Ganiąc się w myślach, zaczęłam węszyć dookoła. Byłam już dość blisko granicy z Klanem Burzy, ale ich zapach na szczęście nie był na tyle intensywny, by maskować inne. Po ostatniej aferze na zgromadzeniu pewnie wszystkie ich patrole skupiły się na granicy Klanu Nocy. W końcu znalazłam jakiś dość świeży trop ptaka i weszłam na drzewo. Nie był to może wróbelek, ale i tak zapowiadał się dobrze. Szkoda tylko, że gdzieś w połowie drzewa jego ślad się urwał. Ptaszysko pewnie poleciało dalej. Westchnęłam i już miałam zejść na dół, ale po chwili zastanowienia zostałam na drzewie. Po co schodzić na ziemię gdzie każde zwierzę usłyszy pewnie na kilometr moje kroki w liściach. Zamiast tego wspięłam się na czubek drzewa i rozejrzałam się dookoła. Niebo było lekko zachmurzone, ale nie zapowiadało się na deszcz. Wszędzie gdzie spojrzałam, było widać las nagich patyków od czasu do czasu ozdobiony jakimś złocistym pomponem. Po prawej stronie już całkiem blisko mogłam dostrzec mały strumyczek, który wyznaczał granicę klanu. Woda raz stawała się szara, a raz zaczynała błyszczeć jak pozłocona w zależności od tego, czy słońce było zasłonięte przez chmurę lub nie. Uśmiechnęłam się na widok tego śmiesznego przedstawienia i zaciekawiona zaczęłam przechodzić z drzewa na drzewo w kierunku małej rzeczki. Po drodze złapałam trop jakiegoś gryzonia, więc trochę przyśpieszyłam. Gdy byłam już bardzo blisko granicy, zeszłam na ziemię i powoli, uważając, by nie zaszeleścić żadnym liściem (może mi się tym razem poszczęści i zwierzę będzie jeszcze na terenie Klanu Wilka) podeszłam do strumyczka. Pierwsze co zauważyłam, była duża szylkretowa calico kotka. Trochę zawiedziona, że nie ma tu jednak gryzonia, nie myśląc nawet o tym, by się dokładniej przyjrzeć pozie kotki lub otoczeniu krzyknęłam do kotki:
- Hej! - kocica zaskoczona odwróciła w moją stronę głowę i wylądowała na śliskim zboczu strumyka. Nie zdążyłam nawet pisnąć, a ta zsunęła się do wody, a raczej do gęstej mazi, która odsadzała się po bokach razem z wodą. Nie wiele myśląc sama, nie wiem czemu, skoczyłam w miejsce, gdzie osunęła się szylkretka. Nawet nie odwróciłam się, gdy pod łapami przebiegł mi szczur. Sama ledwo nie spadając do lodowatej wody, spróbowałam chwycić teraz szamotającą się kotkę. Mocno ugryzłam ją w (chyba kark, ale trudno mi to było wtedy określić) i szarpnęłam z całej siły w moją stronę. Spróbowałam się cofnąć, ciągnąc równocześnie za sobą szarpiącą się kotkę, ale nie fortunnie stanęłam na jakiś kamyk i z pluskiem wpadłam do wody tak jak moja poprzedniczka. Chwilę się razem szamotałyśmy w wodzie i dopiero po kilku uderzeniach serca zorientowałyśmy się, że obydwie możemy stać na dnie. Zawstydzona i cała przemoczona weszłam powoli na śliskie zbocze i stając na kępkach traw, weszłam na jakąś polanę. Po raz drugi stanęłam na terenie Klanu Burzy i po raz drugi nie wynikło tego nic dobrego. Spojrzałam na swoją kompankę, która też już w ciszy weszła na brzeg i teraz tasowała mnie swoimi chłodnymi oczami. Cicho westchnęłam i odpowiedziałam na jej spojrzenie. Po kilku minutach patrzenia na siebie nawzajem spróbowałam przerwać ciszę.
- Niezłe z nas mysie móżdżki - wyszeptałam cicho, ciągle nie odrywając wzroku od kotki i czekając na jej reakcję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz