecież dopiero co się obudziła. Czy to nie za wiele? Zresztą, kotka powinna najpierw coś zjeść i wypić. Nie ruszyła się od czterech dni, zdecydowanie jest wycieńczona...
— Jak myślisz, Burzowe Serce? — zapytała kremowa — Może...?
< Burza? Przekaż potem Fiołkowi :3 >
Identyfikuję się jako Fiołkowa Łapa
OdpowiedzUsuńJest twoim spirit animal? XD
Usuń